Wszystko było jak zawsze. Codzienna monotonia stawała się nudna a kolejne kroki coraz męczące. Czy ja w ogóle mam resztkę chęci egzystencji? Skoro tutaj stoję to raczej tak. Lecz co dostarcza mi tlenu w te cięższe dni? Marzenia? Przyjaciele? Albo napój z palonych, a następnie zmielonych ziaren, potocznie zwany kawą? Mogłem się doszukiwać odpowiedzi, lecz ta wciąż uciekała.
Jednak ja dalej za nią goniłem.
Zaś może literatura jest moją pomocą? Tam zawsze odnajdzie się odpowiedź, a jak nie, to chociaż wskazówkę. Cytując Fiodora Dostojewskiego "To miłość daje nam siłę, by wstać rano i stawić czoła nowemu dniu" i cholera, chyba ma rację. Miłość którą czułem od kilku ostatnich mętnych tygodni zdawała się nasilać, a kolejne spojrzenia mej sympatii były dla nich pożywieniem. Karmione cierpienie, w jakimś rodzaju, było niczym diabeł we mnie, wołał bym się uniósł, stracił kontrolę i pozostał sam. Ale nie zamierzałem się skusić kusicielowi.
Trzeba stanąć na baczność, wyjść z mojego umysłu, myśleć sercem.
Ten dzień zapowiadał się kolejnym z serii ''Codzienne życie śmiertelnika według Bartka Kubickiego''. Moją rutyną jak zawsze było zrobienie szybkiego śniadania, zjedzenia go w trakcie robienia kawy. Gdy średnio ocucony ubrałem się w ciuchy stając przed lustrem, zobaczyłem cholernie smutnego mężczyznę, chyba nie tak powinienem siebie oceniać, ale cóż, szczerość przede wszystkim. Wyszedłem z domu łapiąc w progu kurtkę z wieszaka na widok nadchodzących ciemnych chmur. Wsiadłem do samochodu o udałem się do domu Genzie.
A raczej, co z tego projektu pozostało. Wszystko się rozbijało, jak fale o falochrony. Po odejściu Kostka, mojego serdecznego przyjaciela, nie jest już tak samo, zrobiło się nudnie. Wchodząc do domu za każdym razem widziałem kolejne twarze, zmęczonych życiem młodych dorosłych wygłupiających się dla wyświetleń. Głupie, co nie? I ja należałem do tego grona.
Usiadłem na kanapie obok Faustyny - mojej przyjaciółki, z którą nie gadałem na poważnie od dwóch tygodni. Każdy chłonął ze swojego życia tyle ile mógł, bo nie było na to czasu. Blond-różowowłosa spojrzała na mnie mizernym wzrokiem jakby obudziła się minutę temu.
- Hej. - Zachrypniętym głosem przywitała się.
- Hej. - Odpowiedziałem wyzierając ostatnie resztki mojej przyzwoitości, ostatnio jej trochę brakowało. Nasze spojrzenia minęły się jak dwa samochody jadące w przeciwnych kierunkach na autostradzie. Zza winkla korytarza wyłoniła się, chyba jedyna, wesoła osoba z całej ekipy - Hania. Dziewczyna padła między mnie a Fugińską spoglądając na nas obu.
- Wyglądacie jakbyście nie spali od tygodnia. - Oceniła z moich oczu, uśmiechnąłem się lekko na potwierdzenie jej hipotezy.
- Ja na przykład nie spałem. - Westchnąłem padając na oparcie. - Ale lepsze to niż kolejne nadgodziny. - Dodałem mając w głowie ostatnie pracowite dni, cholernie je nienawidziłem.
- W sumie... racja. - Odpowiedziała, a jej wesołość na chwilę zniknęła.
Super, epidemia zapierdolu w umyśle się szerzy, ciekawe kiedy WHO znajdzie lek.
- No ale, spójrzmy na pozytywy, to pierwszy dzień wakacji, już niedługo wyjedziemy na wakacje. - Dodała najmniejsza.
- Muszę się napić. - Stwierdziłem i poszedłem do kuchni czując wzrok dziewczyn.
No tak, zabrzmiało to dwuznacznie.
- Poza tym, wyjazd jest dopiero na początku sierpnia, chyba zdążę się upić. - Odkręciłem butelkę patrząc w odbicie dziewczyn w oknie. Patrzyły na mnie chyba lekko zdziwione. - Tak wiem, nie jestem sobą. - Wyrzuciłem to z siebie, oparłem się patrząc w ich stronę.
- To prawda, Bartuś nie jest Bartusiem. - Odparła po dłuższym milczeniu Faustyna. - Nawet ci pasuje taki zimno-bez życiowy charakter.
- To dobrze, nie chcę wyjść na psychola.
Bruh, już nim jestem
- A co się stało że taki jesteś? - Zapytała niska wstając z kanapy, po czym usiadła przy blacie. Wyglądało na to że byłem jak króliczek między dwoma, chętnymi na obiad wilczycami.
- A to musi być jakiś powód?
- Wszystko ma jakiś powód.
- Najwidoczniej ja go nie znam.
- Znasz, ale nie chcesz go wyznać. - Trafiła w punkt. - Bo jest wstydliwy... prywatny na tyle by nie mówić przyjaciółkom... albo jesteś szpiegem rządu i nasz inwigilujesz. - Zaśmiała się, też się zaśmiałem z jej żartu choć nie był najlepszym. Tak, jestem kawałem chuja, ale takim skrytym.
- Czuję coś... czego nie powinienem czuć do pewnej osoby... - Wyparłem. Błysk w oczach obu dziewczyn był dla mnie sygnałem, że to dopiero początek rozmowy.
- Czyżby Bartuś był zakochany? - Zaleciała Faustyna stając obok kumpeli. Nie wiedziałem co miałem odpowiedzieć. Tak, jestem zakochany w mężczyźnie którego dobrze znacie? A może nie, nie kocham nikogo, po prostu marcuje w czerwcu.
- Chyba.
Cholera Bartek, brawo, na tyle było cię stać.
- Nie wiesz co dokładnie czujesz? To normalne na początku, musisz się po prostu upewnić, to akurat jest proste. - Odparła Puchalska.
- Ta... chyba nie w moim przypadku, nie mogę się upewnić, bo gdy tylko o tym myślę tracę głowę, mam myśli jak pięknie może być i jak mocno dostanę w ryj.
- Czemu? To ktoś kogo za dobrze znasz?
- Tak... i to za bardzo.
- A powiesz kto to? - Zapytała Faustyna, zaśmiałem się pod nosem i podrapałem po skroni.
- Wole na razie nie mówić. - Odparłem przypominając sobie o otwartej butelce stojącej za moimi plecami. Obróciłem się i ją zakręciłem, z powrotem widząc odbicie dziewczyn w oknach. Westchnąłem gdy ujrzałem ich kuszące do odpowiedzi spojrzenia. - Dobra! Powiem wam... ale nikomu ani słowa. - Postawiłem warunek, przełknąłem ślinę i im powiedziałem.
Cholera... jeszcze będę tego żałował
---
Witam, tak to ja po kilku miesiącach przerwy.
Tak to kolejny Partek
I tak, cytując Bartka, "Jestem kawałem chuja"
Btw zostawcie jakąś gwiazdkę i piszcie komentarze co sądzicie o wstępie ;)
CZYTASZ
Myśl o Tobie | Partek
FanfictionTo krótkie love story z perspektywy Bartka - młodego dorosłego, zadurzonego w swoim koledze Patryku. Czy marzenie Bartka się spełni i zostaną razem?