*** Epilog ***

170 20 30
                                    


Ekspres Hogwart-Londyn mknął jak co roku, zabierając rzesze uczniów z dala od szkoły i w kierunku mniej lub bardziej utęsknionych wakacji. Wczesnopopołudniowe słońce obmywało delikatne wybrzuszenia wzgórz, rozrzucając to tu, to tam miękkie plamy cienia. Tutaj, na granicy Szkocji z Anglią, pośród wypłaszczonego terenu pokrytego rozległymi wrzosowiskami, rozpoczynające się lato było jakby prawdziwsze, rozleniwione swoim bogactwem, cieplejsze barwą, wyblakłe od światła. Pociąg turkotał na nierównościach torów, kołysząc się miarowo i sennie. Harry nie śnił ani nie marzył, choć czuł się trochę tak, jakby tak było. Harry wspominał.


Snape stał zapatrzony w jezioro, czarne zwykle szaty wydawały się granatowe pod modrym niebem, przy falującej błękitem powierzchni jeziora. Zadziwiające, jak dobrze wpasowywał się w ten spokojny krajobraz, tak inny od ciemnej, dusznej klasy eliksirów. Harry zerkał na niego, rozważając usłyszane przed chwilą słowa. Temat przepowiedni wykiełkował na nowo, miał w sobie siłę pozwalającą przebić się nawet przez spokojne myśli...

- I co teraz? - Snape łypnął na niego, po czym wrócił do kontemplacji sielankowej scenerii. - Co mam robić, skoro już o tym wiem?

- Pewnie to co do tej pory, Potter. Biegać po zamku, pakując się w kłopoty, podnosić ciśnienie nauczycielom, których zadaniem jest ciebie chronić, ignorować wszelkie możliwe szkolne przepisy, nie uważać na lekcjach, zapominać, że jesteś tu po to, aby się uczyć...

- Bardzo śmieszne. - Mimo pewnej trafności tych uwag Harry poczuł się dotknięty. - Pytałem na serio. Co mam robić?

- Pytasz o moje osobiste zdanie?

- Tak.

- Myślę, że powinieneś zachowywać się tak, jakbyś nic o tej przepowiedni nie wiedział.

Harry otworzył usta i je zamknął. Pomyślał. Zmarszczył brwi.

- Czemu?

- Jeśli jest prawdziwa, to spełni się tak czy inaczej. Jeśli nie, masz większą szansę przeżycia, trzymając się z dala od tych spraw. W każdym razie nie zmarnujesz sobie życia, goniąc za przyszłością, której nie ma.

- Więc przepowiednia może nie być prawdziwa?

Snape skrzywił się, jakby posmakował cytrynowego dropsa.

- Nawet te przepowiednie, które noszą znamiona prawdziwych, nie zawsze się spełniają. Albo spełniają się w taki sposób, którego nikt nie przewidział, ponieważ ich znaczenie potrafi być kompletnie niepoprawnie zinterpretowane. Jak by nie było, ostatecznie wychodzi na to samo: mieszają w ludzkich życiach i przynoszą więcej szkody niż pożytku. - Założył ramiona, marszcząc brwi. - A ta jedna wyrządziła już dość szkód.

Harry przybrał jednakową pozę, co zostało skomentowane rozbawionym prychnięciem. Krzywy uśmiech powrócił na wąskie wargi i w tej samej chwili wszelkie ponure myśli o przyszłości zaczęły się rozwiewać...


Jego retrospekcja została gwałtownie przerwana, kiedy biały pocisk wpadł przez okno i wylądował na jego kolanach.

- Hedwigo! Znalazłaś nas!

Sowa gruchnęła dokładnie tak, jakby mówiła: „A cóż to za problem dla porządnej sowy?" i wyciągnęła nóżkę z przywiązanym listem.

- Przyniosłaś odpowiedź od Syriusza?

Kolejne gruchnięcie miało być chyba potwierdzeniem, bo czarna łapa odbita na kopercie nie pozostawiała wątpliwości co do nadawcy przesyłki.

Sumy i Węże [SNARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz