Maciej Gawroński uchodził za jednego z najbardziej nieustraszonych bohaterów współczesności. Kiedyś zamierzał zrobić karierę wojskową, ale życie edukacyjne i zawodowe poukładało mu się zupełnie inaczej. Mimo to, widział w sobie kogoś, kto pomaga słabszym i broni ich przed przykrymi, życiowymi niespodziankami.
— Może nie noszę zbroi, a mój oręż składa się z laptopa, kalkulatora i baz danych, ale potrafię stawiać czoła największym zagrożeniom XXI wieku: podatkom i biurokracji — dumał czasami, w rzadkich wolnych chwilach spokoju rozkoszując się szklaneczką whisky.
Jego główne zadanie polegało na tym, by pomagać przedsiębiorcom, a często walczyć w ich imieniu z zagrożeniami, które mogą się kojarzyć z legendarnymi, złymi Smokami. Bestie te w dzisiejszych czasach nie noszą już takich imion, jak Ryu, Draco czy Quetzalcoatl. Ani Nocna Furia. Współczesne Smoki, nie mniej groźne od tamtych, zowią się: Urząd Skarbowy i Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
Mimo młodego wieku, wszak nie osiągnął jeszcze trzydziestu lat, bazując na zdobytych dotąd umiejętnościach, Maciej zaczynał zdobywać rozgłos w środowisku biznesowym. A plotki o jego sukcesach przenikały między firmami niczym legendy o dawnych rycerzach. Któregoś dnia telefon Macieja zawibrował, zwiastując nowe zlecenie.
Rozmówczynią okazała się sekretarka jednego z tuzów biznesu:
— Zapraszam pana na spotkanie z Edwardem Kędziorą.Maciej wiedział, że oto „nadejszła wiekopomna chwila" i wyzwanie, które może wspomóc jego karierę.
Kędziora stanowił wyznacznik współczesnego króla, rządzącego żelazną ręką imperium, które obejmowało dziesiątki przedsiębiorstw: począwszy od produkcji, poprzez logistykę, aż po technologie informacyjne. Biznesmen, jak plotkowano w środowisku, niechętnie angażował osoby z zewnątrz w sprawy holdingu, więc Maciej docenił wagę zaproszenia.
Dotąd doradzał mniejszym przedsiębiorstwom, zmagającym się z pułapkami polskiego systemu podatkowego. Zaproszenie od Kędziory mogło mu w przyszłości zaoferować przepustkę do największych kontraktów i relacji w kraju.
Spotkanie zaplanowano w głównej siedzibie firmy: imponującym, nowoczesnym wieżowcu, który dumnie wznosił się w samym sercu Warszawy. Na parterze, w hallu wyłożonym marmurem, Maciej musiał przejść przez kontrolę bezpieczeństwa, co dodatkowo podkreślało, jak cenny ładunek biznesowy krył się w murach tego budynku. Sekretarka wprowadziła go do windy i poinformowała, że Edward Kędziora czeka na 34. piętrze.
Maciej, stojąc w lustrzanej kabinie, przeglądał notatki, próbując w myślach uszeregować priorytety. Rozmowa z człowiekiem o takiej pozycji wymagała nie tylko wiedzy, ale i odpowiedniego „pokazania się".
Drzwi gabinetu Edwarda Kędziory otworzyły się przed doradcą, ujawniając przestronny pokój z panoramicznym widokiem na miasto. Gigantyczne okna rzucały światło na masywne, dębowe biurko, za którym siedział biznesmen. Jego twarz, choć spokojna, zdradzała ślady zmęczenia i napięcia. Włosy przyprószone siwizną, starannie zaczesane, kontrastowały z mocnym uściskiem dłoni, którą wyciągnął w stronę Macieja.
— Panie Gawroński, słyszałem wiele dobrego o pańskich osiągnięciach — zaczął Kędziora, nie tracąc czasu na zbędne grzeczności. — Stoimy przed problemem. Ogromnym.
Maciej usiadł na skórzanym fotelu naprzeciwko, oczekując wyjaśnień.
— Urząd Skarbowy i ZUS wzięły nas na celownik. Otrzymaliśmy szereg wezwań, które mogą zaszkodzić naszym firmom. To już nie rutynowe kontrole, ale zaplanowana ofensywa. Fiskus szczególnie uwziął się na fundację, która prowadzi Hanna, moja córka. Moi prawnicy i księgowi są świetni. Ale chyba potrzebuję kogoś z zewnątrz, kto spojrzy innym okiem na buchalterię fundacji, na powiązania jej z innymi częściami holdingu. I oceni zagrożenie...
CZYTASZ
Doradca i Smoki /Zakończone
Action"Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma" - śpiewała Maryla Rodowicz. A rycerzy? Czy era śmiałków, wyruszających, aby pokonać zagrażające innym niebezpieczeństwo, zakończyła się na arturiańskich legendach, bajkach z dzieciństwa i opowiadaniu o Don Kich...