(II)

537 74 11
                                    


 Michał z niecierpliwością spojrzał na zegarek, a potem w stronę, gdzie ukazywali się pasażerowie. Wypatrywał dziewczynki o południowej urodzie, ale błękitnych oczach, nieśmiałej, zapłakanej – w końcu straciła rodziców, trochę zagubionej, bo została zmuszona do podróży w nieznane. W ramionach piastował tabliczkę z napisem Kira i rysunkiem różowej świnki jako znaku rozpoznawczego. Oczywiście to był pomysł Laury, a Bastian po rozróbie w kościele nie ośmielił się zaprotestować.

- Cholera, gdzie ona jest? - mruknął z irytacją, czując narastający niepokój. A co jeśli tamci dorwali dzieciaka?

I wtedy ktoś popukał go w plecy. Michał wykonał błyskawiczny półobrót, napotykając pustkę. Odruchowo spojrzał w dół...

- Jestem Kira – oświadczyła nieznajoma, a biedak zdębiał.

- Ty? - zapytał podejrzliwie, mierząc ją spojrzeniem. - Nie wyglądasz.

- Kamuflaż – oświadczyła ze stoickim spokojem, a później poprawiła blond perukę.

- Nie wyglądasz na dziecko – wymsknęło się Michałowi.

- A kto powiedział, że jestem dzieckiem? Mam prawie dzięwiętnaście lat, chociaż wujek Stefan nadal traktuje mnie, jakbym miała dziesięć. Tam jest mój bagaż – wskazała na ogromną walizkę. - Zaopiekuj się nim, ja muszę znaleźć toaletę.

Nawet nie czekała na jego odpowiedź. Zniknęła, a biedny Michał powoli dochodził do siebie.

W końcu odzyskał zdolność ruchu i od razu zadzwonił do Bastiana.

- Szefie – zaczął. - Ile ona ma lat, ta Kira?

- Lat? - zakłopotał się Dębski. - Nie wiem, nie pytałem. Orłowski mówił o niej moja mała siostrzenica, więc chyba niewiele. Za to perfekcyjnie zna polski, nie będziesz miał problemów z komunikacją.

- Z pewnością nie będę miał – sarknął Michał. Potem przypomniał sobie pokój, jaki kazał przygotować dla dziewczynki Bastian i od razu wrócił mu humor. To się szef wkopał, nie ma co! Te zasłonki we wróżki, poduszki z jednorożcem i tonacja słodkiego różu, od którego aż skręcało trzewia.

- Będziemy w mieszkaniu za niecałą godzinkę – oświadczył i zakończył połączenie.

Kira pojawiła się po niecałym kwadransie i szczerze mówiąc, znów jej nie poznał. Była niska, nie sięgała mu nawet do ramienia, ubrana na czarno, z czarnymi włosami spiętymi w ciasny węzeł. Twarz miała drobną, o ostrym podbródku, delikatną, oczy duże, też prawie całkiem czarne, pod nimi głębokie cienie, wargi pełne, kształtne. Nie uśmiechała się, nie okazywała żadnych emocji. Niczym psychopatka, pomyślał zdegustowany Michał.

- Witam panienkę – powiedział, wykonując coś w rodzaju pół ukłonu. - Zostałem wynajęty przez pana Orłowskiego jako osobisty ochroniarz.

- Ty? - beznamiętnie zmierzyła to wzrokiem. Nawet jej nie drgnęła powieka przy tej czynności. - Chciałam kobietę.

- Dlaczego? - wymsknęło się zdumionemu Michałowi.

- Mężczyźni to źródło grzechu – odparła. - Należy się ich wystrzegać, aby żyć w czystości.

Źródło grzechu zagapiło się na nią bez słowa, na chwilę zapominając nawet swojej roli.

- Tam biblia mówiła chyba coś innego – zauważył ostrożnie.

- To męska interpretacja. Ewa zerwała jabłko dla swojego ukochanego, nie za namową węża.

- Jasny gwint! - wymamrotał. - Zdewociała feministka. Czy mogło mi się trafić coś gorszego?

The king of  jokeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz