Rozdział 1

5 0 0
                                    

POV: Blair

Powietrze w Nowym Jorku zaczęło pachnieć inaczej niż zwykle. Większość mieszkańców pozostało w domach rozkoszując się ciepłym kocem i przyjemnymi gorącymi napojami, rozkoszując się nimi przy zaparowanych oknach mieszkań. Dzieci natomiast wybiegały z kamienic, rzucając się pod gołe niebo. Zabiegani dorośli, którzy nie mogli się napawać przyjemnością i odpoczynkiem w domach przez goniące obowiązki, zaciągali się rześkim lecz chłodnym i mrożącym krew w żyłach powietrzem.

Bo w końcu znajoma zima w tym olbrzymim mieście została podpieczętowana śniegiem.

Niemal każdy, kogo minęłam na pełnych chodnikach centrum, miał zaciągniętą czapkę po szyję, a grube szaliki zasłaniały połowy ich twarzy. Niektórzy chronili się parasolkami, inni chowali torby pod grube płaszcze, a jeszcze pozostali po prostu próbowali uciekać przed zamarzniętymi palcami u rąk i stóp.

Śniegu było dużo patrząc na to, że padał od dwóch godzin. Gdzieniegdzie można było zanurzyć się aż po kostki w tym ogromnym utrapieniu mieszkańców Nowego Jorku. I choć to dla wszystkich mogło stanowić wielką komplikacje, dla mnie z pewnością śnieg miał inną definicję.

W końcu patrząc na to, że zima dopiero ma niedawno wkroczyć w życie zamieszkiwanych w mieście, które nigdy nie śpi, poczułam nadchodzące święta Bożego Narodzenia z podwójną siłą niż zwykle.

Przymknęłam z rozkoszą oczy, zatrzymując się w miejscu. Uniosłam twarz, na której pierwsze co można było dostrzec to szeroki uśmiech, a gdy poczułam spadające płatki śniegu na nosie, westchnęłam z przyjemnością. Same wyobrażenie o zaczynającym się okresie kupowania prezentów, strojenia swojego niewielkiego domu bliźniaka i zapachu korzennego, który zapewne już w ten weekend pojawi się przez pierniczki w moim mieszkaniu, stwarza taką ekscytację w mojej krwi tak mocno, że czułam się jakbym po śniadaniu zażyła tabletkę ecstasy.

Miałam duże nadzieje co do tegorocznych świąt. W końcu spędzanie ich coroku w niewielkim miasteczku, w którym gdybym się nie wychowywała, nigdy bym się o jego istnieniu nie dowiedziała, nie było czymś wielkim. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że zdjęcia Nowego Jorku w świątecznej erze mijały się z rzeczywistością, czułam, że i tak będą magiczne.

Muncy to moje rodzinne miasto, w którym zaczęła się moja miłość do Bożego Narodzenia. To tak niewielkie miasteczko, że praktycznie każdy się znał, a plotki rozsiewały się szybciej niż nauczycielka oceniała moje sprawdziany w liceum. Mimo wszystko tam wszyscy byli jednością i wielką rodziną, przez co nie mogłam się doczekać aż wrócę do domu rodzinnego.

Moje marzenie, by studiować właśnie w Nowym Jorku stało się nie tylko moim celem. Praktycznie każdy mieszkaniec Muncy mnie wspierał i przy każdej okazji wypytywał o nadchodzącej przyszłości. Gdy już oznajmiłam pewną informację o moim wylocie do tego ogromnego miasta, musiałam powstrzymywać największą plotkarę Muncy przed ogromną imprezą pożegnalną. Co najdziwniejsze, dowiedziałam się od mamy, że nawet na obradach miasta o tym rozmawiali. Z wielką ulgą mogę stwierdzić, że moi rodzice są wielkimi wybawcami i wyparli im ten pomysł z głów.

Mieszkałam w Nowym Jorku już trzeci miesiąc, bo we wrześniu zaczęła się moja przeprowadzka. Zdążyłam się przyzwyczaić do popłochu i zapędu, w którym żyli mieszkańcy oraz do tego, że musiałam jeździć kawałek drogi komunikacją miejską. Nie przeszkadzało mi to, że mieszkałam prawie na obrzeżach miasta, wręcz przeciwnie. Tam mogłam odetchnąć ulgą od tego hałasu ulicznego i od tej cholernej prędkości, przez którą zawsze chciało mi się spać wcześniej niż zazwyczaj.

Wyrwałam się z zamyślenia, gdy ktoś tracił mnie ramieniem. Westchnęłam, jeszcze raz spoglądać w niebo i ruszyłam za tłumem. Poprawiłam spadającą z mojego ramienia torbę i lekko się ślizgając przez wysokie, czarne kozaki kroczyłam przez pełne ludzi chodniki. Wciąż mi brakowało ciągłego witania się z każdym mieszkańcem, jak to robiłam w Muncy i zatrzymywania się w najbardziej znanej kawiarni, po ogromny kubek gorącej czekolady, którą zawsze robiono już od początku października. Jak do tego pierwszego jakoś przywykłam, tak kawiarni musiałam znaleźć zamiennik, bo inaczej bym codziennie chodziła sfrustrowana.

Hidden SoulsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz