(I)

543 85 40
                                    

 Stał na samym końcu. Za całym tłumem gości, składającym się z bliskiej i dalszej rodziny, przyjaciół, znajomych i kilku osób, które po prostu wypadało zaprosić.

Widział już Korinę, gdy ojciec prowadził ją do ołtarza. Piękną, jak nigdy wcześniej, zarumienioną z emocji, z błyskiem szczęścia w oczach.

On nie był w stanie podarować jej takiego szczęścia. Zbyt wiele ich różniło, pochodzenie, wykształcenie, majątek. Od samego początku nie mieli szansy na jakikolwiek związek, a jednak próbowali. Na przekór losu próbowali być szczęśliwi, ale się nie udało.

Seks to jednak nie wszystko.

I dlatego pewnego deszczowego dnia, na schyłku jesieni, pozwolił jej odejść.

Znalazł się tutaj nie dlatego, że go zaprosiła, ale dlatego, iż towarzyszył Basianowi oraz Laurze. To był pierwszy powód, a może po prostu zwykła wymówka. Niczym popieprzony masochista chciał ją zobaczyć w białej suknie panny młodej, usłyszeć jak składa przysięgę innemu, a potem wrócić do dawnego życia.

Szczerze mówiąc, nie było tak źle. Patrzył na Korinę i nie czuł niczego, ani żalu, ani gniewu, ani zazdrości. Jakby była zupełnie obcą osobą.

Uroczystość zbliżała się ku końcowi, więc Michał dyskretnie się wycofał i wyszedł na zewnątrz. Okrążył kościół i znalazł się na tyłach, po czym wyjął z kieszeni papierosy. Nie zdążył jednak zapalić, gdy obok pojawił się Bastian.

- Daj jednego.

- Przypominam, że masz zakaz palenia.

- Kurwa, mam błagać? - Dębski nerwowym gestem szarpnął wytworną muszkę.

- Tak. I może też szef paść na kolana. Proszę, ale jakby co, to nie moje – zastrzegł Michał.

- Nie połapie się, od wczoraj ma katar. W zasadzie powinna leżeć w łóżku, ale uparła się, że na ślubie przyjaciółki musi być obecna – westchnął Bastian, po czym zagapił się na swojego ochroniarza. - Wszystko w porządku?

- Oczekiwał szef, że w kluczowym momencie wpadnę do kościoła wymachując bronią i krzycząc nie zgadzam się! Najpierw zastrzelę pana młodego, a potem siebie i umierając w ramionach ukochanej, obficie moczony jej łzami, odejdę z tego padołu łez? - zapytał z zaciekawieniem Michał. - Nie powiem, efektownie, ale wolałbym jeszcze pożyć.

- Myślałem, że ci na niej zależy.

- Zależało. Dwa lata temu. Teraz już nie. - Michał wzruszył ramionami. - Nie pasowaliśmy do siebie i tyle. Teraz wybrała o wiele lepiej.

- Nie obchodzi mnie jej wybór, a ty. - Dębski z lubością zaciągnął się papierosem. Aż przymknął oczy, bo od ponad trzech lat miał definitywny zakaz palenia. Oczywiście, niezbyt sumiennie go przestrzegał, ale zawsze grzeszył w ukryciu. Złapać dał się tylko raz i po trzygodzinnym wykładzie na temat zaufania, szkodliwości nikotyny oraz przyszłości jego związku, wolał więcej nie ryzykować.

- Mam dla ciebie fuchę – powiedział po chwili, zwracając tymi słowami uwagę Michała.

- Fuchę? - zdziwił się ochroniarz. - Chce się szef mnie pozbyć?

- Nie, głąbie. Po wszystkim wrócisz do mnie i zaopiekujesz się moim potomstwem.

- Boszeee... Tylko nie to!

- Moje dzieci są urocze.

- Jak śpią. Ewentualnie gdy się je przywiąże do kaloryfera, owinie w dywan i zaknebluje – pokpiwał Michał. - A tak serio, to o co chodzi?

The king of  jokeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz