Art. VI

122 11 0
                                    

Kaden

Wróciłem do domu później, niż planowałem. Po miło spędzonym czasie z Avene zadzwonił do mnie Cole i poprosił o spotkanie. Nie przyniosło one oczekiwanych przez mnie rezultatów.

Elena wyjechała i nie było wiadomo, kiedy wróci do miasta. Z jednej strony kamień spadł mi z serca, bo wciąż bałem się stanąć z nią twarzą w twarz, ale z drugiej strony poczułem żal. 

Cole siedział naprzeciwko mnie, opierając łokcie na stole. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.

— Jeśli będę miał nowe informacje, od razu się z tobą skontaktuje. — powiedział w końcu, zamykając notes.

— Oczywiście — rzuciłem, wstając.

W szybkim tempie wyszedłem z jego biura. Wsiadłem na motor, zapinając kask. Silnik zawarczał, a ja ruszyłem w stronę domu, próbując poukładać w głowie to, co właśnie się wydarzyło.

Gdy zbliżałem się do skrzyżowania, światło zmieniło się na czerwone. Zahamowałem, zatrzymując motor na światłach. Oparłem się o kierownicę, obserwując, jak piesi powoli przechodzą na drugą stronę.

Zwróciłem uwagę na matkę z wózkiem. Spojrzałem na nią i złożyłem ręce, przykładając je do ucha, pytając w ten sposób, czy dziecko śpi. Młoda kobieta pokiwała głową z uśmiechem. Zrozumiałem. Wyłączyłem silnik motoru, żeby nie zakłócić ich spokoju. Wpatrywałem się, jak powoli przechodzi przez jezdnię.

Później pojawiło się zielone światło. Zeskoczyłem z jednośladu i zacząłem prowadzić go obok siebie, cały czas odwracając się w stronę tamtej kobiety.

Upewniwszy się, że zniknęła mi z zasięgu wzroku, spowrotem dosiadłem moją Yamahę, ruszając w kierunku domu.

Kiedy wszedłem do mieszkania, byłem zadowolony, że w końcu będę mógł odpocząć.

Zrzuciłem kurtkę na krzesło i postanowiłem, że zanim zrobię cokolwiek, muszę zapalić.

Spojrzałem w kąt pokoju i zobaczyłem swoją kotkę, Cigarette. Skoczyła w moją stronę, z błyszczącymi oczami pełnymi energii.

Miała straszną historię. Uratowałem ją tydzień wcześniej z jednego z pustostanów. Zawalił się, a ona leżała pod gruzami.

— Co tam, mała? — zapytałem, kucając, by ją przytulić. — Chcesz coś zjeść?

Uwielbiałem ją. Miała w sobie coś, co sprawiało, że nawet najgorsze dni stawały się łatwiejsze.

Wziąłem paczkę papierosów ze stolika i wyszedłem na zewnątrz, czując, jak wieczorne powietrze przynosi mi odrobinę spokoju.

Wyszedłem pod klatkę, przystając na chwilę, żeby odpalić papierosa. Dym wypełnił moje płuca, a na natychmiast poczułem ukojenie.

Nagle wyrósł przede mną mój brat.  Zatrzymał się, a na jego twarzy zagościł wyraz powagi, który zazwyczaj zwiastował kłopoty.

— Kaden, musimy pogadać — powiedział, jego głos był nieco napięty, a oczy błyszczały jakby coś go dręczyło.

— Super, też muszę z tobą pogadać — odpowiedziałem, czując, jak napięcie w powietrzu narasta.

Ryan zawsze był trochę dziwny, jego sposób myślenia i postrzegania świata niejednokrotnie mnie zaskakiwał. Czasami miał pomysły, które wydawały się absurdalne, ale w głębi serca wiedziałem, że jego intencje są szczere.

— Może lepiej pójdźmy do środka — dodałem, wskazując na drzwi do klatki. — Później skończę. — machnąłem ręką i wyrzuciłem niedopałek na chodnik.

FRAGILITYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz