Rozdział 2

11 3 0
                                    

Otworzyłem powoli oczy.

— Japierdole – wymamrotałem, gdy poczułem jakby światło próbowało mi wbić igły w oczy.

Czułem się gorzej niż na kacu w pracy. Potarłem oczy i usiadłem powoli by rozejrzeć się po miejscu, w którym się znalazłem. Nie była to piwnica, więc albo jakiś psychofan z Instagrama mnie porwał albo sprzedawca organów, na którego trafiłem był wyjątkowo miły.

Znajdowałem się w niewielkim pokoju, siedziałem na łóżku jednoosobowym. Tuż zaraz obok mnie po prawej była mała komoda, na której leżał mój zegarek i bransoletki z lewej ręki. Dalej była wielka, drewniana szafa. Drzwi były zadrapane jakby ktoś z LGBT desperacko próbował wrócić do swojej szafy (wiem, bo sam nie raz tak miałem). Niedaleko były drzwi do jakiegoś pomieszczenia lub ogólnie wyjściowe z pokoju. Było tu też wielkie okno z niebieskimi zasłonami, a zaraz pod nim zawalone książkami biurko. Ściany były koloru beżowego lub kremowego – ciężko powiedzieć, nigdy nie byłem dobry w nazewnictwie kolorów.

Westchnąłem i spuściłem nogi na ziemię. Tam zastał mnie puchaty dywan. Zaraz obok niego stały moje buty.

Moje buty stały obok...

Szybko spojrzałem po sobie, by sprawdzić czy nadal miałem swoje ubrania na sobie. Nagły ruch sprawił, że poczułem rwący ból wzdłuż mojego kręgosłupa, lecz olałem go na ten moment. Mój T-shirt, spodnie i skarpetki były na swoim miejscu. Tyle dobrego. Jeśli to psychofan, przynajmniej znał granice.

Zgarnąłem swoje bransoletki i zegarek z komody i wcisnąłem je w kieszeń moich spodni. Gdy już chciałem wstać i wiać, ktoś otworzył drzwi pokoju.

Kurwa – przekląłem w myślach i spojrzałem na osobę, która śmiała przerwać mój plan ucieczki.

Niebieskie włosy, delikatna twarz, szpiczaste uszy, niebieski T-shirt, czarne krótkie spodenki...

Chwila. Spiczaste uszy? Spojrzałem tej osobie w oczy. Złote oczy.

Czy ja oszalałem? Czy nagłe uderzenie w tył głowy spowodowało wstrząśnięcie mózgu i jakieś uszkodzenia? Czy moja percepcja już nie percepcjuje? Co tu się odwaliło? Czy ja oszalałem? Te uszy wyglądały na sto procent prawdziwe, oczy tak samo. Nie operacja, nie soczewki...

— Witaj – odezwał się elf, uśmiechając się delikatnie. – Jak się czujesz?

Siedziałem cicho, patrząc na osobę przede mną jak na kosmitę. Po chwili palnąłem:

— W skali od jednego do dziesięciu, jak mocno walnęliście mnie w łeb?

Elf zaśmiał się cicho.

— Czyli serio nigdy nie miałeś styczności z Międzyświatem.

Z czym?

Uniosłem jedną brew.

— Dobra, od początku. Kim jesteś, jakie zaimki i czy jesteś jakimś moim psychofanem, sprzedawcą nerek czy zamierzasz mnie wywieźć do Niemczech? – zasypałem ono pytaniami.

Szpiczasto-uchy zamknął drzwi za sobą i usiadł na krześle obok biurka.

— Nazywam się Charlie, używam głównie męskich lub nijakich zaimków. Chociaż w moim rodowitym języku zaimki nie mają znaczenia, tak jak w angielskim. I jestem pół Fae, pół człowiekiem.

— Och, wróżka, świetnie. Smoki też tu macie? – zapytałem sarkastycznie.

Brwi Charliego drgnęły w irytacji, nie wiem czy przez mój sarkazm czy nazwanie go wróżką.

— Tak – odpowiedział krótko, mniej przyjaznym głosem niż wcześniej. – I nie jestem wróżką. Ja staram się być wyrozumiały jak ktoś mnie tak nazwie, lecz większość Fae by cię za to pochlastała.

MiędzyświatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz