Pov Paweł:
Obudziłem się od światła bijącego z okna bo Domiś nie zasłonił, była siódma godzina. Leżeliśmy na łyżeczkę, wtulałem go w siebie mocno tak bardzo mnie doskwierały zdarzenia z poprzedniego dnia.
Przytuliłem moją twarz w zagięcie jego szyi i wdychałem jego zapach. Czułem się przyjemnie jakbym przytulał mięciutki obłoczek.D: Zadusisz mnie zaraz swoją miłością *zaśmiałem się zaspany*
P: Przepraszam *odsunąłem się od niego*
D: Nie przepraszaj *odwróciłem się do niego* co się dzieje? *złapałem jego dłoń i spojrzałem mu w oczy*
P: Poprostu no...
D: Ej słodziaku, ale spokojnie mi możesz powiedzieć wszytko.
P: No bo po wczorajszym strasznie się boję, że Cię stracę i że Alexander mi Cię odbierze.
D: Po pierwsze kocham Cię całym sercem *położyłem się na nim, żeby się wtulić.* po drugie Alex Ci nawet do pięt nie dorasta, więc nie masz czego się bać.
P: A co jak on znowu będzie mnie udawał i mu uwierzysz?
D: Prędzej znowu ucierpią jego klejnoty niż mu uwierzę.
P: Jesteś najlepszy wiesz.
D: Mówisz? - zjemy w łóżku?
P: Ale i tak musimy iść po żarcie.
D: Nie musimy *złapałem telefon i zadzwoniłem do Luizy*Lu: No co tam kochasiu?
D: Zrobisz coś dla mnie?
Lu: a za ile i zależy co.
D: Przyniesiesz nam śniadanie? - Chcielibyśmy zjeść w łóżku.
Lu: uuu to droga usługa przynajmniej 3stówki. *zaśmiałam się*
D: Dobra niech będzie, to przyniesiesz.
Lu: Dobra, a na co macie ochotę?
D: A co jest?
Lu: Jajecznica, parówki i jakaś sałatka zdechł pies.
D *zacząłem się lać* czemu zdechł pies?
Lu: Bo ona ma więcej lat niż ja, tak śmierdzi.
D: To wybieram jajecznicę i kawkę czarna dla Pawełka i dwa soczki pomarańczowe.
Lu: Okej, a bagietka, chleb czy bułki?
D: Bułki.
Lu: Dobry wybór, najbardziej świeże.
D: Haha super to przynieś mi.
Lu: Jasne daj mi 20min.D: Dobra czekam. *rozłączyłem się i odłożyłem telefon po czym zostałem przyciągnięty* mmm... co robisz?
P: Korzystam dopuki nie ma Luizy. *wbiłem się w jego usta i zaczęliśmy się intensywnie całować.*
D: Mmm... zwolnij bo jak będziesz mnie tak całował to dojdę od samych pocałunków wariacie.
P: Chcesz powiedzieć, że taki dobry jestem?
D: Najlepszy z Najlepszych Kochanie!
P: Mów mi tak dalej *szepnąłem mu do ucha schodząc na szyję mokrymi pocałunkami i wędrując ręką w pole kempingowe znajdujące się poniżej pasa mojego chłopaka.* widzę, że rozłożyłeś już namiot.
D: To przez Ciebie, a zaraz będzie Luzina. *zamruczałem czując jego rękę, która przejechała wdłóż mojego namiotu odrywając śledzie i unosząc jego zawartość* aaah rozwalasz mi namiot i zaraz będziesz go przymocowywał zobaczysz.
P: Tak, a niby jak?
D: A jak przymocowuje się namniot geniuszu?
P: Na te takie bolce?
D: To się nazywa śledzie mój drogi.
P: W takim razie wyjmę potężnego śledzia i ujawnię ten namiot.
D: Haha błagam nie nazywaj swojego digi doga śledziem bo to obleśne skarbie. *rzucił się z pocałunkami na mnie*
P: A jak mam nazwać Izaura?
D: A co on w niewoli jest?
P: To wymyśl inną naze tylko nie digi dong.
D: Hmm może Dinuś? Haha
P: Nie no weź no, co on jakieś maleństwo? - Lepiej tak po męsku Herkules?
D: To może Sobieski odrazu?
P: Dobra może i jest jak król ale nie przesadzaj.
D: Sobieski to książę.
P: Właśnie, że król.
D: No jak król przecież masz go na banknocie halo?
P: Kochanie to Mieszko i on jest księciem.
D: Jeden pies.
P: Raczej nie, ale dobra co ja się tam kłócić bęnde.
D: Wiem niech będzie Marcel!
P: Co? - Czemu tak?
D: Moja przyjaciółka mówiła, że ma auto o imnieniu Marcel i tak jakoś mi pasuje to sprzed, to sprzed więc nie ma różnicy.
P: Dobra ja już nie chce w to brnoć dalej skończmy.
D: Mówi ten co nie chce odpuścić i mnie maca.
P: Ale podoba Ci sie to.
D: I to bardzo mmm... *całowaliśmy sie gdy nagle usłyszałem pukanie**Puk puk puk*
Lu: Room serwis!
D: Kurwa i jak ja jej teraz otworze?
P: Ja To zrobię poczekaj *cmoknełem go i wstałem*
Lu: Uuu a to mój braciszek tyłka nie ruszy?
P: Niedysponowany chłop jest.
Lu: Acha okej, Dominik tylko Pamnietaj wszytko jest dobre ale z umniarem.
D: Spadaj dobra i pilnuj Kordiana bo jeszcze sie znudzi.
Lu: Prosze Cie, mną sie nie da znudzić braciszku.
D: No tak cerować umniesz więc ma swój ideał.
Lu: A spadaj dobra i sie udław.
D: Haha *siegnoł portfel* czekaj kasa.
Lu: Nie trzeba dziś mamy święto i dostawa na koszt firmy.
D: Tak, a co to za święto?
Lu: Dzień dobroci dla zwierząt haha
D: Już nie żyjesz! *złapał poduszkę i nią rzucił ale ta walnęła drzwi.*
Lu: O Jesus Maria zdążyła sie awaria haha
D: Mam jeszcze jedną!
Lu: Paaaa *trzasnęła drzwiami*
CZYTASZ
Mój wymarzony obóz
FanfictionPiętnastoletni Dominik marzy o obozie tanecznym i od dłuższego czasu próbuje przegadać mamę, która nie bardzo się chce zgodzić. Po długich na mowach godzi się, a tam spotyka go niesamowita przygoda.