IV. miłego obozu, Vali

936 31 40
                                    

Do Alicante miałyśmy ponad cztery godziny drogi, więc wiedziałam że przyjaciółka przez większość czasu będzie spać. Westchnęłam i usiadłam na miejscu obok blondynki. Ama od razu położyła swoją głowę na moim ramieniu i wtuliła się w moją rękę z na co jej pozwoliłam. Uśmiechnęłam się lekko, oparłam swoją głowę o jej i przymknęłam oczy na chwilę.

Po kilku minutach autokar zaczął się pomału zapełniać na co się ucieszyłam, bo to znaczyło, że już niedługo wyjeżdżałyśmy spod budynku szkoły. Każda dziewczyna, która wchodziła do środka witała się z resztą, która już była w autokarze. Właśnie to lubiłam w tej drużynie, większość z nas nie robiła problemów i się lubiła. Niestety jak to w każdej grupie osób znajdzie się taka mała grupka, która musi mieć problem nawet o najmniejszą rzecz. U nas też taka grupka była.

Gdy tylko usłyszałam ten głupi chichot, zamarłam. Właśnie święta trójca powoli wchodziła do środka autokaru. Nie chciałam nawet patrzeć w ich stronę. Przewróciłam oczami na ich obecność, niestety były dobre w siatkę, więc trener nie chciał ich wyrzucić, chociaż wiedział jakie są.

Na ich czele szła Gabriela Lopez, za nią Carmen Alvarez i Pilar Martin. Pieprzona święta trójca, której każdy nienawidził całym sercem. Farbowana blondi szła dumnie jako pierwsza, była dość wysoka i posiadała zielone oczy, których jej trochę zazdrościłam. Miały piękny odcień. Ubrana w czarną, dość krótką spódniczkę, różowy top i białe trampki. Carmen była niską szatynką z niebieskimi, dużymi oczami. Była ubrana praktycznie tak samo jak Gabriela, różniły się tylko kolorem topu, ona miała niebieski. A Pilar była wysoką brunetką z brązowymi oczami. Jak na trójce przystało ona też była ubrana tak samo jak jej dwie przyjaciółeczki, tylko ona miała zielony top.

Zastanawiałam się czy nie jest im chłodno, no cholera, była dopiero piąta nad ranem. Przewróciłam oczami i znowu przymknęłam oczy. W duchu dziękowałam Cami, która zajęła miejsca za nami dla siebie, Sary Torres, Marie Cortes i Aby Rivera. W sumie z nimi ja i Ama trzymałyśmy się najbardziej, chociaż z większością drużyny miałyśmy dobre relacje. No oprócz trzech dziewczyn, ale to chyba oczywiste.

Po jakiś piętnastu minutach trener wszedł do autokaru i stanął na środku, co oznaczało że już wszystkie dotarłyśmy i zaraz będziemy odjeżdżać.

- Siema, dziewczyny. Nie będę dużo gadał, bo jest cholerna piąta rano, a przed nami jakieś pięć godzin jazdy. Więc zaraz wyjeżdżamy na dwutygodniowy obóz, nam nadzieję że wzięliście dobry humor.

- Oczywiście, trenerze! - Gabby nie powstrzymała się przed jakimś swoim komentarzem.

Jakby nie dorzuciła swoich trzech groszy nie byłaby wtedy sobą. Trener na jej słowa przewrócił oczami, na co lekko się uśmiechnęłam.

- Wracając, wszystkie szczegóły i plan obozu podam wam już w hotelu, bo wiem że większość teraz śpi wraz ze mną. Idźcie teraz spać czy coś. - machnął na nas ręką i się odwrócił, aby wrócić na swoje miejsce z przodu niedaleko kierowcy i innych trenerów. - A i jeszcze jedno, jak będziecie chciały przerwę na siku czy coś to krzyczcie. - powiedział na odchodne.

Westchnęłam i sięgnęłam po słuchawki wraz z telefonem. Puściłam pierwszą lepszą playlistę, położyłam głowę na głowie Amy i poszłam spać tak jak to zrobiła przyjaciółka.

☀️☀️☀️

Poczułam jak ktoś wbija mi palce w bok, więc od razu uniosłam głowę i spojrzałam za siebie na Cami, która miała na twarzy głupi uśmieszek. Wyjęłam słuchawki z uszu, aby móc ją słyszeć.

- Co ty chcesz ode mnie, szatanie? - posłałam jej piorunujące spojrzenie i wbiłam w nią wzrok.

Dziewczyna wzruszyła lekko ramionami i zaczęła bawić się moimi włosami. Brunetka miała właśnie taki dziwny tik, że często bawiła się moimi kudłami.

Camp love [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz