Rozdział 6

59 18 86
                                    

Obudziłem się z rozsadzającym czaszkę bólem głowy i wyschniętym gardłem. Miałem poczucie, jakbym przed snem połknął garść piasku. Ostrożnym krokiem udałem się do kuchni, by napić się wody. Chłodna ciecz poprawiła nieco moje samopoczucie.

Otworzyłem lodówkę, ale na samą myśl o śniadaniu, żołądek wykonał w moim brzuchu salto. Zrezygnowałem nawet z kawy, bo nie chciałem go drażnić. Otworzyłem drzwi na górnym tarasie i w samych bokserkach przywitałem przedpołudniową aurę.

Pstryknąłem guzik we wnętrzu domu, uruchamiający jacuzzi. Wczorajszy deszcz zostawił wilgoć i chłód w powietrzu. Potrzebowałem porządnego rozgrzania, zanim będę mógł stawić czoła Frankowi. Odczekałem dziesięć minut, zanim zdjąłem bieliznę i zanurzyłem się w gorącej wodzie. Odetchnąłem głęboko, delektując się rześkim powietrzem i w całkowitej ciszy obserwowałem wolno przesuwające się chmury.

To właśnie uwielbiałem w swoim domu. Nowoczesna i w pełni zabezpieczona budowla na skraju lasu. Oszklone ściany dające mi, niczym niezmącony, widok na otaczającą mnie przyrodę. Wysoko zaawansowana technologia sprawiała, że ściany działały niczym lustra weneckie. Żadne ciekawskie oko nie mogło zobaczyć, co działo się w środku.

Z głębi domu dolatywała melodia. Dopiero po chwili zorientowałem się, że dobiegała ona z mojego telefonu. Nie chcąc przerywać sobie relaksu, zignorowałem ją. Ktokolwiek to był, musiał poczekać. Nie byłem w nastroju na pogadanki: miałem kaca, byłem jeszcze wciąż wkurzony wczorajszym wieczorem, a w dodatku byłem głodny i miałem niedobór kofeiny we krwi.

Na szczęście, kimkolwiek była ta osoba, nie była natrętna. Jedno wiedziałem. To nie mogła być Eva.

Kiedy poczułem, że wypociłem z siebie tyle, ile mogłem, wróciłem do środka. Całkowicie nagi przemieszczałem się po domu, wiedząc, że jestem zupełnie sam. Stanąłem jak wryty, przypominając sobie wczorajsze najście. Amelia nie miała kluczy, a nie zauważyłem nigdzie śladów włamania. Jednak dostała się do środka. I to bezszelestnie. Choć tego ostatniego nie mogłem być pewien, gdyż szum wody skutecznie zagłuszyłby włamywacza.

Kliknąłem parę przycisków w ekspresie do kawy i pognałem do sypialni. Pospiesznie ubrałem spodnie dresowe i koszulkę, a potem, z laptopem pod pachą, wróciłem do kuchni. Usiadłem na jednym z krzeseł i przejrzałem nagrania z kamer.

Pierwsze, co zobaczyłem to Bastian okrążający posiadłość. Za nim, pewnym krokiem, szła Amelia i rozglądała się po górnym piętrze. Czekała kilkanaście metrów przed domem, a gdy pies wrócił z obchodu, spojrzała na niego i poruszyła ustami. Doprawdy, dziwną relację miała ze swoim pupilem.

Zdziwiło mnie to, że po chwili spojrzała prosto w główną kamerę i pomachała mi. Jak rasowy psychol w jakimś thrillerze. Z szerokim uśmiechem kroczyła wprost pod frontowe drzwi. Zasłoniła widok, bym nie widział, jak weszła do środka. Może wytrych? – pomyślałem. Odsunąłem urządzenie i popędziłem do drzwi. Wyglądały na nienaruszone.

Czy jeśli jesteś specem od ochrony, to czy automatycznie stajesz się specem od włamań? – zakiełkowała mi w głowie myśl.

Chwyciłem za telefon i wybrałem numer włamywaczki.

– Nareszcie oddzwaniasz – zaczęła bez powitania Amelia.

Odsunąłem aparat od ucha i sprawdziłem połączenia. To ona dzwoniła, kiedy byłem w jacuzzi.

– Dzwonisz przeprosić za włamanie, czy prosić bym nie zgłaszał tego na policję? – zapytałem wprost.

– Włamanie? Aaa to... – brzmiała, jakby była to taka drobnostka, że wypadła jej z głowy. Ciekawe, ile razy już to robiła?

– Spokojnie, nie masz dowodów – odparła beznamiętnie.

– Właśnie na nie... – urwałem, widząc jak wszystkie moje kamery, jak jeden mąż, wyświetlają informację „usterka" – Jak ty to...?

– Dzwonię, by przeprosić za żart, jaki ci wczoraj wycięłam. Był niedojrzały i po namyśle stwierdzam, że wcale nie śmieszny.

– Nie był – potwierdziłem.

– W ramach przeprosin proponuję kawę. Najlepiej za godzinę, bo akurat mam wolną chwilę. – W tle słyszałem, jak stuka paznokciami w klawiaturę.

– Zgoda, ale pod jednym warunkiem. – Cisza w słuchawce kazała mi kontynuować. – Jeśli obiecasz, że nigdy więcej się do mnie nie włamiesz.

– Obiecuję – westchnęła przeciągle.

Miałem wrażenie, że nie mi jednemu to przysięgała.

– Będę za godzinę – rzekłem i się rozłączyłem.

Nie było trudno się domyślić, gdzie mogłem ją znaleźć. Przebrałem się w ciemne spodnie, golf i narzuciłem na siebie płaszcz. Korciło mnie, by pojechać motocyklem, ale nawierzchnia była zbyt mokra. Mercedes klasy S nadawał się do tego idealnie. Klepnąłem po drodze Yamahę w przednie światło.

– Nie wszystko stracone, Michael.

Byłem świadomy tego, że brat nie pochwaliłby metody, którą wybrałem, grając o jego maszynę.


Niezdecydowana kobieta z tej Amelii. Niby nie chce Theo, a jednak zaprasza go na kawę :)

Ten rozdział jest krótki, więc od razu zapraszam do następnego. Zostaw gwiazdkę, jeśli ci się spodobał :)

Ale i tak będą statystyki:

4599 - ZZS

674 - Wyrazów

2 - Strony a 4

4 - tyle wg wattpada czyta się rozdział szósty


Zawrzyjmy układOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz