Rozdział III- nie będę dawal dupy

19 3 0
                                    

Wstałem z podłogi i szybko sięgnąłem po ten sam płaszcz co ostatnio, ubrałem go i tym razem skierowałem się do ogrodu. Gdy byłem mały dużo tam przesiadywałem i zapoznałem się co nie co z tym miejscem. Ogród sam w sobie ogrodzony był wysokim żywopłotem ale gdzieniegdzie był trochę wybrakowany ponieważ ogrodnicy często omijali miejsca za jakimiś większymi drzewami czy ogółem takimi mniej widocznymi dla oka króla bo byli po prostu leniwi, a ojciec i tak im mało płacił za robotę. Właśnie za jedną płaczącą wierzbą znajdowało się taki miejsce, jako dzieciak lubiłem się po niej wspinać miała bujną koronę i rozwinięte gałęzie, ale miała też groby pień więc trudno było zobaczyć jakiekolwiek niedociągnięcia za nim. Musiałem się lekko schylić by nie dostać liścia ale przecisnąłem się i za drzewem było widać ewidentne braki w żywopłocie takie że dało się tam przecisnąć. Za żywopłotem wychodziło się teoretycznie zaraz obok drzwi prowadzących do kuchni no ale jak już wspominane było, tam już jestem znany. Poprawiłem kaptur bo po spotkaniu z gałęziami trochę się poturbował i ruszyłem przed siebie, byłem ciekawy czy ten „złodziej" w ogóle pokaże się o tak wczesnej porze. Po chwili znalazłem się na tych samych straganach co wczoraj ale niestety nic, żadnych złodziejów czy innych zbirów. Cicho jak nie wiem gdzie, no cicho nie było ale wiecie o co chodzi po prostu żadnej lepkiej łapki na horyzoncie. Stałem chwilę przy stoisku z warzywami udając że się zastanawiam nad kupnem czegoś gdy do tego samego straganu podszedł jakiś typ i stanął koło mnie.

- są dobre do zup- odezwał się nagle.
-co?- spytałem bo nie wiedziałem czy do mnie gada.
-marchewki, te na które patrzysz, są smaczne do zup, nie kłamie- uśmiechnął się w moją stronę. Był brunetem z brązowymi włosami, był wyższy ode mnie i miał większe bary. Miał taki płaszcz jak ja ale on nie miał kaptura na głowie.
-Alex- przedstawił mi się i poddał rękę.
- Charles- przedstawiłem się fałszywym imieniem i zignorowałem jego rękę, zacząłem znowu przyglądać się ulicy w poszukiwaniu blondyna.
- niezbyt ty gadatliwy co?- zaśmiał się i odwrócił się w stronę straganu.
- cenie sobie samotność, tak jest wygodniej- odpowiedziałem bez emocji.
-ejjj kto cię tak skrzywdził marudo-zaśmiał się- wiesz... czasem warto wyjść z ciemnej nory, pogadać z kimś, zdobyć nowe znajomości, wyjść na piwo...- nie zwracałem uwagi na jego słowa bardziej skupiałem się na wypatrywaniu jednego niebieskookiego bandyty ale byłem obrócony pod takim kontem że mogłem zobaczyć co robił przy straganie, wziął do ręki gotową włoszczyznę i schował pod płaszcz jednocześnie rozglądając się czy nikt nie patrzy. Debil. Zapomniał że stoję dosłownie obok czy co?
-to co dasz się zaprosić? - powiedział obracając się w moją stronę i głupio się uśmiechając.
- nie pijam piwa.
- a co pijasz?- drążył temat jakby mu zależało na nawiązaniu nowej przyjaźni a nie tylko kradzieży.
-nie piwo i nie potrzebuje przyjaciół umiem żyć sam- odpowiedziałem obracając się w jego stronę i patrząc mu w oczy oschle.
- ja też nie szukam przyjaciół, to zazwyczaj inni chcą mnie za przyjaciela ale mam propozycje- schylił lekko głowę w dół i szepnął byśmy tylko my słyszeli- jakbyś poszedł teraz ze mną to mógł bym załatwić ci niezłą robotę...
- nie dzięki nie szukam pra- nie dane mi było dokończyć ponieważ wyższy złapał mnie za ramię i zaprowadził w mniej odwiedzaną alejkę, no pewnie często odwiedzaną przez jakiś pijaków i innych bo walało się tam mnóstwo różnorodnych butelek.
- słuchaj za taką dupę dużo by płacili a ja będę mógł ci dać 1/4 zapłaty co ty na to?- uśmiechnął się. Psychol. Ja myślałem że będzie chciał żebym dla niego kradł a on chce żebym dawał dupy.
-ciebie do reszty pojebało?! Nie będę dawał dupy byś sobie zarobił!- wysyczałem przez zęby. On otworzył usta by coś powiedzieć ale zobaczył jakiegoś chłopaka wchodzącego do alejki w której staliśmy.
- Harry! Miły mój! Jak ci poszło dzisiaj?- odwrócił się w stronę chłopaka nadal przypierając mój bark do ściany, skurwiel silny był.
Gdy chłopak do nas podszedł Alex chciał go objąć na powitanie ale te odtrącił jego rękę, też go nie lubił?
- nie dotykaj mnie- odpowiedział niższy i O KURWA to był ten złodziej ten którego szukałem ten o którym myślałem od rana!- chuja mi się dzisiaj udało, wszędzie strażnicy po ostatnim wypadzie, szybki ten król- zaśmiał się ironicznie- co to za typ? - machnął głową na mnie .
- to proszę cię nasz nowy dobytek- uśmiechnął się zadziornie Alex
- spierdalaj nie będę dawał dupy bo ty nie masz jak kupić włoszczyzny złodzi-
- zamknij się- powiedział oschle blondyn- a ja myślałem że wybiłem ci ten pomysł z głowy- tu zwrócił się do bruneta- Alex mówiłem ci że to nie wypali, zwłaszcza z facetem, jakby ktoś się dowiedział że coś takiego robimy poszedł by do króla a ten spalił by nas wszystkich na stosie i każdego  kto by się tego podjął- powiedział to tak jakby to była oczywista oczywistość czym w sumie właśnie tym była.
-a z kobietą?- zapytał brunet z nadzieją w głosie
- z kobietą prędzej ale powodzenia w szukaniu dziewczyny która by się na to zgodziła- posłał mu uśmiech z politowaniem- a teraz spieprzaj mam sprawę do twojego „skarbu"
Ta co do skarbu to masz  coś mojego złodzieju.
-słuchaj... jak ci na imię?
-Charles- odpowiedziałem poprawiając płaszczy który został zgnieciony przez wyższego, nie powiem bawił mnie fakt że gdy rozmawiałem z tamtym  musiałem podnieść oczy do góry by nawiązać z nim kontakt wzrokowy  a z tym usiałem wręcz obniżyć głowę.
- aha... dobra Charles, słuchaj wczoraj podczas mojej kradzieży wpadłem na pewnego typka- powiedział to uśmiechając się a ja wiedziałem już o kim mówi- i wiesz co? Poszperałem trochę i popytałem ludzi i okazało się że wczoraj wpadłem na księcia! Ahhhh!- złapał się teatralnie za policzki a usta złożył w o- tam tam tammmmm, i wesz co jest śmieszne? Że ten cały książę wygląda zadziwiająco podobnie do cię CHARLES- gdy to powiedział a zwłaszcza ten nacisk na totalnie wymyślone imię przeze mnie zaczęły pocić mi się ręce- powiesz coś czy będziesz stać jak słup soli?
Złapałem go za ramię i obróciłem  go tak że przycisnąłem go do ściany, jedną ręką trzymałem jego bark a drugą zakryłem mu usta.
- słuchaj mnie teraz- powiedziałem i spojrzałem czy nikt się nie kręci wokół alejki- tak jestem księciem- tu zdjąłem kaptur z głowy- jestem książę William i NIKT miał nie wiedzieć że tu jestem ale jakaś szmata w zamku ma nie wyparzoną gębę i wygadała się mojemu ojcu więc bądź tak miły i nie baw się w nią i . Siedź. Cicho.- powiedziałem wszystko na jednym wdechu i dalej trzymałem rękę na jego ustach ale ten ją polizał- co jest?! Jesteś niepoważny?!
- oj przepraszam wasza wysokość- powiedział z ironią i ukłonił się ponieważ nie trzymałem go już też za bark.
- zachowujesz się jak dziecko, ughh, jak już wiesz kim jestem to może raczył byś oddać mi coś co do mnie należy?- powiedziałem wycierając rękę z jego śliny o spodnie.
- ale co?
Udajemy głupa tak? Okej...
- mój pierścień- powiedziałem z oczywistością i wyciągnąłem czystą rękę po niego.
-aaaa no tak, to no ten sprzedałem go- powiedział to i uniósł brwi a usta zacisnął w wąską linię.
- pieprzysz... - słychać było w moim głosie przerażenie
-nie, a zresztą jesteś księciem! Kupisz sobie z takich dziesięć jak będziesz chciał- wywrócił oczami
Złapałem go trochę pod szyją ale wyżej niż jest mostek i pchnąłem go na ścianę
- to był pierścień mamy szmato!- krzyknąłem a tamten zachłysnął się powietrzem gdyż nie był przygotowany na mój ruch- nie masz  pojęcia co zrobiłeś...
Tamten coraz zachłanniej próbował złapać powietrze gdy nagle koło wejścia do alejki postanowili przejść dwóch strażników.
- Straż! Zostaw go!
-kurwa...- powiedziałem i chciałem się poddać ale Blondyn złapał mnie za rękę i pociągnął.
- c-choć... uciekajmy...- przerwa na szybki oddech- będziesz miał przejebane.... Jak cię złapią... musimy się gdzieś... schować.... ( od autorki- jak coś to jak są kropki to on bierze wdech 👍)
Kiwnąłem głową i zaczęliśmy uciekać pomiędzy domami gdyż alejka miała dwa wyjścia jedno od strony miasta a jak wyszło się  drugim to szło się za domami, my w tym momencie biegliśmy za domami. Kierowałem się w jedno miejsce, w te które  uważałem za bezpieczne, kierowałem się do zamku i brałem ze sobą Harrego... złodzieja...

a prince and an arrogant thief  [BxB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz