Od tor hot

5 1 0
                                    

Od Tor Hot

Noc dążyła do północy. Na drugim peronie dworca w mało znanym miasteczku na południu Polski stali dwaj mężczyźni, obaj w okolicach trzydziestki. Czekali na pociąg, który miał nadjechać od zachodu i zabrać ich w podróż, którą planowali latami.

Endrju Parówka sięgnął do kieszeni, by upewnić się, że bilety nie rozpłynęły się w eterze. Dwa zestawy po dwa świstki, po jednym na każdy półdupek. Cudem udało im się załapać na bezpośrednie połączenie do Wiednia. Przejazd kosztował ich resztę nocy i kończył się rankiem. Nie podobała mu się ta wizja, ale był gotów się poświęcić. Dla Macieja Smęczura zrobiłby wszystko. Tak przynajmniej lubił myśleć.

Napięcie między nimi sięgało zenitu. Parówka nie znał powodu, choć miał śmiałe przypuszczenia. Nie licząc zgarbionego dziadka, który akurat obcinał kaktusowi kolce, byli na stacji całkiem sami. Za dnia nie mogli liczyć na tak szeroko zakrojoną prywatność. Wiedzieli, że ich rodziny nie zaakceptują ich związku, jeśli zaczną otwarcie okazywać sobie uczucia. Tutaj i teraz, poza ramolem czyszczącym kłującego badyla, podglądać mogły ich jedynie gwiazdy zza chmur.

Endrju spojrzał na odległy horyzont. Bez zmian. Odwrócił się, by osłonić twarz przed zacinającą mżawką i napotkał wzrok Macieja. Sam wyczuwał w krwi elektryczne iskierki, które śmiesznie łaskotały go w żyły, ale Smęczur nawet nie próbował utrzymywać pozorów. Wystarczyło zerknąć mu w oczy, by bez cienia wątpliwości odgadnąć, że jest napalony jak reaktor w Czarnobylu. Źrenice jego oczu stanowiły wielkie czarne dziury, pochłaniające każdy zeskanowany szczegół z zawziętością żarłoka. Niczym odkurzacze zasilane pożądaniem. Prawie czuł, jak zdzierają z niego ciuchy.

Przełknął ślinę i oparł się o filar, kiedy jego towarzysz postąpił krok w jego kierunku. Złapał go za ręce.

- Nie wiem, jak ja to wytrzymam. Całą tę drogę. - jego głos aż zgrzytał od frustracji. Przyglądał się knykciom Parówki, jakby to sam Michał Anioł haratał je dłutem. - Muszę cię mieć, inaczej szlag mnie trafi. Najchętniej wziąłbym cię tu i teraz.

Ten zmusił się, by wyrwać nadgarstki z uścisku ukochanego. Musieli przygasić ten żar, zanim znajdą się w punkcie bez odwrotu. To nie był dobry czas. Pociąg mógł nadjechać w każdej chwili.

- Ja pieprzę, zamknij się. Dziadek ci świadkiem. Poza tym, słuchałeś Kukiego. Mam ci przypomnieć, czym kończy się miłość na peronie?

Maciej zwiesił głowę i kopnął kamyczek w poprzek torów, wydając z siebie odgłos zarzynanej świni. Parówce było go szkoda, ale nie mógł dawać się ponieść. Nie pozwoliłby sobie popełnić takiego błędu. Zasługiwali na lepszy pierwszy raz.

Po cichej chwili, która ciągnęła się w nieskończoność, koła ciuchci zaczęły wreszcie zgrzytać o szyny. Stary, rozklekotany maślak zatrzymał się na stacji, dając czekającym moment na dołączenie do grona pasażerów. Kaktusowy staruch powłóczył się do wagonu na końcu składu, niczego nie komentując. Endrju i Maciek wtoczyli się do środkowego, gdzie miał znajdować się przedział z zarezerwowanymi miejscami.

W ciasnym korytarzu jechało latryną. Szyby zasuwanych drzwi były przyciemniane. Zza jednej czy dwóch dobiegały odgłosy chrapania. Wnętrze okazało się ciągnąć znacznie dłużej niż można by się spodziewać, jakby większa część wagonu ukrywała się w załomie czasoprzestrzeni. Parówka bał się spojrzeć na zegarek, który liczył jego kroki. Jeżeli ten wóz naprawdę oszukiwał prawa fizyki, chyba wolał się o tym nie dowiadywać.

- Kurna, gdzie to stoi? - mruknął zirytowany, wertując wzrokiem liczby rosnące na tabliczkach.

- Zdaje się, że tutaj. - odparł Smęczur, wskazując drzwi schowane pod osnową cienia.

- O żesz.

Drzwi nie ustąpiły po dobroci. Stary, rdzewiejący mechanizm dał się ruszyć dopiero pod kątem, który zdrowemu człowiekowi wyrywał palce ze stawów. Większą niespodzianką było jednak to, co czekało podróżników po drugiej stronie.

Zamiast bliźniaczych kanap podzielonych na czworo lub cienkich prycz znanych z nocnych pociągów, grubą większość przedziału zajmowało podwójne łóżko zasłane białą pościelą. W półmroku wyglądało, jakby należało tu od wieków, za to w plamach księżycowego światła przypominało źle dopasowany kawałek układanki.

Endrju przetarł oczy niejeden raz i uszczypał się niemal do krwi, mimo to tajemniczy mebel nadal stał, jakby miał zaraz wsiąść do autobusu i sprawdzać bilety. Niezachwiany. Materialny na wskroś. Nim zdeprymowany podróżnik zdołał wziąć się w garść, czyjaś ręka pchnęła go prosto na materac.

- To musi być przeznaczenie. - usłyszał tuż przy uchu szept Macieja, zarazem łagodny i szorstki. Poczuł, jak jego żołądek zamienia się w wór ciem, jak ich skrzydełka łaskoczą go w przeponę.

- Czekaj. - wydusił, ledwie rozpoznając własny głos. Już dotyk oddechu Smęczura na skórze robił z nim takie okropne rzeczy. - Konduktor zaraz tu wejdzie. Nie chcę, żeby nas nakrył...

- Zrobimy to szybko. - tamten już wlókł go na poduszki i siadał na nim okrakiem. - Jeśli będziemy cicho, nikt się nigdy nie dowie. - pozwolił mu obrócić się na plecy. Ich spojrzenia się skrzyżowały, intensywne jak nigdy wcześniej. - Co stanie się w pociągu do Wiednia, zostanie w pociągu do Wiednia.

Mógł mówić i mówić, ale w tym momencie Parówka już ledwie go słuchał. Jedynymi słowami, które nie roztopiły się w jego gorącej krwi, były “stanie” i “pociąg”. Cała jego świadomość spłynęła z głowy do innych części ciała, uwrażliwiając je na cokolwiek, co miało wydarzyć się za chwilę.

Nie napotkawszy oporu, Maciej pochylił się nad nim i pocałował go z pasją, od której nogi Endju zamieniły się w słupy waty. Jego kości miękły jak gotowany makaron. Zarzucił ukochanemu ręce na szyję i zamknął go w uścisku, chcąc poczuć go na sobie całym ciałem. Kiedy Smęczur znudził się już jego jamą ustną i wszystkimi zębami, powędrował wargami na żuchwę.

- Mogłeś się ogolić. - wymamrotał głosem zbliżonym do pijackiego bełkotu, muskając grdykę Parówki. - Założę się, że po wszystkim wyjdzie mi zimno.

Ten uchylił powieki, ale zanim coś odpowiedział, kątem oka ujrzał przedmiot zwisający z sufitu. Zmroziło go, kiedy zrozumiał, że w miejscu lampy powiewa krawat w złowieszczym odcieniu czerwieni. W następnej chwili wyczuł pod palcami drżenie, które wessało go z powrotem do rzeczywistości. Początkowo uznał, że to wina torów czy podwozia, które czasem bywały lewe. Zmienił zdanie, kiedy łóżko bez ostrzeżenia odskoczyło aż pod sufit, wydając żelazisty jęk zwalnianej sprężyny.

Materac wraz z zagłówkiem unosił się i opadał jak rozszalała fala. Kochankowie odbijali się od niego jak na trampolinie, z tym, że po swobodnym spadku wcale nie wydawał się już taki miękki. Endrju odzyskał na tyle rezonu, by złapać się krawatu i zawisnąć w powietrzu niczym mucha na lepie.

- Co do chuja?! - wyrzęził cienkim głosem na krawędzi płaczu. Ze zgrozą obserwował, jak bezwładny Smęczur odbija się od ściany. Uspokoiwszy oddech, owinął się wokół pasa czerwieni jak boa dusiciel i wyciągnął drżącą rękę.

Wystarczyło, by ich palce o siebie zahaczyły. Parówka zgrzytał zębami, kiedy Maciej tracił moment pędu i dawał mu się podciągnąć.

- Chybam się z dupą na głowy pozamieniał. - wyznał słabym głosem, z oczami uciekającymi do wnętrza czaszki.

- Nogi do góry, inaczej ten demon ci je połamie. - ostrzegł go Endrju, nie spuszczając wzroku z pląsającego łoża.

To chyba zrozumiało, że nie ma się już kim bawić, bo moment później zaskoczyło na miejsce. Pasażerowie gapili się na nie jak na nieśmieszny żart, czując, że jest jakieś spięcie na linii kontaktu z rzeczywistością.

- To jak. - odezwał się Maciej, przerywając szumiącą w uszach ciszę. Wciąż brzmiał jakby ciut krwi wylało mu się do mózgu. - Kontynuujemy?
W pierwszej chwili Parówka chciał go zbesztać, ale szybko zdał sobie sprawę, że właściwie nie ma ku temu powodu.

- Chyba ta.

Powoli opuścił się na materac, tym razem kładąc się na nim z większą dozą nieufności. Był gotów dać temu przekleństwu drugą szansę tylko dzięki dopaminie, która tępiła jego zdrowy rozsądek, nadal buzując w synapsach po ostatnim dotyku Macieja. Ten wkrótce wrócił do poprzedniej pozycji i zaczął całować szyję Endrju, jak gdyby do rozprężenia łóżka nigdy nie doszło. Jedną ręką rozpiął kołnierz jego polówki, drugą wsunął pod jej skraj. Parówka złapał go za włosy dłonią pokrytą czerwonymi odciskami, ignorując ostrzegawcze strzelanie w naciągniętych stawach. Liczyły się tylko palce Smęczura śledzące każde z jego żeber i mimowolnie drżąca pod nimi skóra, rozpalająca się do temperatury deski rozdzielczej auta pozostawionego w pełnym słońcu. Napięcie stopniowo opuszczało jego mięśnie i wracało pod inną postacią, gromadząc się u dołu kręgosłupa. Wszystko wydawało się iść w dobrą stronę, póki Maciej...

- AŁA! - cichy pomruk Endrju przeszedł we wrzask, kiedy tamten złapał zębami cienką skórę tuż nad obojczykiem. - Ej, to bolało!

Smęczur odsunął się jak oparzony, z miną, jakby oberwał z liścia śliskim węgorzem na świecie. Chciał dotknąć urażonego miejsca, ale Parówka zakrył przed nim ślady jego własnych zębów.

- Myślałem, że ci się spodoba. - nie wiedząc, co ze sobą zrobić, ściągnął własną koszulkę. Odkrył tym samym wydepilowaną klatę i piwny bebech w pierwszym, niemal bezobjawowym stadium rozwoju.

Jego partner westchnął z niechętnym zachwytem, zanim poszedł w jego ślady. Widocznie gdziekolwiek nie starczało słów, zaczynało się zrzucanie ciuchów. Jeden zacięty zamek od rozporka później obaj siedzieli na łóżku w samych skarpetkach i obejmowali się nawzajem wzrokiem. Powietrze w przedziale wydawało się gęstnieć od niespokojnego oczekiwania, od którego głowa kiwała się gorzej niż po bimbrze na landrynkach.

Napięcie wzrosło tego poziomu, że kiedy Smęczur dotknął kciukiem policzka Parówki, ten wybuchnął nerwowym śmiechem. Wykonał pełen obrót na tyłku, kotłując prześcieradło na kształt cyklonu i otarł samotną łzę przyczepioną do rzęsy. Szybko bijące serce spłycało mu oddech do desperackiego szmeru.

Zanim Maciej zdołał odnieść się do tej osobliwości, na korytarzu rozległ się odgłos kroków. Ześlizgnął się z łóżka, odsunął drzwi na nieledwie cztery milimetry i wyjrzał przez szparę. Cokolwiek ujrzał po drugiej stronie, zmroziło go na dobrą chwilę.

- Konduktor jest na końcu korytarza. - wyszeptał, nie odwracając się. W jego przejętym zgrozą głosie dało się wyczuć zaszytą nutę ekscytacji. - Będzie tu za jakieś pięć minut.

- I co teraz? - zapytał Endrju, który nie miał w sobie ani połowy pierwiastka ekshibicjonisty. Jego ręce odruchowo zacisnęły się na pościeli, zakrywając dolne partie ciała.

- Ja zdążę. Nie wiem jak ty.

Parówka przełknął ślinę, niemal widząc przed oczami odwracającą się klepsydrę. Większa część jego jestestwa biła na alarm, błagając, by się wycofał, ale jakiś mały zlepek neuronów pod butem pragnienia nie dawał za wygraną.

- Dobra, chodź tu. Robiłeś to już kiedyś?

Smęczur powoli zamknął drzwi.

- No pewnie, ty nie?

- A skąd.

Pociąg wyjechał zza drzew. Przez okno do przedziału wpadł snop księżycowego światła, ukazując sylwetkę Macieja w pełnej krasie. Wzrok Endrju mimowolnie padł między nogi kochanka, a jego mina zrzedła, jakby ujrzał ducha latającego Holendra. Przyciągnął do siebie wszystkie kończyny, zwijając się jak rozpołowiona łodyga mlecza w szklance wody.

- Człowieku, czym ty to karmisz? - wycedził, zaciskając zęby tak mocno, że czuł ich korzenie w czubkach palców.

Dumny uśmiech Smęczura odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy zdał sobie sprawę, że przerażenie Parówki nie jest na pokaz.

- Nie bój się, przecież cię nie zabiję...

- Nie, tylko wywiniesz mi esicę na lewą stronę!

Przez następną minutę zdawało się, że ktoś zatrzymał czas. Z letargu wyrwały ich dopiero zbliżające się kroki konduktora.

- Zamieńmy się. - rzekł wreszcie Endrju.

- Co?

- Jeśli mamy doprowadzić to do końca, musimy się zamienić. - zmarszczył brwi, stanowczy jak nigdy wcześniej. - Mam zamiar wyjść stąd na obu nogach, czaisz?

Maciej miał minę, jakby ten właśnie zabrał mu kawę z żabki i wcisnął karbowane frytki. Niekoniecznie to, na co miał ochotę, ale odmówić zawsze szkoda. Wzruszył jedynie ramionami i rzucił się plecami na materac.

- Niech ci będzie. - rozłożył się na wznak jak skóra z diabła. - Dawaj jakiś poślizg.

Parówka gorączkowo sięgnął do plecaka i wyłowił słoik dżemu, piankę do golenia, końską maść i smar miedziany. Strzelił wzrokiem między Smęczurem a zestawem i z powrotem, zapraszając go do dokonania wyboru.
Tamten prześlizgnął wzrokiem po każdym z materiałów, nie pokładając zaufania w żadnym z nich. Po namyśle uczepił się puszki ze smarem.

- Pierwszym punktem programu będzie wizyta w austriackim szpitalu. - złapał Endrju za rękę i zanurzył jego palce w smolistej mazi. Coś w jego głosie balansowało na krawędzi niezdrowego śmiechu. - Matko, za chwilę gorzko tego pożałuję, ale teraz...

Spojrzenie, które wymienił z Parówką, dokończyło zdanie za niego. Jeden oddech później ich zęby stukały o siebie jak kieliszki podczas wznoszeniu toastu. Nie było siły, która mogłaby ich teraz rozdzielić. Nawet, gdyby usłyszeli kroki konduktora, nie umieliby się powstrzymać.

Tak im się przynajmniej wydawało, zanim toporne drzwi do przedziału nie stanęły szerokim otworem, wpuszczając do środka zapach dzikiego zachodu.

Koniec lata w BratysławieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz