Żaden z jego listów nie doszedł przez ostatnie dwa miesiące. Przynajmniej tak tłumaczył to sobie Tadeusz, prawda przecież mogła być zgoła inna - mógł nie napisać nic przez dwa miesiące, mógł zapomnieć, postanowił odciąć się na rzecz swojego nowego życia... Tak szybko jak te możliwości pojawiały się w głowie mężczyzny, tak szybko im zaprzeczał, jak to jego Janek miały tak postąpić? Mimo braku odzewu od przyjaciela, wizyty na poczcie były u Tadeusza regularne, z buzującą w sercu nadzieją sprawdzał czy aby przypadkiem nie przyszedł do niego list z Anglii i zamiast trafić do jego skrzynki, trafił właśnie tutaj, albo sam wysyłał list do Janka, wmawiając sobie, że na ten na pewno dostanie odpowiedź.
Jednak pewnego dnia jego dusza strapiona tęsknotą i nie wiedzą jak miewa się przyjaciel doznała ukojenia. Późno listopadowy deszcz wymieszany ze śladowymi ilościami śniegu bębnił w szyby Warszawskich domów, a na chodnikach i ulicach powstawała błotnista plucha. Mimo tej pogody ulice były pełne przechodniów wracających z pracy, Tadeusz nie był w tym wyjątkiem. Z czego zamiast wrócić od razu do mieszkania, jak co kilka dni, stanął przed drzwiami poczty, otrzepał parasol z osadzonych na nim kropel wody i wkroczył do środka. Za ladą, przy półkach z drobiazgami które można było tu zakupić, kręciła się pracująca tu młoda kobieta, ciemne sięgające jej ramion włosy spięła tego dnia w niską kitkę, ubrana była w standardowy dla jej miejsca pracy strój - luźna granatowa sukienka z długim rękawem, kołnierzykiem i wyszytym na prawej piersi napisem "Poczta Polska".
Tadeusz zadzwonił stojącym na blacie dzwoneczkiem, a już po chwili jej szare oczy były skupione na nim, uśmiechnęła się do niego szeroko. Zdążyli się już poznać, a nawet przejść sobie na 'ty'.
- Dzień dobry panu, panie Tadeuszu w czym mogę pomóc? - powiedziała swoim wyuczonym tonem pracownika
- Idalio, ileż to razy powtarzam, żebyś nie mówiła mi per 'pan'? - Mruknął.
- Oj no Tadzik, zgrywam się tylko! - Zaśmiała się. - Wysyłasz, odbierasz?
- Jeśli jest co odebrać to odbieram.
- To się zaraz okaże... - Pochyliła się do szuflady ze starannie posegregowanymi mniejszymi szufladkami w których mieściła się korespondencja. - Zawadzki... Gdzieś ty mi się podział... Jest! - Oznajmiła, jej oczom ukazały się dwie grube na nawet i dwa centymetry koperty. Z tyłu widniało kilka kolorowych znaczków. Zanim podała je Tadeuszowi uśmiechnęła się do niego po raz kolejny, jakby tak chcąc przekazać mu, że może się cieszyć, bo są i jego upragnione listy.
Wyłożyła je na ladę.
- Potwierdzenie odbioru sobie Tadziu życzy?
Tadeusz nie zwrócił uwagi na jej słowa, wziął do rąk koperty i zrobił coś, co robił z rzadka - uśmiechnął się od ucha do ucha. Z tego szczęścia mógłby skoczyć do góry tak aż dotknąłby czubkiem głowy sufitu i pisnąć jak mała dziewczynka. Obejrzał je z każdej strony, z nieskrywaną czułością przyglądał się zawijasom Jankowego pisma. Gdy nacieszył się ich samą obecnością wsadził je do wewnętrznej kieszeni płaszcza, aby tylko nie zmokły i w euforii wyszedł z poczty, rzucając tylko na odchodne :
- Dzięki Idalia! Do zobaczenia!
Szybkimi krokami doszedł do mieszania, zdjął z siebie płaszcz, listy położył na stoliczku w salonie, uwagę jego przykuła mała karteczka głęboko w kieszeni, nic nie było na niej napisane oprócz:
"210 819 430 zadzwoń"
Postanowił jednak nie zaprzątać sobie tym teraz głowy i odłożył karteczkę na komodę w korytarzu.
Usiadł na fotelu, w piecu trzaskał ogień, wziął do ręki kopertę na której Rudy napisał małą jedynkę, zakładając, że ten list ma napisać jako pierwszy.
CZYTASZ
Wszystkim i niczym. - Rośka
Fanfiction-Kochasz ty ją jeszcze? -Nie kocham. -A Janka kochasz? -Kocham.