No to tym razem moim kompanem we śnie jest jakiś random i niby z tym randomem to się przyjaźnimy od lat. No to tak se lece z tą osobą (nazwijmy ją Gienisław) ale nie samolotem albo czymś inny,. Lecieliśmy na jakieś platformie gdzie jest tak dużo poduszek że my dosłownie na krawędzi. No i my se tak lecimy i ten Gieniek chce się napić i nagle mówi:
-ejj za tobą jest SCP 096.
I ja w tym śnie takie. Etam zara jak mu pokażę. Odwracam się i jest tam ale jakiś taki mały pamiętam że był gdzieś takiej wielkości jak stopa. I on nagle znika. No i się okazało że już wylądowaliśmy. To se idzemy. No i ja se poszłam do takiego sklepiku niestety bez gienka. W tym sklepiku było od groma jakiś pierdółek. Ale mi oczywiście nic się n podobała. No to se siadam na kanapie n wiadomo z kąd w miejscu gdzie były regały stała kanapa. No i se tak siedzę i siedzę. Aż tu nagle jakieś dwie baby i jeden chłop za lady w tym sklepie na mnie się gapią. I wtedy zauważam na stoliku przedemną tor z napisem:HAPI BERZDEJ
Na tym torcie to wgl tyle tej polewy było że grawitacja stwierdziła o nie nie nie i ta polewa zaczęła latać po tym sklepie. Patrzę na tych ludzi i wychodzę. Nagle gienek do mnie woła że zaraz dzwonek na lekce. Ja z lekkim lagiem wracam to sklepiku. Na stole leży zeszyt i krętki. Zbieram te pierdoły do plecaka który swoją drogą też się tam wtepał. Oczywiście ta polewa lata po cały sklepie. Biegnę za gienkiem i neistety:
KONEIC
(Dla tych co nie wiedzą to scp 096 jest wysokim białym g#@nem które chce cię zabić jak go zobaczysz i drze mordę jakby jutra miało nie być 🤗)