Każdy nowy dzień jest nowym początkiem naszego życia. Siedząc na werandzie i popijając poranną kawę uświadamiam sobie, jak trudno jest żyć. Obserwuje, a następnie analizuje wszystko co do tej pory zbudowałam oraz jak szybko przeleciały te momenty szczęścia, które myślałam, że rozpoczęłam i będą trwać wiecznie. Nigdy dotąd nie czułam się tak samotna, jak w tym momencie. Uwielbiam zapach poranków w Anglii, a szczególnie kiedy powietrze pachnie świeżo skoszoną trawą. Unoszący się chłód orzeźwia mój umysł sprawiając, że mój mózg zaczyna racjonalnie myśleć. Wydaje mi się, że to jest chwila w której czuję wszystko, a przede wszystkim czuje, że żyje. Żyje w bólu i cierpieniu. Moje myśli ożywia Luna, która wpada wesoła na werandę merdając radośnie ogonem. Jej biszkoptowo-złoty kolor ociepla ciężką atmosferę, która unosi się niczym dym podczas pożaru.
- Moja kochana psiunia długo pospała. - mówię ciepłym głosem i głaszczę ją energicznie. Luna szczeka i zbiega na trawnik. Schodząc z werandy kładę się na wilgotną trawę, którą otula rosa. Zamykam oczy i odpływam. Czuję jak łzy zlatują z mych policzków, napajając wiosenną rosę. Luna podbiega do mnie i kładzie się tak bym mogła ją objąć.
- Przynajmniej ty mi zostałaś.- Moją melancholie przerywa Mia, moja przyjaciółka, która jest dla mnie wszystkim, największym wsparciem. Bez niej nie wiem, jak bym miała funkcjonować. Wstaję i podbiegam by móc odebrać telefon.
- Hej kochana. - dodaje udając, że wszystko jest w porządku.
- No hej kochana, kiedy długo nie odbierasz to wiesz, że się martwię? - mówi przestraszonym głosem. - Mam nadzieję, że nic się nie stało.
- Przepraszam Cię bardzo, ale byłam w ogrodzie i bawiłam się z Luną. - Postanawiam zmieni mój głos na bardziej radośniejszy.
- Wiesz przecież, że mnie nie oszukasz Sarah. - dodaje smutnym głosem. Zamieram, ale udaje mi się wydusić z siebie kilka słów.
- Wiem... nawet nie wiesz jak bardzo się staram. - wyduszam z siebie z bólem serca te słowa.
- Kochana, dzisiaj mamy spotkanie w firmie, więc się niedługo zobaczymy. Muszę kończyć. Całusy. - Mia rozłącza się, a ja zaczynam szykować się do pracy. Wyciągam z mojej garderoby białą koszulową sukienkę, nakładam na to szary bezrękawnik, dodając do tego sznurowane czarne buty sięgające przed kolana. Związuje moje blond włosy złotą klamrą, dodaje makijaż i zbieram się do wyjścia.
- Pa pa kochana, niedługo wrócę. - Żegnam się z Luną i wychodzę. Wsiadam do auta i po niedługim czasie znajduje się pod biurem firmy dla której pracuje. Budynek wyglada nowocześnie, ale również widać w nim starą architekturę. Duże przeszklenia sprawiają, że czuje się jakbym nadal była na zewnątrz, czując na twarzy promienie słońca, które otulają moje ciało. Firma dla której pracuje jest zbyt duża, określiłabym ją raczej w sam raz. Marketing nigdy nie był czymś co chciałam robić w życiu na dłuższą metę, ale praca okazała się naprawdę przyjemna. Często zajmuję się organizacją jakiś imprez, poszukuję często jakiś rzeczy jeśli klient sobie tego życzy. Ostatnio miałam okazję uczestniczyć w zakupie rzeczy do nowego biura w stylu vintage. Ten styl skradł moje serce, chodzenie po pchlich targach, czy sklepach to zdecydowanie coś dla mnie. Moja firma również zajmuje się reklamami w internecie, sesjami i wieloma różnymi aspektami. Biuro jest przepiękne, ale uwielbiam pracować z domu, może dlatego, że tak bardzo nie chce mi się słuchać pytać o moje samopoczucie. Nagle po wejściu do budynku spotykam Mię, która ubóstwia swój chaos i który można zauważyć gołym okiem, jak się za nią ciągnie.
- Kochana pospiesz się bo zaraz zaczynamy spotkanie - dodaje całując mnie w policzek z uśmiechem. - Ale jesteś piękna. Dawno się tak nie ubierałaś.- mówi podniecającym głosem poruszając dodatkowo brwiami.
- Czasami dobrze jest się ubrać jak człowiek, niż siedzieć w dresach całymi dniami. Dziękuję za komplement, może odrobinę poprawiłaś mi dzień. - Mówię z uśmiechem. Tulę mocno do siebie Mię i obie wchodzimy na spotkanie.
Po skończonym spotkaniu, postanawiamy obie spotka się na kawie w pobliskiej kawiarni.
- Super, że możemy sobie spokojnie porozmawiać po pracy.
- Tak, taka piękna dzisiaj pogoda, że chyba pod wieczór pójdę na spacer z Luną. Ale co tam u Ciebie opowiadaj?- dodaję energicznie tylko dlatego, by odciągnąć Mię od mojej osoby.
- Sarah, przecież znam Cię zbyt dobrze i wiem, że uciekasz od tematu. Zbliża się rocznica śmierci Luka. Nie chcę, żebyś była sama. Proszę nie odtrącaj mnie, porozmawiajmy. - Dotyka mnie za rękę i wpatruje się we mnie ze wzruszeniem. Mój wzrok odwracam i czuje jak strumień łez spływa mi po twarzy. Nic nie mówię, tylko patrzę w nicość, którą czuję od dwóch lat.
- Minęło już dwa lata, musisz w końcu ruszyć dalej... Masz prawo żyć. Myślę, że Luke by tego chciał. Naprawdę pragnę Ci pomóc. - Mia płacze ze mną.
- Moje życie bez niego nie ma sensu, był i jest moim mężem. Nie potrafię ruszyć dalej, potrzebuję go tak bardzo. Pragnę, żeby mnie przytulił, wkurzył, pocałował. Cholera, nigdy się już to więcej nie stanie. Chcę być sama, widocznie tak właśnie ma być. - precyzuje moje słowa stanowczym i zapłakanym głosem.
- Dlaczego sobie to robisz? Dlaczego się zadręczasz? Wiesz, że zadręczasz swoją duszę? Ty żyjesz i musisz żyć. Uwierz w życie, proszę.
- Ja pieprze takie życie. Nawet nie wiesz jak bardzo wierzyłam w życie, powtarzałam sobie jak jest piękne, bo było. Ja tamtego dnia umarłam, razem z Łukiem. - Chodź odwiozę Cię do domu, a później wrócę do siebie. - Mia wstaje, obejmuje mnie i mocno tuli. - Pamiętaj jestem i zawsze będę. Kiwam głową twierdząco, bo tylko to jestem w stanie zrobić. Całą drogę pokonujemy w ciszy.
- Sahrah, zasługujesz na szczęście i miłość. Nie odtrącaj jej, proszę. - tuli mnie mocno i odchodzi.
Moje ciało całe mnie boli,każda komórka, oddech. Kładę się na kanapie po czym czuje, że zasypiam.
***
Nie wiem jak długo spałam ale czuję, że coś mokrego dotyka moich ust. - Luna o matko nie całuj mnie, już wstaje- chichoczę i spoglądam na telefon, by ujrzeć godzinę i sprawdzić wiadomości. Tak jak myślałam kilka nieodebranych wiadomości od mamy i Mii. Pewnie już wszystko przekazała mojej mamie, a ta zapewne wpadła w histerię. - Cholera Mia- gadam do siebie. - Dlaczego mi to robisz!. Oddzwaniam do mojej przyjaciółki, która oczywiście odbiera chaotycznie telefon. - Kochana zapomniałam Ci powiedzieć, że umówiłam nas dzisiaj na wyjście z Erciem, Emmą, Lucy. Musisz koniecznie do nas dzisiaj dołączyć ponieważ to trochę sprawa służbowa, a trochę luźne spotkanie. - Mówi tak mało zwięźle, że zaczynam się dopytywać o szczegóły. - Możesz powiedzieć mi coś więcej, bo Cię nie rozumiem.
- Pan Scot prosił, żebyśmy spotkali się na treningu jakiej drużyny z superklasy, nie wiem dokładnie o co chodzi ale trening ich drużyny będzie się odbywał na obrzeżach Londynu, więc dam Ci adres.- mówiąc tak dużo informacji, Mia rozłącza się.
- No genialnie, właśnie teraz miałyśmy wyjść razem na spacer. - dodaje wkurzona i zrezygnowana. Nie wiele myśląc zakładam leginsy i oversizową szarą bluzę, dokładam do tego szarą czapkę i adidasy. Sięgam po smycz i kluczyki. - Chodź Luna, jedziemy razem, bo zbyt długo siedziałaś w domu. Energicznym krokiem idę do auta i otwieram przednie drzwi, zapraszając Lunę do wskoczenia na siedzenie. Sprawdzam jeszcze adres i dodaje do Luny- Mam nadzieję, że będziemy mogły tam wejść razem, bo jeśli nie to już im pokaże. - śmieje się sama z siebie a Luna patrzy na mnie jak na wariatkę.