Ciało wciąż miałem napięte od gromadzących się emocji, gdy wróciłem do domu. Dlatego, jak tylko przekroczyłem próg, udałem się do pomieszczenia z workiem treningowym. Nawet nie przebrałem się w nic wygodniejszego, bo chciałem jak najszybciej dać upust temu, co zżerało mnie od środka.
Założyłem rękawice i z całej siły upuszczałem z siebie parę. Nie wiem, ile minęło czasu, aż opadłem z sił i cały spocony osunąłem się na zimną podłogę. Sądziłem, że poczuję się lepiej, ale gdy tylko wyrównałem oddech, poczucie złości i żalu wróciło ze zdwojoną siłą.
Wszedłem pod lodowaty strumień wody, aby ostudzić napędzające mój krwiobieg emocje, ale to również nie dało rezultatu. Dopiero gdy w ręczniku usiadłem na łóżku, zdałem sobie sprawę, że nie potrzebowałem wysiłku, ani gwałtownej zmiany temperatury, żeby się uspokoić.
Potrzebowałem towarzystwa, a w tej chwili chciałem tylko jednej osoby, która byłaby mi w stanie to zapewnić. Sądząc po tym, że dochodziła osiemnasta, najprawdopodobniej była jeszcze w pracy. Mimo to wystukałem do niej wiadomość.
Ja: Masz plany na dziś wieczór?
Zdążyłem ubrać się w spodnie dresowe, zanim odpisała.
Kruszynka: Jestem w pracy do dwudziestej. Dlaczego pytasz?
Ja: Mam kiepski dzień, przydałoby mi się towarzystwo.
Czułem się jak atencyjne dziecko, pisząc tę wiadomość. Równie dobrze mogłem napisać „Theodol jest smutny i potsebuje się psytulić". Mimo to, ogarnęło mnie przeczucie, że Amelia nie będzie mnie wyśmiewać.
Kiedy jednak minęło piętnaście minut bez odpowiedzi, stwierdziłem, że chyba się pomyliłem. Odrzuciłem telefon na bok i zszedłem na dół. Znów zostałem osaczony przez poczucie samotności. Zacząłem układać figury na szachownicy, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Może jednak przyszła? – odezwał się, pełen nadziei, głos w głowie.
Poczucie ulgi, jakiego doznałem, gdy otwarłem drzwi i ujrzałem znajome, brązowe oczy, było nie do opisania.
– Przyszłaś – stwierdziłem oczywistą oczywistość.
– Chciałeś tego, prawda?
Kiwnąłem głową i wpuściłem ją do środka. Nie uszło mojej uwadze, że zdjęła buty w przedpokoju. Wziąłem od niej płaszcz i gestem zaprosiłem do salonu.
– Chodzi o twoich rodziców? – zapytała, jak zwykle trafiając w punkt.
– O ojca – doprecyzowałem.
Usiedliśmy na kanapie i nawet nie zwróciłem uwagi, jak zacząłem się zwierzać. Opowiedziałem całą wcześniejszą rozmowę, a ona słuchała uważnie, co jakiś czas kiwając w zrozumieniu głową. Nie widziałem w jej oczach litości i chciałem ją za to pocałować.
Z niesamowitą wyrozumiałością wysłuchała wszystkiego, co miałem do powiedzenia i nie zadawała żadnych pytań. Gdy skończyłem, czułem się, jakby ktoś wyciągnął mnie z kadzi pełnej smoły. Chyba po prostu musiałem się wygadać.
– Wiesz, co mi pomaga, jak mam gorszy dzień? Lody.
Rzuciłem brunetce rozbawione spojrzenie, mając oczywiste skojarzenie.
– Podoba mi się ten pomysł.
– Nie takie, zboczeńcu. – Walnęła mnie w ramię, po czym wstała i podeszła do lodówki.
– Jakieś powinienem mieć w zamrażarce – rzuciłem i ruszyłem za nią.
Schyliła się i parsknęła śmiechem na widok idealnie ułożonych opakowań mrożonek. W końcu znalazła to, czego szukała i w geście zwycięstwa uniosła pudełko lodów w górę.
CZYTASZ
Zawrzyjmy układ
RomanceTheo twierdzi, że potrafi w ciągu miesiąca rozkochać w sobie każdą dziewczynę. Jest na tyle pewny siebie, że zakłada się o swój motocykl, który znaczy dla niego bardzo wiele. Wybór pada na Amelię - wybitną szachistkę, która tego samego wieczoru dała...