Rozdział 1

24 5 2
                                    

Czterdzieści minut po trzynastej. Wreszcie koniec wykładów na dziś. Był upał jak mało kiedy a uczelnia nawet nie raczyła zainwestować w klimatyzację. W sumie, czego tu oczekiwać? To Polska. Nic dodać, nic ująć.

- Dziękuję Państwu za uwagę, do zobaczenia na jutrzejszych laboratoriach – wykładowca oficjalnie zakończył wykład i w końcu mogłem się spakować.

Szybko wrzuciłem rzeczy do plecaka i ruszyłem w stronę wyjścia z sali, przygotowując już słuchawki do włączenia i założenia.

Niech nikt nie zagada, niech nikt nie zagada, niech nikt...

- Vincent! Jak tam? – zagadał jeden ze studentów.

Nie raz z nim gadałem i prosiłem o notatki. Wydawał się być okej, ale za nic nie mogłem spamiętać jego imienia.

- Oo, siema – udałem miłe zaskoczenie i się uśmiechnąłem lekko. – Całkiem okej, ale myślałem, że się upiekę w tej sali.

- To samo. Dzisiaj planujemy z Matim zrobić imprezę u mnie. Wbijasz?

Kurwa, przekląłem w myślach miliony razy zanim wymyśliłem na szybko jakąś wymówkę.

- Nie, nie mogę. Wiesz, nauka na ten...

Urwałem, nie pamiętając nawet czy mamy jakieś kolokwium w najbliższym czasie czy nie.

- Ah, no tak. Algebra sama się nie zaliczy – powiedział trochę rozczarowany.

-Tak, tak. Algebra. Macierze i te sprawy, muszę poćwiczyć –powiedziałem trochę pośpieszniej niż zamierzałem. – no nic, umieram, więc spadam na akademik, pa! – dokończyłem zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i ruszyłem w swoją stronę.

Szybko założyłem słuchawki i puściłem muzykę. Wbiłem wzrok w ziemię, a ręce w kieszenie.

W końcu wyszedłem z budynku uczelni i ruszyłem w stronę parku, za którym był akademik. Gdy miałem pewność, że nikt na mnie nie patrzy, wyjąłem ręce z kieszeni po czym zsunąłem zegarek i bransoletki trochę w dół przedramienia.

Tak, dalej miałem jebitną niebieską kropkę na przedramieniu, blisko nadgarstka. Pojawiła się ona kilka dni temu i ciągle rosła. Mama była pielęgniarką, mógłbym jej zapytać ale zaraz by zaczęła panikować. Patrzyłem w necie, nic nie znalazłem.

Co to do cholery mogło być? Umrę na raka, czy...

Nagle poczułem silne uderzenie z tyłu głowy a obraz przed moimi oczami się rozmył.

Chyba jednak umrę przez handlarzy organów. Sorry raczku, było być szybszym.

MiędzyświatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz