37.

329 44 29
                                    

W nocy wybudza mnie kaszel Rossa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

W nocy wybudza mnie kaszel Rossa. Mija chwila, zanim wyrwana ze snu orientuję się, że on się dusi, nie mogąc złapać tchu. Podrywam się do siadu i zapalam lampkę. Ross zanosi się kaszlem, trzymając się za klatkę. To najsilniejszy atak, jaki miał, a ja nie wiem, co mam robić, ale zachowuję zimną krew i pierwsze, co mi przychodzi do głowy to otworzyć okno na oścież.

– Ross – szepczę i odgarniam mu włosy z twarzy. Jest cały spocony i rozpalony. – Jesteś strasznie gorący.

Opada z powrotem na poduszki. Jego ciałem wstrząsają dreszcze. Przykładam dłoń do jego policzka. Przytrzymuje ją i patrzy na mnie.

Uśmiecha się. W ten swój charakterystyczny, zadziorny sposób.

– Właśnie takich słów spodziewałem się po takiej nocy – mówi słabym, zachrypnięty głosem, a ja kręcę głową, niedowierzając, że żartuje.

– To nie jest śmieszne – odpowiadam stanowczo. – Jesteś rozpalony.

– A ty nie? Widocznie mnie nadal trzyma...

– Ross! – Denerwuję się.

– Przepraszam. Nie martw się po prostu dopadło mnie jakieś choróbsko. Już od jakiegoś czasu źle się czuję, w końcu się ujawniło – szepcze i zamyka oczy. Dreszcze ponownie wstrząsają jego ciałem. Spoglądam na zegarek. Dochodzi druga w nocy.

– Jest tu jakaś apteczka?

– Nie wiem – mruczy, ledwie przytomnie. Przykrywam go kołdrą i schodzę na dół w poszukiwaniu jakiś leków przeciwgorączkowych. W kuchni znajduję apteczkę, ale nie ma tego, czego potrzebuję. Nie ma nawet cholernego termometru. Z góry ponownie dobiega mnie jego kaszel.  

Biorę butelkę wody z lodówki i niosę mu na górę.

– Napij się – polecam. Odbiera ode mnie butelkę i wypija duszkiem znaczną część zawartości.

– Może powinnaś wrócić do domu, zanim nie wyzdrowieję? Nie chcę cię zarazić.

– Chyba oszalałeś! Nie zostawię cię. Ale nie ma w domu nic, żeby zbić gorączkę. Może Blake nie śpi... On w ogóle sypia? Ten człowiek jest jak wampir.

– Nie kłopocz go. – Łapie mnie za dłoń i ściska mocno. Mam wrażenie, jakbym przyłożyła dłoń do ogniska, dlatego nie słucham i biorę telefon. Blake odbiera po dwóch sygnałach i lżej mi na sercu, że go nie obudziłam. Było małe prawdopodobieństwo, że będzie spał. Cassie wiecznie narzeka, że to przez jego geny Melody tak mało potrzebuje snu.

– Co się stało? – pyta beż zbędnych wstępów.

– Ross ma wysoką gorączkę, ale nie ma w domu nic do obniżenia jej. Nie ma też żadnego termometru. Macie może...?

– Zaraz podjadę. – Rozłącza się. Już wcześniej uważałam, że posiadanie takich przyjaciół jak Blake i Cassie to prawdziwy skarb. Oboje stali mi się bliscy w ostatnim czasie. Jeśli wyjadę, będę za nimi bardzo tęsknić.

Taniec duszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz