Pamiętam każde pojedyncze słowo, zawahanie w jego głosie, gdy musiał przekazać milionom matek wieść o tym, że ich pociechy mogą już nigdy do nich nie wrócić. Od tej pory nikt na całym świecie poniżej osiemnastego roku życia nie był już bezpieczny. Politycy snuli wypowiedzi na temat tego projektu latami, jednak mało kto brał ich słowa za tak realne i bliskie. Mówiono, że to wszystko ma nam pomóc, tworząc zupełnie nową populacje składająca się wyłącznie z silnych przedstawicieli naszego gatunku. Pierwszy raport o dokładnym procesie depopulacji miał miejsce w sobotni poranek, wiadomości, ulice, telefony i inne urządzenia były przygotowane na tą dawkę informacji, która zaniepokoiła cały kraj. Siedziałyśmy z mamą przed telewizorem jedząc płatki śniadaniowe, próbując w głębi duszy ukryć nasze przerażenie. Spoglądałam w jej stronę odliczając minuty, podczas gdy bawiła się moimi brązowymi włosami, ja skubałam skórki na palcach u dłoni, nie będąc w stanie opanować stresu jaki ogarniał moje ciało w tamtym momencie. Tym bardziej, że nadchodząca wiadomość miała dotyczyć mnie samej.
Pochłaniałam każde słowo jakie wypowiedział siwy mężczyzna przed ekranem, otworzył oficjalnie wielki zwój i zaczął go odczytywać.
Drodzy obywatele Stanów Zjednoczonych Ameryki, od dnia dzisiejszego w życie wchodzi projekt ,,Season islands'' mający na celu zmniejszenie populacji ludzkiej na planecie Ziemi i stworzenie nowego społeczeństwa na sztucznej przestrzeni życiowej. Każdemu krajowi przydzielona została indywidualna strefa. Nasi obywatele zostaną przetransferowani na satelitę New World-560. Pragniemy poinformować, że wszystkie normy życia zostały na niej zachowane, a NW-560 jest w pełni gotowa do przyjęcia pierwszych mieszkańców. Jednakże, proces ten wymaga czasu, pod uwagę brana jest młodzież w przedziale wiekowym od trzynastego do osiemnastego roku życia włącznie. Jednostki wybierane będą na podstawie testów sprawnościowo-intelektualnych mających na celu stworzyć wysoko wyidealizowane społeczeństwo, będące w stanie poradzić sobie z tak wielką odpowiedzialnością. Nabory przewidziane są indywidualnie dla każdego kraju, każda powołana grupa przed osiedleniem się na satelicie odbędzie 56 dniowy test. Wszelkie informacje o nim są ściśle tajne w celu uzyskania klarownego wyniku próby kontrolnej. Najbliższy pobór odbędzie się już jutro.
Kai Cavendish
Po upływie dwóch lat skutki najsłynniejszego przemówienia ostatniego stulecia nie były odczuwalne, nie tak jak sobie to wyobrażaliśmy, na ulicach wciąż głodowali ludzie, skala bezdomności nie uległa diametralnej zmianie, wszystko zdawało się być tylko słowami rzuconymi na wiatr. Owszem, dla kogoś kto nigdy nie stanął twarzą w twarz ze strażnikiem. Do tej pory wiedziałam o nich tylko z opowieści.
Pewnego piątkowego poranka rok po wcześniej wspomnianym wydarzeniu odwiedziła nas pani Harrel, co jakiś czas dzieliła się z mamą swoimi wypiekami, była to kobieta po osiemdziesiątce mieszkająca przecznicę dalej i z pewnością brakowało jej towarzystwa.
-Kochanie, otworzysz drzwi? - wykrzyknęła do mnie mama.
-Jasne- odpowiedziałam.
Pamiętam ten moment do dziś, otworzyłam szeroko drzwi wejściowe, a w nich ukazała się blada jak ściana kobieta. To z pewnością nie dzień wypieków- pomyślałam. Wpuściłam panią Harrel do środka, przerażona jej stanem. Nie zdążyłam nawet zamknąć drzwi, a starsza kobieta niespokojnym tonem zwierzała się mojej mamie. Podeszłam więc bliżej salonu by dokładniej słyszeć ich rozmowę.
-P-przyszli, wielcy, n-nniebiescy, oni o-oni ją zabrali- próbowała wydukać pani Harrel.-p-orwali moją kruszynkę, moją Lucy.
-To na pewno oni? -spytała mama przyciszonym głosem. - Strażnicy?
-Zabrali moją kruszynkę- ciągnęła kobieta, wydawać się mogło, że nic do niej nie docierało, cała się trzęsła.
Od tamtej sytuacji minął rok, Lucy Thomson, jej czternastoletnia wnuczka została wybrana. Słuch po niej zaginął, tak jakby zupełnie przestała istnieć. Mama powtarza mi, że taki już jest ten świat, niesprawiedliwy i nieprzewidywalny, że to w jakich czasach przyszło nam żyć nie jest zależne od nas.
Ostatnio coraz częściej przyłapuję się na myśleniu o tym, że jako piętnastolatka nie jestem w stanie normalnie myśleć o przyszłości. Jak mogę planować ją, nie będąc pewna czy jutro będzie mi dane pójść do szkoły, ulubionej kawiarni, parku, czy gdziekolwiek indziej? Może niepotrzebnie się tym przejmuję, ale wizja tego nie opuszcza mnie choćbym bardzo starała się zająć moją głowę czymkolwiek innym. Nawiedza mnie każdego wieczoru, gdy próbuję zasnąć i każdej nocy, gdy przychodzi do mnie zakapturzona postać a ja nie mogę się ruszyć. Paraliże senne towarzyszyły mi już wcześniej, jednak nie w takiej częstotliwości. Ludzie przywykli do myślenia, że jak coś ich nie dotyczy, to najzwyczajniej w świecie nie istnieje. Wielokrotnie przychodziłam w środku nocy do mamy tłumacząc jej, dlaczego nie śpię o trzeciej nad ranem, ta jednak za każdym razem zbywa mnie, każe zakończyć temat i iść spać. Zostaje więc sama z maskotką pieska z Ikei i wytworami mojej bujnej wyobraźni.
W głębi duszy skrywałam nadzieję, że to właśnie mnie ominie los Lucy i tysięcy innych nastolatków, że to akurat ja oszukam przeznaczenie, ale to nie żaden film czy telenowela, a rzeczywistość dosadnie udowodniła mi jak bardzo się myliłam.
Trwała lekcja matematyki, siedziałam w ławce z moją przyjaciółką Alice i odmierzałyśmy minuty do końca lekcji niedbale przepisując zadania z tablicy. Poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni i dyskretnie zerknęłam kto stwierdził, że ósma rano to idealna pora do wydzwaniania.
-Panno Miller przypominam o zakazie używania telefonów w trakcie zajęć- na dźwięk donośnego głosu nauczyciela spięły mi się wszystkie mięśnie.
-Przepraszam, ja tylko- starałam złożyć normalne zdanie, gdy wszystkie oczy w sali skierowane były prosto na mnie- Zastanawiałam się czy mogę szybko odebrać.
Pan Rozen od niechcenia skinął głową i szybkim krokiem opuściłam sale, wciąż czując na plecach ciekawski wzrok ludzi odprowadzający mnie pod same drzwi. Wystukałam numer do mamy i zdenerwowana czekałam aż odbierze. Zwykle dzwoniła tylko w momencie jak zapomniałam czegoś istotnego lub byłam w poważnych tarapatach. Tym razem jej głos wcale nie brzmiał na jedną z tych opcji, próbowała coś mi przekazać jednak czułam, jak plącze jej się język. Z pewnością nie wróżyło to nic dobrego.
-Maeve, słońce wracaj do domu. - Serce podskoczyło mi do gardła. Mama rzadko pozwalała mi opuścić zajęcia, a tym bardziej teraz, pod koniec semestru, gdy stopnie liczyły się najbardziej. Jeszcze bardziej zmartwił mnie fakt, że wypowiedziała te słowa prawie szeptem. Co, jeśli coś jej zagraża? W głowie przewijało mi się tysiąc myśli, zakładałam przeróżne scenariusze, jednak ten najgorszy czekał tuż pod drzwiami mojego domu.
CZYTASZ
Klątwa pięciu wysp
FantasyŚwiat jest przeludniony. Politycy wdrażają w życie nowy projekt Season Islands mający na celu stworzenie nowej cywilizacji. Żaden nastolatek nie jest bezpieczny. Świat pięciu wysp kryje wiele tajemnic, a w szczególności dziewczyna która go strzeże.