/Dodatek/

166 21 67
                                    

Taehyung wszedł do starego, odrestaurowanego budynku i przyspieszył kroku. Większość ludzi już była w głównej sali, a on musiał się jeszcze dostać na górę, do ich prywatnej loży. Miał zaledwie kilka minut, nim zgasną światła, a w ciemnościach nie miałby okazji podziwiać partnera, który - jak wiedział - już na niego czekał.

Przeskakując po dwa schodki, stanął przed masywnymi drzwiami i pchnął je, wślizgując się do środka. Jimin jeszcze nie usiadł, stał oparty o balkon, zerkając w dół, na pustą scenę. Odwrócił się do niego, słysząc hałas i Tae dostrzegł, jak usta mężczyzny, rozciągają się w szerokim uśmiechu. Na taką reakcję liczył, pędząc ze swojej szpitalnej zmiany do domu, by zdążyć się wyszykować, przed randką. W swoim mniemaniu, nie dorównywał partnerowi, ale też nigdy nie poświęcał tyle uwagi swojemu wyglądowi. Jimin natomiast był dyrektorem teatru, w którym właśnie się znajdowali, więc uważał za swój obowiązek prezentować się...pięknie.

Park oderwał się od barierki i zagarnął go w ramiona, mrucząc z zadowoleniem.

-Dobrze, że jesteś - wymamrotał, a Kim poczuł jego ciepły oddech na policzku.

Światła zaczęły przygasać, więc Tae nie miał okazji nic mu odpowiedzieć. Usiedli, wlepiając wzrok w scenę, a on odnalazł dłoń partnera, wdzięczny, że są tutaj sami.

Może i ludzie wiedzieli, że Park Jimin - dyrektor największego teatru muzycznego, jest gejem, ale on sam czuł się zawsze niezręcznie, gdy przyciągali spojrzenia.

Kurtyna się rozsunęła i Taehyung westchnął z zachwytu. Na deskach teatru stał drugi najpiękniejszy mężczyzna, jakiego przyszło mu poznać i pokochać.

Jungkook ubrany był w zwiewne, czarne szaty, które upodobniały go do mrocznego elfa. Tak też zaczął się poruszać. Z lekkością i żarem. Głowa opadła mu na bok, a włosy, przysłoniły oczy, pomalowane czarnym cieniem, kilka kosmyków, przykleiło się do ust i Tae już wiedział, że...będzie je dzisiaj przygryzał w łóżku.

Ciało mężczyzny wygięło się w podskoku, a później Jeon ciężko opadł kolanami i łokciami, uderzając o scenę. Jak wiele razy scałowywał z niego ślady po tym układzie, który wreszcie dane mu było zobaczyć?

Przez publiczność przebiegł pomruk zachwytu, gdy Jungkook zaczął unosić się, niczym marionetka. Ostatecznie "zawisł", zgasło światło, a później weszli inni aktorzy.

-Mówiłem mu, że będziesz zachwycony - szepnął Jimin wprost do jego ucha.

-Jest niesamowity - wychrypiał, uświadamiając sobie, że wzruszenie ściska mu gardło. Przez twarz partnera przebiegł cień, który szybko został odgoniony i Tae, położył mu dłoń na kolanie, ściskając delikatnie - przepraszam.

-Nie przepraszaj - powiedział rozbawiony - również uważam, że jest magiczny.

-Też jesteś - zapewnił go.

-Byłem - poprawił Jimin, całując go w policzek - nie przejmuj się. Oglądaj dalej.

Powrócił do śledzenia sztuki, chociaż, gdy chwilowo Jungkook zniknął ze sceny, nie był nią tak zaaferowany. Wciąż zaciskał dłoń na kolanie partnera i mimowolnie powracał wspomnieniami do okresu, gdy przychodził na spektakle, ale...oglądał dwójkę swoich ukochanych, a nie jednego. Z czasem jednak Jimin walcząc od lat z nawracającą kontuzją, musiał zrezygnować z tańca, dostając wiadomość, że prawdopodobnie sprowadził to na siebie sam - swoją zbyt intensywną pracą i popychaniem ciała do granic. To był ciemny okres dla całej ich trójki, ale szczególnie dla samego Parka, który przez wiele dni, nie potrafił wyjść z łóżka. Teraz było lepiej, chociaż...podejrzewał, że partner cierpi za każdym razem, gdy ogląda Jungkooka na scenie. A był na każdym jego spektaklu, chociaż nikt tego nie wymagał od jego posady dyrektora.

Dom z naszych ramion [Vminkook]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz