Wieczorem na chwilę przyszedł Charlie, by sprawdzić jak się czuję. Fizycznie nie było źle, natomiast psychicznie miałem nadzieję, że zupełnie przypadkiem wpadnę przez okno.
Potem zostałem zaproszony na wspólną kolację (zaproszenie odrzuciłem), a następnie nie-wróżka pokazał mi gdzie były łazienki na piętrze. Na szczęście okazało się, że były tuż obok mojego pokoju. W komodzie były ubrania mojego rozmiaru. Wziąłem więc losową bluzkę i bieliznę. Zaraz po szybkim prysznicu, wróciłem do łóżka.Jednak przez większość nocy nie zmrużyłem oka. Udało mi się zasnąć nad ranem, lecz niewiele później obudził mnie łupot na schodach. Wstałem zaspany i otworzyłem drzwi. Podszedłem do schodów i spojrzałem w dół.
Tam Kapitan otrzepywał się. Popatrzył się na mnie i się zaśmiał.
- Miałem szybką pobudkę - uśmiechnął się.
I mógł być jeszcze szybszy wstrząs mózgu, odpowiedziałem w myślach.
- Rozumiem - wymamrotałem zmęczonym tonem i przetarłem oczy. - jesteś cały?
- Calejszy nigdy nie byłem! - odparł zadowolony, jakby upadek ze schodów był jakimś osiągnięciem. - Chodź na śniadanie, Vincy.
Nawet nie wiem kiedy zniknął mi sprzed oczu, zanim zdążyłem jakkolwiek zaprotestować.
Westchnąłem i wróciłem do pokoju by się przebrać. Całe szczęście, w komodzie znalazłem czarne ubrania. Wyjąłem T-shirt, jeansy i skarpetki, po czym szybko je założyłem. Gdy już miałem wyjść z pokoju, przystanąłem na chwilę. Kapitan... Tylko Jaco nazywał mnie Vincy.
Tylko starszy kuzyn, Jakub nazywał Vincenta "Vincy". Natomiast Vincent nazywał Jakuba "Jaco". Były to ksywki wymyślone na potrzebę zabaw w tajnych agentów i żołnierzy.
Rozglądnąłem się szybko. Znowu ten głos. Coś jakby lektor, lecz nie do końca. Przęłknąłem ślinę i dłonią przeczesałem moje czarne włosy.
Nie wiem co tu się odpierdalało i nie byłem pewny czy chcę wiedzieć. Opcji było wiele, między innymi możliwe, że oszalałem lub jakiś demon się na mnie uwziął.
Lub to serio jest jakaś książka lub film.
Tą ostatnią myśl jednak wypchnąłem z głowy. Zbyt podchodziła pod szaleństwo.
Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z pokoju, po schodach do salonu a następnie do kuchni. A raczej kuchnio-jadalni.
Po lewej był blat razem z kuchenką i zlewem. Szafki znajdowały się zarówno nad jak i pod blatem. Na środku stał duży, okrągły stół. Podłoga składała się z jasnych kafelek. Po prawej znajdowało się wielkie okno, przez które było widać ogród. Ściany i drzwiczki szafek również były jasne, coś w stylu beżu jakbym miał zgadywać nazwę. Natomiast blat, stół, zlew i kuchenka były czarne.
W pomieszczeniu był już Xavier, Charlie i Milo. Znajdował się tu również jeszcze jeden chłopak. Wydawał się być blisko mojego wieku.
Był parę centymetrów wyższy ode mnie i miał rude, rozczochrane włosy. Pod jego piwnymi oczami były cienie, jakby nie spał od kilku dni co najmniej. Smukła twarz nie wyrażała żadnych emocji. Na dłoniach i przedramionach miał dość widoczne żyły. Ubrany był podobnie jak ja, tyle że jeszcze miał zieloną, rozpinaną bluzę.
To był pewnie Vertex, o którym Xav wspomniał wczoraj. Zmiennokształtny. Mimo, że jeszcze do mnie nie podszedł, wydawał się być na swój sposób irytujący.
Milo uśmiechnął się do mnie, jednak był zajęty rozmową z Charlie. Mówili coś o roślinach i ogrodzie. Kapitan natomiast stał przy blacie i szykował śniadanie. A Vertex... Vertex po prostu był, podobnie jak ja.
CZYTASZ
Międzyświat
FantasyTypowy student, nerd bez życia społecznego został nagle wciągnięty w inny świat. Lub inaczej zwany - Międzyświat. Wróżki, demony to jednak nie mity by straszyć dzieci. Czy w tej bajce były też smoki? Tak, i to całkiem sporo. "Nigdy nie chciałem być...