Rozdział pierwszy.

118 17 1
                                    

Pov Borys
Nadszedł pierwszy dzień najdłuższych wakacji mojego życia. Skończyłem ostatni rok liceum i zdałem maturę, z świetnymi wynikami.
Razem z moją mamą, gdyż była moją jedyną rodziną, podjęliśmy decyzję o wyprowadzce do większego miasta. Padło na stolicę. Już pół roku temu rozpoczęliśmy budowę domu w jednej z podwarszawskich mieścin. Niestety przez moją naukę, nie byliśmy wstanie nadzorować jej na bieżąco. Teraz, nareszcie taka możliwość istniała. Na najbliższe dwa miesiące wolnego, mieliśmy zamieszkać u bliskiej przyjaciółki mojej mamy, której dom znajdował się w tym samym miasteczku co nasz.
Dojeżdżaliśmy już na miejsce, razem z dwoma ciężarówkami, przewożącymi cały dobytek naszego dotychczasowego życia. Nie mogę powiedzieć, że się nie bałem. Przerażała mnie nowa sytuacja, lecz wiedziałem, że w końcu się w niej odnajdę. Odkąd ojciec nas zostawił nauczyłem się radzić sobie sam. Od lat byłem zdany tylko na siebie. Owszem, mama zawsze była chętna do pomocy, lecz dużo pracowała i miała nadto swoich problemów, bym zamartwiał ją dodatkowo moimi. Najcięższym dla mnie okresem było zerwanie z moją dziewczyną Olą. Planowałem z nią przyszłość i byłem przekonany, że to ta jedyna. Niestety dowiedziałem się, że sypia z moim najlepszym przyjacielem. Był to ogromny cios w moją stronę, bardzo ciężko to przeżyłem. Od tamtej pory jestem raczej zamknięty na znajomości i olewam wszystkie dziewczyny. Nie jestem gotowy na żadną nową relacje. Panicznie się ich bałem, przez to jak potraktowała mnie moja była.
Z rozmyśleń wyrwało mnie gwałtowne zatrzymanie się auta. Staliśmy przed bramą, za którą ciągnęł się ogród. Musiał być ogromnej wielkości, ponieważ nie widziałem z tąd domu.  Brama się uchyliła, a my bardzo powoli jechaliśmy przez zazieleniony teren, minęliśmy malutką fontannę, która przykuła moją uwagę. Na samej górze, tuż obok ujścia wody była malutka foczka. Zaciekawiło mnie to, gdyż obiekt wyglądał na zabytkowy. Po chwili powolnego przemieszczania się, dotarliśmy przed budynek. Właściwie nie wiem czy mogę to nazwać budynkiem. Dom był ogromny, od zewnątrz naliczyłem trzy piętra, rozciągał się daleko na boki, wyglądał jak willa. Spodziewałem się, że będę mieszkał w małym przytulnym domku, pewnie w pokoju łączonym z mamą, a nie w pierdolonej willi. Mimo wszystko podobało mi się to. Była nowoczesna, z białą elewacją i czarnym wykończeniem, jednakże brakowało w niej życia. Na ogrodzie nie leżał nawet jeden liść, trawa była idealnie tej samej długości, a krzaki niczym się nie różniły. Przed oczami miałem obrazek jak z filmu.
Wysiedliśmy z samochodu, który na tle domu wyglądał stosunkowo skromnie, a z drzwi wejściowych pewnym krokiem wyszła kobieta. Była ciemną brunetką ubraną w czarno-biały kombinezon w paski, strój dopełniały jedynie czarne szpilki oraz okulary przeciwsłoneczne.
- Witaj Marianno. - Łagodnie przytuliła moją mamę. - A ty pewnie jesteś tym słynnym Borysem, o którym tyle słyszałam przez te lata?
- Tak to ja. Miło Panią poznać. - Była serdeczna, lecz pobyt tutaj nie zapowiadał się na zbyt wesoły.
- Zapraszam, waszymi bagażami zaraz ktoś się zajmie - rzuciła, wskazując ręką na drzwi. Weszliśmy, a naszym oczom ukazał się ogromny przedpokój, wielkie zakręcone schody , w takich samych odcieniach jak reszta domu. Wszytsko było tu takie ponure, zrozumiałem, że właścicielka posiadłości nie jest zbyt rozmowna ani towarzyska. Nie przeszkadzało mi to, bałem się, że będę musiał spowiadać się z każdego mojego kroku oraz opowiadać o życiu.
- Zdążyliście idealnie na obiad, usiądźcie w kuchni, zaraz do was dołączę.

Zjedliśmy pyszny obiad, który smakował lepiej niż z nie jednej restauracji, po czym kobieta poprosiła bym zaczekał w salonie na Santię. Wywnioskowałem, że musi być to jakaś pomoc domowa. W końcu mieszkała w willi wartej kilka milionów.
Nagle do pomieszczenia weszła niska, szczupła blondynka. Jej włosy nie były ani za krótkie, ani za długie. Miała śliczne zielone oczy. Była ubrana w bardzo szerokie dżinsy z niskim stanem i opinający jej biust granatowy crop top. Była bardzo atrakcyjna.
- Siemano. Ty jesteś Borys?? - Podeszła żwawym krokiem, szybko mnie przytuliła, a mnie zamurowało. Poczułem się dziwnie wyjątkowo. Mimo, że było to zwykłe szybkie przywitanie, to dla mnie trwało wieki.
- Taa to ja - rzuciłem, moja euforia nie trwała długo, ponieważ przypomniałem sobie, że dziewczyna jest tylko pomocą domową. Mimo wszystko coś mi nie pasowało. Była bardzo młoda, ubrana zupełnie inaczej niż właścicielka. - Ty jesteś Santia? - Zdecydowałem nie zwracać się do niej z przedimkiem ,,Pani,, ze względu na jej wiek.
- Haha tak, jestem córką Kasi, mam nadzieję, że się dogadamy, w końcu masz tu mieszkać kawał czasu, chodź zaprowadzę cię do twojego pokoju. - Tajemnica się rozwiązała, to ona była dziewczyną o której wspominał mi kiedyś tata, ale do tego tematu jeszcze wrócimy. Nie odpowiedziałem jej w żaden sposób, nie chciałem. Musiałem być chłodny i obojętny. Jak to ja. Ostatnio coraz ciężej było utrzymywać moją maskę. Czułem potrzebę wygadania się komuś, przytulenia i usłyszenia dobrego słowa.

Przechodziliśmy przez korytarze, byliśmy już na ostatnim piętrze, w lewym skrzydle domu. Nagle blondynka zatrzymała się przed podwójnymi, białymi drzwiami. Wyciągnęła klucz i otworzyła drzwi. Pokój nie był największy, lecz bardzo przytulny. Był umeblowany w modnym, nowoczesnym guście. Białe ściany, drewniane meble i piękne stare panele. Miałem także własną łazienkę.
- To twój pokój, rozgość się haha. - Rzuciła mi kluczem, który udało mi się złapać. - Jakbyś czegoś potrzebował, mieszkam dokładnie na przeciwko. - Szybko trzasnęła drzwiami, a razem z jej wyjściem odczułem dziwną pustkę...

Zrobiło się już ciemno, zdążyłem się rozpakować. Parę minut temu mama zawołała mnie na kolację, więc dopaliłem papierosa i szybko zszedłem na dół. Przy stole nie widziałem Santi. Nasze mamy rozmawiały o polityce, więc wolałem się nie wtrącać.
- I co Borysku? Poznałeś już Santię? - Zapytała Pani Kasia - mama Santi.
- Tak, wydaje się sympatyczna.
- Oj żebyś wiedział, może zajrzał byś do niej po kolacji? Poznali byście się lepiej. - Wydało mi się to dziwne, lecz nie protestowałem. Dziwnie ciągnęło mnie do tej blondynki.
Posiłek dobiegł końca, a ja zgodnie z umową, zapukałem do jej pokoju. Nikt mi nie odpowiedział, a nie chciałem się narzucać. Zaczekałem jeszcze moment i zawróciłem do siebie. Nagle zobaczyłem szybko idącą korytarzem blondynkę. Zdawała się mnie nie widzieć. Pisała coś na telefonie. Spojrzałem się na jej całą zapłakana twarz. Miała ogromne czarne plamy z tuszu pod oczami, a po twarzy ciekły jej łzy. Byłem świadomy, że najgorszą możliwa opcją jest się w to wtrącać i dlatego postanowiłem to zrobić.
- Santia? - Dziewczyna gwałtowanie odskoczyła i zlokalizowała mnie wzrokiem. - Co jest? - Rzuciłem niby od niechcenia.
- A co cię to obchodzi? - Zarzuciła włosami i weszła do siebie. Zdziwiło mnie to. Nie rozumiałem czemu była taka chamska, przecież jej stan nie był podyktowany mną.
Poprostu nacisnąłem klamkę do jej pokoju i wszedłem. To pomieszczenie znacznie różniło się od reszty domu. Miała różowe ściany, graffiti na suficie  i pełno kolorowych pluszaków.
- Powiedziałam żebyś się odczepił. Co jest z tobą nie tak? - Jak gdyby nic rzuciłem się na jej ogromne łóżko. Wziąłem jednego z pluszaków i zacząłem go oglądać. Trafiło na słodka foczkę, wyglądała tak samo jak ta z fontanny. Różniły się tylko tym, że ta była pluszowa.
- Mówię coś do ciebie. Czego ty chcesz?? - Spojrzałem na nią, złapaliśmy intensywny kontakt wzrokowy, który po chwili przerwałem.
- No to opowiadaj co się stało. - Spojrzała na mnie jak na głupka, lecz nie zdawałem się tym przejąć. - Nikogo tu nie znam, dobrze było by zakolegować się chociaż z tobą. W końcu mieszkamy pod jednym dachem. - Rzuciłem, lecz w rzeczywistości naprawdę ciekawiło mnie co się stało.
- Jutro jest impreza z okazji rozpoczęcia wakacji, jak chcesz możemy pójść tam razem. - Odrazu zaakceptowałem jej propozycję. Blondynka opowiedziała mi o swoich znajomych, pokazała zdjęcia, dużo przegadaliśmy i wygłupialiśmy się. Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiła się pierwsza w nocy. Wiedziałem, że o późnych porach, ludzie ze zmęczenia za bardzo się otwierają. Chciałem to wykorzystać.
- Santia? - Cicho mruknęła. - Dalej nie powiedziałaś co się wydarzyło. - Dziewczyna siedziała przy toaletce i zmywała makijaż. Intensywnie na mnie spojrzała, a mnie przeszły dreszcze.
- Myślę, że już na ciebie pora, było miło. - Czyli się nie dowiem.
- Ta, też tak myślę. Dobranoc Santii. - Nie usłyszałem odpowiedzi, więc powoli zamknąłem drzwi udając się do siebie. Po tych wydarzeniach jeszcze długo nie mogłem zasnąć, myśląc o niej...

YOOO KOLEJNA KSIĄŻKA ONY WAM SIE SPODOBALA BO MI SIE PODOBA XFKES
DAJCIE GWIAZDKE MISIE KOLOROWE MOJE🙏🙏🤞‼️‼️‼️

Look at the moon...    Santia x Borys Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz