*Teraz*
MADISON
Przeprowadzka do Teksasu oddalonego od Nowego Jorku o kilkanaście godzin, dała mi porządnie w kość. Miałam wtedy zaledwie sześć lat, więc w kwestii wyjazdu nie miałam nic do gadania. Choć nie popierałam decyzji swojej mamy, starałam się ją za wszelką cenę wspierać w tym, co robiła. Po śmierci ojca uznała, że zmiana miejsca zamieszkania wyjdzie nam na dobre. Widziałam jak cierpiała, dlatego nie miałam serca ani odwagi, aby podważyć jej zdanie. Nawet jeśli w głębi serca tęskniłam za rodziną i przyjaciółmi, zachowałam to dla siebie.
Mimo, iż szybko znalazłam dwie wspaniałe przyjaciółki, początkowo miałam pod górkę. Nie lubiłam zmian, które od zawsze były i będą dla mnie wielkim orzechem do zgryzienia. Trwało to wiele lat, zanim nazwałam Austin swoim domem. Nie było to dla mnie łatwe, między innymi ze względu na miłość do Long Island i nienawiść do bandy Sawyera, która tylko zniechęcała mnie do Teksasu.
Myślałam, że moje życie nigdy się nie zmieni i już na zawsze będę skazanana zaczepki starszych kolegów, lecz im byliśmy starsi, tym bardziej wszystko zaczęło się zmieniać. Elsher i jego grupka wyrośli z dokuczania młodszym. A ostatecznie rozeszli się w swoje strony, po tym jak porządnie nagrabili sobie u dyrektora. Ktoś na nich doniósł i musieli się przed nim tłumaczyć, a jako iż każde z nich chciało uniknąć kary, wydali siebie nawzajem. Doszło między nimi do ostrej wymiany zdań, o której przez dobry miesiąc szeptała cała szkoła, a później słuch o nich zaginął. Nikomu to jednak nie przeszkadzało.
Dopiero wtedy zaznałam trochę spokoju i zaczęłam realizować swoje marzenia. Wraz z Riley i Willow dołączyłyśmy do dziewczęcej drużyny piłkarskiej. Od małego miałam do tego dryg, dlatego było to dla mnie spełnieniem najskrytszych marzeń. Trafił się nam zgrany zespół i wyrozumiały trener – Nicolas Holbein, który był znany oraz szanowany w całym stanie. Sławę przyniosły mu liczne wygrane. Posiadał mnóstwo pucharów i medali, a na każdym turnieju przynajmniej jedna z jego podopiecznych dostawała wyróżnienie za swoją wybitną grę.
Moja mama także w tym czasie nie próżnowała. Czasami miałam wrażenie, że kochała taniec bardziej ode mnie, dlatego nie było to niczym dziwnym, gdy dorosła zdecydowała się otworzyć własną szkołę tańca. Chętnych przybywało, a uczelnia Victorii wkrótce stała się najpopularniejsza w całym mieście. Wtedy obie poczułyśmy, że jesteśmy naprawdę spełnione.
– Mads! – z zamyślenia wyrwał mnie głos Riley, od której w porę przyjęłam piłkę.
Bez problemu minęłam trzy zawodniczki drużyny przeciwnej – każdą innym zwodem, po czym popędziłam prosto na bramkę. Do końca zostało kilkanaście sekund, a tablica wciąż wskazywała remis. Musieliśmy zwyciężyć, jeśli chcieliśmy się dostać do półfinałów. Gdyby do tego doszło, moja kariera mogłaby pójść w dobrym kierunku i zanieść mnie na większe, sławne stadiony.
Spojrzałam bramkarce prosto w oczy. Spodziewała się, że będę strzelać z pierwszej. Na szczęście to ja rozgryzłam ją jako pierwsza. Znajdując się w odległości kilku metrów od niej, zatrzymałam się w miejscu, a gdy ta rzuciła się odruchowo w prawą stronę, umieściłam piłkę w lewym dolnym rogu bramki na chwilę przed końcowym gwizdkiem, zapewniając tym samym swojej drużynie wymarzony awans.
Kibice oszaleli, a zwłaszcza nasze matki krzyczące głośniej od ojców. Spojrzałam odruchowo na widownię, będąc jednocześnie podrzucaną w górę przez swój rozentuzjazmowany zespół. Victoria była na moim każdym meczu, poza tym jednym...
Akurat w ten sam dzień wypadły jej egzaminy. W głębi duszy mi jej brakowało, ale nie miałam jej tego za złe. Nigdy mnie nie zaniedbywała, a to była po prostu jej praca.
CZYTASZ
Rainy Sunny Day
Fantasy"Rainy Sunny Day" to opowieść fantastyczna o stracie, ukrytych zdolnościach, zdradzie oraz o tworzeniu nowych więzi. Madison Moreno urodziła się z sekretnym darem telekinezy, mocą, którą ukrywała przed światem. Pewnego dnia, zmuszona użyć jej w nagł...