Kyousuke
Ugh! Nie chciałem dzisiaj iść do szkoły, po prostu nie! Jak mam znosić te wszystkie obelgi... Nie, dziękuję! Mam tego wszystkiego serdecznie dość! Dlaczego to mnie spotkało! Dlaczego nie mogłem mieć normalnego i spokojnego życia tak jak reszta moich kolegów?! "Kolegów"! Bo nie byli prawdziwi! Nie chcieli mnie tam! Jednak zmusiłem się do wstania z łóżka. Zabrałem z szafy szerokie, czarne jeansy z dziurami na kolanach, białą koszulkę ze skrzydłami na plecach i czarną bluzę z wizerunkiem śmierci. Zniknąłem za drzwiami łazienki i wyszedłem po chwili już ogarnięty i ubrany. Spakowałem plecak i biegiem pojawiłem sie na dole, w korytarzu.
— Cześć tato, cześć mamo! — rzuciłem, zakładając buty.
— A śniadanie?! — krzyknęła mama z kuchni. — Jest dopiero siódma dziesięć!
— Zjem coś w szkole, dzięki mamo, widzimy się wieczorem! — krzyknąłem i wyszedłem z domu.
Zamknąłem za sobą drzwi i tak jak myślałem, przed bramą nikogo nie było. Działo się to już od dwóch miesięcy. Wcześniej, kiedy jeszcze drużyna była przyjaźnie nastawiona, przychodził po mnie Tenma i Shindou. Teraz... Nagle przestali się do mnie odzywać, chyba, że w sprawie taktyki meczu. Ale w tym temacie też nie odzywali się za wiele, woleli mi nic nie mówić. W końcu nie wiadomo czy mogą mi ufać... Ugh! Dlaczego to wszystko musi być tak potwornie trudne?! Staram się, żeby oni w końcu mnie zaakceptowali, ale oni nawet nie myślą o tym, żeby przestać uprzykrzać mi życie! Tylko Kirino siedzi cicho i nic nie mówi na mój temat! Jak ja mu dziękuję, że nie jest tak wrogo nastawiony jak reszta...
Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem playlistę, którą zrobiłem na drogę do szkoły. Przeszedłem piętnaście minut, aż wpadłem na kogoś. Niższa osobą zderzyła się z moim torsem i upadłaby, gdyby nie to, że złapałem ją za nadgarstek. Zauważyłem te charakterystyczne różowe włosy i już wiedziałem, że nie będę musiał słuchać obelg.
Zawstydzony chłopak delikatnie się odsunął.— Wybacz, Kyousuke, nie chciałem na Ciebie wpaść... — mruknął.
— Nie szkodzi... — powiedziałem. — Wszystko w porządku? Nie żeby coś, ale... Szkoła jest w drugą stronę...
— Tak! Wszystko w porządku! — odpowiedział szybko różowo włosy. — Po prostu zapomniałem jednej rzeczy z domu i chciałem się po nią wrócić...
— Na pewno chodzi tylko o to? — dopytałem.
— No... T-... Dobra, masz mnie! Nie chciałem iść do szkoły...
— Mogę zapytać dlaczego?
— B-bo ja... — zająknął się. — Dzisiaj jest pieprzone prima aprilis, okej? Nie chcę być ofiarą...
— Ach... Nie martw się, prędzej to mi zrobią kawał niż tobie... — mruknąłem.
Faktycznie! Dzisiaj pierwszy kwietnia!.. Kurwa, mogłem się wymigać od szkoły bólem brzucha albo jeszcze jakimś innym gównem... No, ale cóż, czasu nie zmienię.
— Możemy pójść do szkoły razem — zaproponowałem. — Nie martw się, nie powinni Ci nic zrobić. Jesteś przecież... Przyjacielem Shindou, Kairya'i i Tenmy...
— Co? Nie — odparł obojętnie chłopak. — My się już nie przyjaźnimy. Teraz się trzymam sam.
— Och... Serio? — zapytałem głupio.
— No tak... I tak, możemy pójść razem. Chodź, bo się spóźnimy — pospieszył mnie Kirino i ruszył w stronę szkoły.
Dotrzymałem mu kroku. Całe moje myśli zajął on i myślenie typu "Co mogło się stać, że ich przyjaźń się zakończyła?". Przez całą drogę o tym myślałem, nawet nie zauważyłem, że doszliśmy pod bramę szkoły. Dopiero Ranmaru zwrócił moją uwagę.