Rozdział I

13 1 1
                                    

Serce pompujące więcej krwi

Stoję na korytarzu szkolnym, oparty o ścianę. W rękach mam książkę, a moje czarne oczy są skupione na tekście. Ciemny mundurek spoczywa na moim ciele. Czarne włosy lekko opadają mi na twarz, kiedy jestem skupiony na czytaniu. Przez moją latynoską skórę przechodzi dreszcz, gdy czuję delikatny, zimny wiatr zza okna. Spoglądam na duże, gotyckie framugi. Za szybą można dostrzec pomarańczowe, brązowe i czerwone liście, które spadają z drzew. Jesień dopiero się zaczęła, a już rozkwita. Naglę z korytarza widzę grupkę popularnych dzieciaków. Wśród nich widzę jedną nową osobę. Jest to dziewczyna z czarnymi, Długimi, prostymi włosami, bladą cerą i bordowymi ustami. Rozmawia z jednym z chłopaków ze szkolnej drużyny rugby. Staram się być niezauważony. Niestety nie udaje mi się to.
- Hej nerdzik! - krzyczy jeden z chłopaków. Mój zimny, obojętny wzrok patrzy na blondyna. Widzę jak do mnie podchodzi, a po chwili wytrąca mi książkę z rąk. - Coś ci wypadło. - śmieje się, a zaraz po nim reszta jego kumpli.
Chłopak jest kapitanem drużyny rugby. Myśli, że wszystko mu wolno. Jedynie widzę, że nowa dziewczyna, nie śmieje się z tej sytuacji. Nastolatek zabiera mi plecak i razem ze swoimi kumplami, wyrzuca z niego wszystko.
- To wszystko na co cię stać Brown? - pytam chłodno, nie wyrażając żadnych emocji. Widzę jak blondyn się do mnie zbliża.
- Zamknij mordę Addams. - popycha mnie, przez co obijam się o ścianę i opadam na ziemię. Śmieje się ze swoimi kółeczkami i odchodzi.
Świdruję go wzrokiem przez następną chwilę. Nagle widzę, że nowa dziewczyna została i wlepia we mnie swój wzrok.
- Nic ci nie jest? - pyta nieco nieśmiało. Nie odpowiadam jej, za to zaczynam zbierać rozrzucone rzeczy. Tak, jestem popychadłem, ale nie oznacza to, że w moim głowie nie rodzą się plany zemsty.
- Hej... mówię do ciebie. - powtarza dziewczyna. Moje oczy unoszą się na jej urodę.
- Nie gadam z oprawcami. - rzucam i podnoszę się z ziemi. Widzę przez chwilę jej zdziwiony wzrok i pytanie malujące się w twarzy.
Odwracam się na pięcie i odchodzę korytarzem.

Po lekcjach większość uczniów zbiera się na szkolnym boisku aby zaczerpnąć ruchu, lub patrzeć na tych imbecyli z piłką. Ja siedzę przy ścianie, w cieniu i robię jedyną poprawną rzecz, czytam. Czuję za sobą czyjąś obecność.
- Gapisz się. Widzę to. - mówię moim przenikliwym głosem, nie odwracając oczu od słów na papierze.
- Nie gapię się. - wypowiada znany mi głos.
Czarnowłosa dziewczyna dosiada się obok mnie na kawałku betonowego chodnika.
Siedzimy chwilę w ciszy, a ja nie potrafię czytać w jej obecności. Jest w niej coś, co sprawia, że przez moje ciało przechodzi dreszcz, a serce pompuje więcej krwi.
- Nie jestem oprawcą. - mówi, a jej czarne tęczówki padają na moją twarz. - Nie popieram tego, co oni robią.
- To czemu się z nimi zadajesz? - Pytam, a ona na chwilę spuszcza głowę aby pozbierać myśli.
- Bo są jedynymi ludźmi, z którymi się zadaję... Nie chcę zostać sama. - po jej słowach zapada krótka cisza. Nie jest niekomfortowa lub dziwna. Cisza jest nieodłącznym elementem mojego życia. Nigdy nie była dla mnie okrutna.
- Ludzie boją się być sami, dlatego zostawają w toksycznych relacjach, które powoli niszczą ich od środka. Po co się męczyć? Życie samemu ma swoje plusy. - wypowiadam.
- Mówisz tak, bo nie masz z kim gadać? - pyta nastolatka z małym uśmiechem.
- Mówię tak, bo mi cię żal.
- Jesteś wredny.
- Dzięki. - na moich ustach zagaszcza mały uśmieszek, co nie dzieje się zbyt często.
Siedzimy tak uśmiechnięci przez minutę.
- Co czytasz? - zaciekawiona spogląda na okładkę książki.
- „Zakochaliśmy się w nadziei" - odpowiadam, a ona cicho się śmieje. - Co? Co w tym śmiesznego?
- Nie sądziłam, że ktoś taki jak ty czyta romanse.
- To nie taki zwykły romans. Opowiada o chorobie, śmierci i stracie. O tym jak grupka nieprzystosowanych do normalności nastolatków, powoli dowiaduje się o tym jaki świat jest okrutny. Bardzo poetyckie.
- Niezły opis. Może przeczytam. - mówi zadowolona z tego, że prowadzę z nią rozmowę.
Nagle podlatuje do nas czarny kruk. Stoi na trawie, parząc na nas swoimi ptasimi oczyma.
- Witaj Elvis. - mówię do kruka. Widzę zdziwienie na twarzy dziewczyny.
- Gadasz z krukiem?
- Dziwi cię to? - lekko unoszę brwi, a ona bardziej się uśmiecha.
- Czasami przylatuje pod moje okno w akademiku. Daję mu jedzenie, w zimniejsze dni, kiedy nie może znaleźć pożywienia, ale od jakiegoś czasu po prostu go dokarmiam codziennie. - wyjmuję z mniejszej kieszeni plecaka woreczek z karmą dla ptaków. Sypię sobie na dłoń, a kruk zaczyna wydziobywać ziarenka. - Jego ulubiony to słonecznik.
- Ciekawisz mnie Addams. Jesteś taki dziwny. - śmieje się dziewczyna patrząc na moją relację z ptakiem. - Tak w ogóle, to jestem Morticia. Morticia Frump.
- Gomez. Gomez Addams. - przedstawiam się nie odwracając wzroku od kruka. Moje serce mocniej zabiło kiedy poczułem zapach jej perfum bliżej
siebie. Pachniała niczym cmentarz nocą i martwe róże.
- Wiem. Kapitan szkolnej drużyny szermierki.- zastanawiam się chwilę. Musiała się mną już wcześniej interesować, skoro to wie. Kiedy Morticia rozumie mój wniosek, na jej twarzy pojawia się mały rumieniec. - Widziałam w gablotce. Puchar podpisany twoim imieniem, za zawody w szermierce. - tłumaczy się, nieco bardziej nerwowo.
- Nie sądziłem, że ktoś zwraca uwagę na te gablotki. - lekko się uśmiecham. - Zmieniając temat... To nie prawda, że zawsze w szkole jestem sam. Mam przyjaciół, ale teraz są u rodzin na tydzień.
-  A czemu ty nie jesteś? - pyta zaciekawiona.
- Nie za bardzo dogaduje się z rodzicami. Wolę być tutaj. - odpowiadam delikatnie spuszczając wzrok. - Ojciec sporo pracuje, a mama jest zbyt zajęta rzeczami w ogrodzie i oranżerii, żeby nawiązać ze mną kontakt.
- Przykro mi. Wiem jak to jest. Rodzice są zapatrzeni w moją starszą siostrę i czasami mam wrażenie, że nie wiedzą, że mają też drugą córkę.
Zostajemy w ciszy. Dla obojga z nas temat rodziców jest trudny, ale widzę, że jakoś dajemy radę.
- Twoje słowa są ze mną bezpiecznie. Nie powiem ich nikomu. - zapewniam, co wywołuje zadowolenie na twarzy dziewczyny.
- Twoje u mnie też.
Patrzymy na siebie. Studiuję każdy detal jej ślicznych oczu, jej wręcz biały odcień skóry, jej idealne usta, pomalowane bordową szminką. Nie sądziłem, że da się być tak pięknym, a jednocześnie istnieć.

Ravens in loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz