Part 2.

68 7 4
                                    


Carlo

Nic, kurwa kompletnie nic! Uderzyłem pięścią w blat biurka. Przeglądnąłem kilka godzin monitoringu, dochodziła już północ, a ja nie znalazłem nic podejrzanego. To, że byłem wściekły to mało powiedziane, byłem cholernie wkurwiony, bo kontrola nad kasynem wyślizguje mi się z rąk.

Nie miałem żadnego punktu zaczepienia, a sytuacja robiła się poważna. Całe szczęście, że Massimo i jego kontakty pozwalają na wyciszenie sprawy, na tyle że kasyno może funkcjonować. Przecież w normalnych warunkach miałbym stado glin na głowie, lokal byłby zamknięty, a ja byłbym w czarnej dupie.

Nalałem sobie kolejnego drinka i zastanawiałem się gdzie mam zaczepić swoje myśli. Co do cholery mogło umknąć mojej uwadze i jak doszło do tej cholernej śmierci. Dokładnie tak samo było z moim ojcem. Oby Massimo i Giacomo dali mi jakąś odpowiedź, bo inaczej zwariuję. Zaciągnąłem się cygarem, który przyjemnie drażnił moje płuca. Kątem oka spojrzałem na telefon, który nadal milczał. Umówiłem się z Massimo, że dadzą mi znać jak tylko będą wiedzieć cokolwiek. Nie mogłem zostawić kasyna w takiej sytuacji, więc muszę siedzieć na dupie.

Wypuściłem głośno powietrze i już miałem iść sprawdzić co się dzieje w kasynie, kiedy mój telefon zawibrował. No kurwa w końcu! Massimo...

- Mów.

- Sprawa jest tak samo popaprana jak z ojcem. - syknął - Na razie sprawdziliśmy tylko jednego, ale ta sama substancja i te same objawy.

- Co mówi Giacomo?

- Cały huj. - fuknął - Niby sprawa jest najwyższej rangi, postawione są wszystkie służby, nawet Giacomo obiecał prywatnie rozpocząć śledztwo, ale już czuje że to gówno da. - zakpił - Ktoś truje naszych ludzi, wie dokładanie co się dzieje w kasynie, a my nadal nie wiemy nic.

- Kiedy sprawdzicie drugiego gościa?

- Będziemy tu tkwić aż do rana. - Wypuścił głośno powietrze. - Jedyne szczęście w tej popapranej sytuacji jest Giacomo, który ma władzę. Dzięki temu pozwoli nam na wyciszenie sprawy przed mediami i prowadzenie kasyna.

- Wiem...

- Ta młoda dziewczyna, która znalazła ich w pokoju. - odchrząknął - Jak się nazywa?

- Emma... Co z nią?

- Będzie musiała zeznawać. - westchnął - Niestety nie da się tego uniknąć, była bezpośrednim świadkiem.

- Jasne. W kontakcie.

Rozłączyłem się i rzuciłem telefonem o podłogę. Byłem wściekły, jak ci ludzie mogli zostać otruci tą samą substancją, co nasz ojciec. Kto mógł nam siedzieć na ogonie? Kto do cholery chce pomścić ojca? Kto ma dostęp do tego świństwa? Tysiące pytań cisnęło mi się na język, ale na żadne nie znałem odpowiedzi. Najgorsze jest to, że z tego co do tej pory ustalono, ta trucizna jest tylko w postaci proszku. Więc teoretycznie ktoś dosypał im to do jedzenia lub picia. Na pewno nie stało się to w kasynie, bo Emma kiedy zaniosła im drinki byli już nie żywi.

I do tego jeszcze mus być wmieszana ona...

Roznosiło mnie od środka, więc droga była jedna. Karty.

Wyszedłem z biura, aby zagrać. Musiałem, to było jak uzależnienie. Tak rozładowywałem swoje emocje, a w tej sytuacji nie mam wyjścia.

Inferno  #bracia Costa - CarloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz