TOY

361 34 27
                                    


Przed wojną czas galopował niezwykle szybko. Niemal codziennie umierał ktoś, kto nie powinien jeszcze opuszczać tego świata. Chaos wdarł się w moją codzienność. Ciągłe podróże, problemy ze snem i nieustanne obcowanie z czarną magią sprawiły, że te kilka miesięcy przed ostatecznym starciem z Voldemortem zlały się w mojej głowie w coś na kształt sennej mary.

Jest taki typ snów, który zostawia na plecach zimne dreszcze i jednocześnie przykleja się do śniącego, oblepiając każdy skrawek jego ciała. To uczucie można porównać do momentu, kiedy wpada się do lodowatej wody na środku stawu, w ciężkich zimowych ubraniach. Chłoną wodę z zawrotną prędkością, zamieniając się w ciężką zbroję, którą nie sposób zdjąć. Która ciągnie cię w dół. Na dno.

Powrót do Hogwartu był przyjemnym orzeźwieniem. Znajome, choć wymizerniałe i pobladłe twarze napawały otuchą. Poszukiwania diademu. Walka. Krzyki. Światła. Koszmar.

Kiedy było już po wszystkim, zdecydowałem, że nigdy w życiu nie chcę widzieć nic takiego. Z tego powodu zrezygnowałem z zostania Aurorem już na dobre. I tak rozpoczęcie roku w Hogwarcie zostało przełożone na październik, z uwagi na liczne zniszczenia Zamku, więc mimo że sierpień powoli się kończył, nie przejmowałem się niczym. Powoli dochodziłem do pełnej sprawności (oberwanie Avadą to w końcu nie takie byle co) mieszkając na Grimmauld Place, które oficjalnie odziedziczyłem po Syriuszu.

Co ciekawe, nie mieszkałem sam. Zgodziłem się przyjąć pod swój dach swojego dawnego profesora, który był w zdecydowanie gorszym stanie niż ja. Dodatkowo czekał na niego proces (co prawda jego werdykt był jednoznaczny, zwłaszcza dzięki wstawiennictwu Wielkiego Pottera), więc musiał zostać objęty tymczasowym nadzorem.

Powiedzieć, że Snape był tym wszystkim zirytowany, to jak nie powiedzieć nic.

Był wściekły, obruszony i naburmuszony. Chodził po Grimmauld Place, fukając na wszystko, co tylko możliwe i strzelając na prawo i lewo spojrzeniem pełnym błyskawic. Cóż, po tym wszystkim, co się wydarzyło, miał do tego prawo. Kiedy ja skupiłem się na tym, żeby urządzić stary dom najlepiej, jak tylko byłem w stanie, on przesiadywał godzinami w swoim pokoju lub bibliotece, udając, że nie istnieję.

Wejrzenie w jego wspomnienia, sprawiło, że zacząłem patrzeć na niego inaczej. Zwłaszcz teraz kiedy to wszystko się skończyło, to właśnie my byliśmy najbardziej skrzywieni wojną, bólem i ciężarem poświęceń. W pewien sposób byliśmy podobni.

W pierwszych tygodniach, kiedy zgłosiłem się do opieki nad nim, spędziłem dużo czasu, dbając o jego ranę i monitorując parametry życiowe. Obserwowałem, jak bardzo spokojna wydaje się jego twarz, kiedy nie wykrzywia jej w swoich szyderczych grymasach, którym mimo wszystko tak bardzo mi brakowało. Po dwóch tygodniach się obudził a kolejne siedem dni później miał już wystarczająco dużo siły, żeby wyrzucić mnie ze swojego pokoju.

Był wściekły, że zabrali mu różdżkę, jako dowód w sprawie. Nietrudno było się domyślić, że nie lubił czuć się bezbronny i odsłonięty. Zupełnie zdany na moją łaskę, w kryzysowych sytuacjach.

Mimo tego wszystkiego zdążyłem już zacząć patrzeć na niego inaczej. Już nie był moim profesorem a ja jego uczniem. Tutaj byliśmy po prostu Snapem i Potterem a tak bardzo chciałem, żebyśmy stali się Severusem i Harrym. Może sobie to wymyśliłem i wmówiłem, jednak mógłbym przysiąc, że on też na mnie patrzy. Intensywniej i z pewnym napięciem.

Wiedziałem, że obydwoje jesteśmy niezwykle uparci i bez Bożej pomocy nigdy się nie dogadamy, więc któregoś wieczora wymyśliłem plan. Test, który zweryfikuje, czy powinienem zagłębiać się w to dalej. Czy on też coś do mnie czuje? Czy też o mnie fantazjuje? Co o mnie myśli? Jak zareaguje?

TOYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz