XVI. To sama prawda, Vally.

643 16 9
                                    

Pedro

Ale ta blondi mnie wkurwiła, miała czelność wyzywać moją Vally i to jeszcze przy mnie. No idiotka.

Nawet jakby nie chodziło o moją brunetkę, pewnie bym się wtrącił, strasznie mnie irytuje takie zachowanie innych. Jest w chuj żałosne. Ale tutaj chodziło o dziewczynę, która przejęła moje wszystkie myśli i nie chce z nich wyjść. Nie mogłem pozwolić, aby ta blond szmata umniejszała Vally. Nie na mojej warcie, oj nie.

- No co? To sama prawda, Vally.

Dziewczyna siedziała i wpatrywała się we mnie bez słowa, co trochę mnie zestresowało. Nie umiałem odczytać jej myśli i emocji z twarzy. O tym że żyła, wiedziałem przez unoszenie się jej klatki piersiowej i powolne mruganie.

- Vally? – zapytałem szeptem.

Amalia obok niej, wbiła jej łokieć w bok, przywracając ją do rzeczywistości. Brunetka pomrugała kilkakrotnie i rozejrzała się dookoła. Gdy w końcu jej wzrok spoczął na mnie, uśmiechnąłem się uspokajająco. Chciałem złapać ją za rękę, ale wiedziałem że to jeszcze za wcześnie na takie śmiałe ruchy z mojej strony.

- Czy ty właśnie powiedziałeś to co usłyszałam, czy mi się przesłyszało? - zapytała wpatrując się we mnie dość intensywnym wzrokiem.

Przymknąłem powieki na chwilę, aby się choć trochę uspokoić. Pierwszy raz zdarzyło mi się denerwować przy jakiejkolwiek dziewczynie.

- Tak, powiedziałem to.

- Powiedział to. I to jest najprawdziwsza prawda, misia. - mruknęła w tym samym czasie jej przyjaciółka i patrzyła na nią z troską wymalowaną na twarzy.

- Ale... - zacięła się i wbiła swoje czekoladowe tęczówki w swoje dłonie, którymi zaczęła się bawić.

- Nie ma tu żadnego ale, Vally. Nie daj sobie wmówić tych bredni, a szczególnie od tej blondi. - powiedziałem poważnie, dając nacisk na ostatnią część.

Bolało mnie to jak widziałem jak się zadręcza i jaką niską m samoocenę. Była cholernie piękna i nie mogłem od niej oderwać wzroku. Była moją pieprzoną boginią.

Dziewczyna pokiwała nieprzekonana głową, nic się nie odzywając. Zetknąłem w bok na jej przyjaciółkę, która wpatrywała się we mnie z dziwną dumą. Posłałem jej pytające spojrzenie, na co ona tylko pokręciła głową i zajęła się z powrotem telefonem.

Chyba nigdy nie zrozumiem dziewczyn.

- Aha. - bąknęła cicho i zaczęła jeszcze bardziej bawić się palcami.

Zwróciłem na to uwagę i nie wiedząc czemu, moją dłoń lgnęła do niej i chciałem ją złapać, aby dać jej choć trochę wsparcie. Na całe szczęście zatrzymałem się w porę.

- Nie daj sobie wmówić tych cholernych kłamstw, Vally. - szarpnąłem i usiadłem na miejscu od okna.

Spojrzałem na bruneta kierującego się w moją stronę, Valerio na twarzy miał zarozumiały uśmieszek, co dawało mi do zrozumienia, że słyszał to co mówiłem. Podkręciłem zrezygnowany głową i wbiłem wzrok w okno.

Przyjaciel usiadł obok mnie i szturchnął w bok, na co odwróciłem się w jego stronę. Jak ja kochałem jak mi tak robił, wyczujcie sarkazm.

- I jak tam, książę na białym koniu? - zapytał ze śmiechem, na co przewróciłem na niego oczami.

Czasami zastanawiałem się jak można być takim idiotą i dalej funkcjonować w tym świecie. Miałem idealnie dwa takie przypadki w życiu, Valerio i Liam Ray. Ten drugi był dość wysokim blondynem, poznaliśmy się w pierwszej klasy i od tamtej pary trzymamy się w trójkę. Można powiedzieć, że Liam jest duszą towarzystwa, dogada się z każdym zawsze i wszędzie. Jego taka supermoc.

Camp love [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz