1. jeden wieczór

29 7 2
                                    

Ulga jaką poczułam, kiedy wyszłam z pracy po trzynastu godzinach była nie do opisania. Zegarek w moim telefonie pokazywał godzinę dwudziestą, a ja marzyłam tylko o tym, żebym w końcu położyła się spać. Na dworze było już ciemno, był początek września. Zaczynała się jesień, a ja niesamowicie sie cieszyłam, bo jesnień była moją ulubioną porą roku.

Dziś rano wpadłam na pomysł, że wybiorę się do pracy na pieszo i kiedy z niej wracałam w tych ciemnościach egispskich natychmiast tego pożałowałam. Wybrałam najkrótszą drogę, która prowadziła przez park. Niesamocie się bałam iść sama, ale nie miałam wyjścia.

Cześć nazywam się Violet Moore, a to moje życie, które nie kładzie pod nogi kłód, a stawia mury z betonu, których nie da się obalić. 

Idąc przez park czułam, że za chwilę coś się wydarzy. W głowie miałam czarne scenariusze, w których atakuje mnie seryjny morderca, albo ktoś mnie porywa. Kiedy poczułam znacznie większy stres postanowiłam odpalić papierosa. Ręce trzęsły mi się niesamowicie,  ale jakoś mi się udało. Cóż mam prawie dwadzieścia lat, a boję się chodzić po ciemku. Nie mam nic na swoje wytłumaczenie po prostu się boję od zawsze.

Papieros tlił mi się między palcami, a ja byłam coraz bliżej wyjścia z parku. Po drodze spotkałam zakochaną parę, która szła za rękę. To pogorszyło mój humor. Miłość- czym właściwie ona była?

Wyrzuciłam niedopałek na ziemię i wyszłam z ciemnego parku i to chyba była moja najgorsza decyzja tego dnia.
Kiedy wyszłam na osiedle pełne bloków zrozumiałam, że znajduje się w miejscu, w którym mieszka niegrzeczny chłopiec. Miejscu, w którym nie powinnam się znaleźć. Przyśpieszyłam kroku, bo co jak to właśnie on miałby okazać się seryjnym mordercą i porywaczem?

Kiedy już myślałam, że przejdę niezauważalnie obok bloku, w którym mieszkał Gabriel grubo się pomyliłam.

- Lecisz  na sabat czarownic, gdzie twoja miotła?- drwiący głos chłopaka dotarł do moich uszu, a ja byłam na tyle głupia, że przystanęłam i zaczęłam rozglądać się skąd owy głos dochodzi. Kiedy uniosłam głowę, a moje oczy ujrzały Gabriela,  który stał na balkonie na drugim piętrze zaczęłam zastanawiać się, dlaczego jestem tak głupia i stałam pod jego blokiem.

-Tak lecę,mamy zbiórkę za pięć minut. - odparłam, a chłopak zaśmiał się pod nosem.

Śmiech Gabriela był moim pierwszym grzechem.

-Czy ty przypadkiem nie boisz się chodzić po ciemku?- zapytał zaciągając się papierosem. Gabriel Smith- jedyny chłopak,  który wiedział o mnie więcej niż ja sama. I kiedy tak stał z tym cholernym papierosem w ręku, a ja tak na niego patrzyłam i zdałam sobie sprawę , że mimo iż jego charakter to najgorsze co może być to jego wygląd był kompletym przeciwieństwem jego chatakeru.  Liczne tatuaże, krótko obcięte włosy, malinowe usta, brązowe oczy...

-A czy ty zaczepiasz każdego, kto przechodzi pod twoim oknem? - zapytałam mrużąc oczy. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć. 

-Nie, tylko takie wiedźmy. - puścił mi oczko, a ja tupnęłam nogą i ruszyłam przed siebie. Całym sercem nienawidziłam Gabriela Smitha.  Kiedyś był moim przyjacielem, nawet kimś więcej, ale po tym co mi zrobił...

-Zaczekaj! - krzyknął, a ja odwróciłam się i znów na niego spojrzałam. -Zaczekaj chwilę,  zaraz do ciebie zejdę.

-Nie, nawet się nie trudź. - odparłam i znów ruszyłam przed siebie. Kiedy minęłam już jego blok przyśpieszyłam kroku i napisałam wiadomość do mamy, że goni mnie Gabriel, kiedy ją wysłałam chłopak pojawił się za mną. Skąd wiedziałam, że to on? Poczułam jego zapach. Dior sauvage. Zapach debila, jełopa i idioty.

he is art Where stories live. Discover now