Na wieczór przygotowałem coś mocnego. Zabrałem dziewczynę do domu rodzinnego. Było to dla mnie niezwykle ważne. W szczególności dlatego, że rodzina była nieodłączną i ogromnie ważną częścią mojego życia. Taty prawie nie widywałem, jednak mama cieszyła się z każdych najmniejszych i chociażby krótkich odwiedzin. Poleciłem jej, by przygotowała swoje słynne burgery. Nie było to danie drogie i wykwintne, ale mama je uwielbiała. Przed pozwaniem ojca nie była bogata. Smykała się po ulicy i szukała czegokolwiek, byleby przetrwać.
Ale tego nie mógł wiedzieć nikt obcy. Stałem pod domem Tirany od dziesięciu minut. Nagle rozległ się stukot szpilek. Dziewczyna prezentowała się prześlicznie. Jej kruczoczarne włosy opadały kaskadami na plecy, a wzrok skupił się na mnie. Na ten wieczór ubrała jasno zieloną sukienkę, z koronkowymi zdobieniami i drobnymi kwiatuszkami tego samego koloru. Prezentowała się wręcz bosko. Przez ramie przewiesiła małą pocztówkę, z której wystawał jej wielki telefon.
„Cześć."
Przywitała się, wsiadając z gracją do samochodu.
„Hej. Zabiorę cię w piękne miejsce, Księżniczko."
„Ah tak? Rozumiem ze są tam gadające zwierzaki, prawda?"
Zapytała ironicznie, trzepiąc długimi rzęsami.
Zaśmiałem się pod nosem. Ta dziewczyna miała cudowne poczucie humoru.
„Nie, jedziemy do sklepu z sukienkami dla małych dziewczynek takich jak ty."
Po części była to prawda. Faktycznie miałem zamiar zabrać Tianę do dziecięcego, jednak w zupełnie innym celu. Jakie było wiec jej zdziwienie, kiedy zaparkowałem pod sklepem dla dziewczynek. Pracowała tam moja siostra i wiedziałem ze mi pomoże.
„Poczekaj tutaj."
Rzuciłem, zamykając auto. Na wejściu zobaczyłem moją bliźniaczkę. Stała właśnie przy rudowłosej na oko pięciolatce, w doborze naszyjnika. Wiadome, były one tandetne, ale tak właśnie miało być. Gdy skasowała kobietę, jak przypuszczałem, babcie małej, podeszła do mnie i uśmiechnęła się szeroko.
„Cześć, Aidan, co podać?"
Zapytała pogodnie.
„Tiarę. Taką dla księżniczki."
„Tiarę?"
Powtórzyła.
„Czy to jest dziwne?"
„No trochę."
Przyznała wzruszając ramionami, ale podała mi niedużą błyskotkę. Oczy mi rozbłysły na ten widok. Była wspaniała. Idealna. Siostra zauważyła mój wzrok wiec śmiejąc się, skasowała mnie.
„Nabiłam od razu dwie, żeby ta szczęściara miała na zapas."
Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
„Ta szczęściara czeka w samochodzie. Poznacie się na kolacji za godzinę."
Oznajmiłem dumnie. Zapłaciłem należyte pieniądze i wyszedłem.
Wsiadając do pojazdu, powiedziałem:
„Mam coś dla ciebie, księżniczko."
Tiana wygięła wargę w zamyśleniu.
„Hmm magiczną różdżkę? A może figurkę żaby, która dziwnym trafem zamieni się w księcia na białym koniu?"
Śmialiśmy się z dobre trzy minuty.
„W dniu dzisiejszym mam zaszczyt ukoronować panienkę Tianę Moore."
Włożyłem jej z uśmiechem tiarę na głowę. Dziewczyna ukłoniła się przed udawaną publicznością. Była urocza.
„Pocałuj mnie."
Powiedziałem nagle.
„C - co?"
Dziewczyna się zmieszała. Widać to było po jej różowych policzkach.
„Masz udawać moją dziewczynę, Tiano."
„Ale tu nikogo nie ma.."
„Nie widzisz ich? Maleńkich człowieczków oglądających to show?"
Moja wybranka przycisnęła wargi do moich. Najpierw delikatnie, potem zaczęła pogłębiać pocałunek. Zatraciłem się w jej hipnotyzującym spojrzeniu. W pewnej chwili myślałem ze przestała, jednak ta zaczęła robić mi malinki.
„Nie, Tiana, jedziemy w bardzo religijne miejsce. Nie mogę mieć malinek."
CZYTASZ
A Lonley Prince
Teen FictionTiana Moore to największa fanka Taylor Swift, która mieszka w Austin. Wiedzie tam spokojne życie, pracując w niedużej kawiarni. Jednak gdy wraca do domu, nie czuje się za dobrze. Jej ojciec jest ciężko chory, a dziewczyna potrzebuje pieniędzy na jeg...