III

1 0 0
                                    

To dziś. Dziś jest ten dzień. Dzień moich urodzin oraz dzień balu, na który czekałam z niecierpliwością jak i z nienawiścią. Bale i bankiety to nie moja bajka, jednak muszę przyznać, że uwielbiam ich klimat i te piękne suknie. Nie można zapomnieć oczywiście o muzyce, która jest moją ulubioną częścią takich przyjęć.

Siedziałam właśnie przy lusterku i robiłam sobie makijaż, kiedy do mojej komnaty wparowała Dakota. Spojrzałam na nią podnosząc brew. Dziewczyna zamknęła szybko drzwi i obróciła się w moją stronę spanikowana, z poważną miną. Ta mina może znaczyć tylko dwie rzeczy. Pierwsza - nie wie jak się umalować. Druga - nie jest pewna co do wyboru sukni i kwestionuje cały swój strój na bal.

- Sage, jesteś pewna, że ta suknia na pewno pasuje? - A zatem druga opcja.

- Jestem tego w stu procentach pewna, spokojnie. Poza tym jesteś już wystarczająco piękna i żadna suknia tego nie zmieni.

- Tak mówisz?
- No pewnie. A wiesz kto by jeszcze tak uważał?

- Kto?
- Castiel. - Uśmiechnęłam się widząc jej lekki rumieniec.

- Przestań, my nie...

- Jak chcesz. - Podniosłam ręce do góry. - Ja wiem swoje.

Odwróciłam się z powrotem do lustra i kontynuowałam robienie makijażu. Nie chciałam aby był zbyt mocny. Lekkie kreski, jasna szminka oraz podkreślone rzęsy. Na prawym policzku narysowałam trzy małe, czarne nietoperze. Sprawdziłam dokładnie w lustrze czy nie potrzeba żadnych poprawek i wstałam z krzesełka, na którym siedziałam. Obróciłam się w stronę Dakoty.

- I jak?
- Wyglądasz cudownie. A te nietoperze? Cudo.
- Dziękuję. Jeszcze tylko założę suknię i możemy iść.

Podeszłam do otwartej szafy, na której drzwiczkach, wisiała suknia, którą kupiłam tydzień temu. Wzięłam ją ostrożnie z wieszaka i weszłam z nią do łazienki. Rozebrałam się i uważając aby nic nie niszczyć, założyłam suknię. Skrzydła poruszyły się pod wpływem ruchu. Obejrzałam się w lustrze. Suknia pięknie dopasowała się do ciała. Makijaż, który zrobiłam, pasował wręcz idealnie do kreacji. Opuściłam łazienkę, pokazując się przyjaciółce.

- O mój Lucyferze... Ta suknia pasuje doskonale! - Uśmiechnęłam się na komentarz.
- Na co czekamy? Chodźmy na bal! - Dakota zaśmiała się, wstała z łóżka, na którym siedziała i złapała mnie za rękę wybiegając z komnaty. Biegłyśmy przez korytarze śmiejąc się.

Zatrzymałyśmy się tuż przed salą balową. Szybko poprawiłyśmy suknie i przybrałyśmy lekkie uśmiechy, wchodząc do sali. Wkraczając do sali, wszyscy ucichli. Jedynie lekka muzyka grała w tle. Powolnym krokiem podeszłyśmy do mojego taty i braci, którzy mieli na sobie czarne garnitury i białe koszule. Będąc blisko nich, skinęłam głową i stanęłam między tatą, a Devon'em. Tata objął mnie ramieniem.

- Zebraliśmy się dziś tu, by uczcić urodziny mojej córki. Waszej księżniczki. Dzisiejszego dnia przypadają jej siedemnaste urodziny. - Tato podniósł kieliszek z czerwonym winem, który Ethan podał mu oraz bracią na tacy. Ethan jest jednym z służących w pałacu, jak i jednym z przyjaciół taty. Król wzniósł kieliszek w górę. - Za księżniczkę Sage! - Wykrzyknął i wziął łyka wina.

- Za księżniczkę Sage! - Wykrzyknęła reszta sali i każdy wziął łyk wina. Po tym wszyscy się rozeszli. Przytuliłam tatę i braci.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się do nich.

- Dla Ciebie wszystko księżniczko. - Odpowiedział prześmiewczo Castiel, za co Devon zdzielił go w tył głowy. Zaśmiałam się cicho z tatą. Skinęłam im ponownie głową i podeszłam do Dakoty, która stała już przy jednym ze stołów z jedzeniem.

- Od dzisiaj jesteśmy w równym wieku. - Zaśmiała się.

- Bardzo śmieszne. - Dakota jest ode mnie starsza o parę miesięcy ale i tak za każdym razem mi wypomina, że jest starsza. W dodatku mówi to takim tonem jakby była starsza o jakieś dziesięć lat, a w rzeczywistości jest to tylko sześć miesięcy. - W każdym razie. Zamierzasz zatańczyć z Castielem? - Na to pytanie dziewczyna zakrztusiła się ciasteczkiem w kształcie nietoperza.

- Co? Nie, nie zamierzam z nim tańczyć! Mam dwie lewe nogi! A on umie doskonale tańczyć! Nie ma opcji żebym z nim zatańczyła. - Skrzyżowała ramiona, a ja tylko się uśmiechnęłam widząc brata stojącego tuż za nią.

- Kto umie doskonale tańczyć i z kim byś nie zatańczyła? - Zapytał, wkładając ręce do kieszeni spodni. Dakota obróciła się z szybkością światła, by na niego spojrzeć.

- Um-E-Z-Z nikim. - Odpowiedziała zmieszana.

- To ja was zostawię samych. - Uśmiechnęłam się, mrugając do nich i odeszłam. Usłyszałam jeszcze tylko cichy protest przyjaciółki, zanim się oddaliłam. Spacerowałam po sali, uśmiechając się i słuchając muzyki. Kątem oka zobaczyłam Castiel'a tańczącego z Dakotą. Nagle ktoś na mnie wpadł. Obróciłam się do tego kogoś.

- Uważaj jak łazisz. - Warknęłam na osobę, która przerwała mi przyglądanie się jak mój ship kwitnie.

- Kto by się spodziewał, że księżniczka będzie miała taki cięty język. - Usłyszałam lekko głęboki, męski głos. Podniosłam głowę spotykając się z dwukolorowymi oczami. Prawe oko było koloru ciemnej czerwieni, a lewe ciemnego fioletu. Wpatrywałam się chwilę w te piękne oczy. Nagle zauważyłam, że pojawiają się w nich małe iskierki, a sam kolor wydaje się mocniejszy i jaśniejszy. W tym samym momencie poczułam jak w moich własnych pojawiają się małe, ledwo widoczne ogniki i ciemnieją. To wszystko trwało bardzo krótką chwilę. Mężczyzna odchrząknął, co sprawiło, że odwróciłam wzrok od jego dwukolorowych oczu. - Devlin Delacruz. - Wyciągnął rękę przedstawiając się.

Chwila. Czy on to na serio on? Prawdziwy Devlin Delacruz? Najsilniejszy władca czterech królestw? I o co chodziło z tymi oczami?

- Sage Alcatraz. - Uścisnęłam jego dłoń. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i podniósł moją dłoń do swoich ust, po czym ją pocałował. Skołowana delikatnie zabrałam rękę. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Wysoki, lekki zarys mięśni widoczny przez czarną jak noc koszulę, czarne włosy potargane w artystyczny nieład, lekko opadające na czoło i oczy. Blady odcień skóry, jak na wampira przystało. Czułam się przy nim jak mrówka. W porównaniu z moim 167cm, on musiał mieć 198cm. W tle zaczęła grać moja ulubiona piosenka - Love Story by Indila.

Devlin wyciągnął prawą rękę w moją stronę, lewą chowając za plecami. - Czy mogę prosić piękną Pani do tańca? - Z grzeczności przyjęłam jego rękę dygając. Mężczyzna zaczął prowadzić taniec, który znam na pamięć. 

Na początek, wciąż trzymając się za ręce zbliżyliśmy się do siebie, tak by dotknąć się łokciami. Z powrotem oddaliliśmy się od siebie na długość ramion, cały czas trzymając się za ręce. Ponowne przybliżenie, tym razem obrócił mnie wokół własnej osi. Ponowne oddalenie się i przybliżenie, by dotknąć się łokciami. Oddalenie, przybliżenie z obrotem wokół własnej osi oraz zamiana stron. Kolejne oddalenie, z przybliżeniem, obrotem i zamianą stron. Położyłam swoją prawą dłoń na jego lewym ramieniu, on z kolei swoją prawą dłoń położył z mojej lewej strony, na talii. Zaczęliśmy się powoli kręcić, patrząc sobie w oczy. Po kilku obrotach, złapał moją prawą rękę w swoją lewą, zostawiając prawą rękę spoczywającą na mojej talii. Lewą rękę położyłam na jego ramieniu i krok za krokiem, powoli obracaliśmy się. Po kilku kolejny obrotach, złapaliśmy się za obie ręce i znowu przybliżenie, oddalenie. Przybliżenie z obrotem i ponownie moja lewa ręka znalazła się na jego ramieniu i prawa w jego ręce. Jego prawa ręka wróciła do mojej talii, gdy kontynuowaliśmy taniec. Piosenka skończyła się w tym samym momencie, w którym zatrzymaliśmy się, patrząc sobie w oczy.



The King Of NightmaresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz