Tym razem z nikąd pojawiłam się na jakieś polanie nie wiadomo czemu obok była jakaś ulica a przedemną były jakieś tory z wagonikiem. Obok mnie był "mój" kuzyn i kuzynka. No te se wsiadamy do tego wagonika i se tak gadam z tą "moją" kuzynką i ona mi mówi że jedziemy do jakiejś ciotki. Oczywiście miałam zawał bo totalnie z d#@y na tory przestała działać grawitacja i jechaliśmy tym wagonem nad jakąś 2 metrową przepaścią ale wreście wysiadamy. Ta ciotka mieszkała w ledwie żyjącej hałupie z drewna a obok miała jakiś sad bez końca. No se do tego domu wbijamy ta ciotka daje obiad my se żremy idziemy spać. W środku nocy ten kuzyn mówi:
- A weźmy se chodźmy o 3 w nocy do tego sadu bo se chce zjeść jabłko.
No to się zbieramy i se idzemy po te jabłko. I ten kuzyn tak zrywa to jabłko i zrywa. Wreście n wytrzymałyśmy i razem z tą kuzynką se idziemy w głąb sadu. Już chb n muszę mówić co się stało. Z nikąd w oddali pojawi się czarna postać i idze w naszym kierunku. My z zawałem biegnemy do domu bierzemy tego kuzyna który NADAL NEI ZERWAŁ JABŁKA i se uciekamy. Kolejnego dnia idziemy do sądu i nic nie ma. Znowu noc a ten kuzyn chce znowu jabłko. No to my z kuzynką takie pół wkurzone pół wystraszone se idzemy z tym kuzynem. Kuzyn dalej nie nauczył się zrywać jabłek. JUPI. No to my se idziemy w głąb. Znowu to coś. Znowu uiekamy. To coś nas goni. Idziemy spać a jutro baj baj ciociu.KONIEC