zerwałem się ze snu zdyszany, cały oblany zimnym potem. nerwowo rozglądałem się w koło próbując cokolwiek sobie przypomnieć.
obecnie znajdowalem się w niedużej sali . . . szpitalnej ? siedziałem na wyjątkowo wygodnym łóżku. w pokoju znajdowało się parę podstawowych mebli. ściany i podłoga zrobione były z naprawdę dziwnego tworzywa. wszystko miało tak jasne i oczojebne kolory, że musiałem przymykać powieki.
— co do chuja . . . - złapałem się za głowę.
wtedy mnie olśniło.
ten wysoki typ.
to ciemne pomieszczenie.
jak się tam znalazłem ? kim była tajemnicza postać ? pamiętam tylko, że coś o mnie mruczał tam pod nosem, ale teraz gówno co kojarzę tamtą sytuację. w pamięci zapadło mi jedno - on znał moje imię.
ta salka prezentowała się znacznie przytulniej niż tamten mokry beton. chociaż średnio podoba mi się fakt, że na moją mordę gapi się wykurwiście wielka kamera. to jakiś szpital psychiatryczny ? popadłem w jakąś paranoję ? oby to wszystko okazało się jednym, wielkim, jebanym koszmarem.
po dwóch stronach pomieszczenia znajdowały się drzwi. wstałem powoli z łóżka - jak już się nieco uspokoiłem, - i podszedłem do jednych drzwi - tych po prawej.
— kibel. kurwa, mam chociaż kibel. - nie będę ukrywał, nie chciałem wydalać się do wiadra lub jeszcze lepiej - na małysza.
łazienka prezentowała się. . . zajebiście- o ile nie lepiej niż w moim mieszkaniu. choć wiele dziwnych sprzętów na swój sposób mnie przerażało.
— uh . . . - uderzyłem się czymś o framugę drzwi. no właśnie. CZYMŚ. obejrzałem się za siebie zauważając przyczynę przeraźliwego bólu mojego karku, łopatek aż po kręgosłup. złapałem się ręką o umywalkę w szoku. od kiedy kurwa jestem jebanym kwiatkiem - demogorgonem ? nie pewnie odwróciłem się w stronę lustra, nie mogłem uwierzyć w moje własne odbicie. dotknąłem lekko swojej twarzy. ta całe szczęście pozostała w miarę możliwości normalna.
końcówki moich palców u dłoni były blado-fioletowe, zanikając do nadgarstka. oczy od tęczówki po twardówki były jaskrawożółte, a ich źrenice wydawały się być znacznie węższe niż zwykle. najbardziej jednak przeraziły mnie ciemnoniebieskie płaty kwiatów, otaczające moją szyję i ich dwa ramiona odstające od moich pleców. towarzyszyły im też barwy fioletowe i żółte. całe pokryte są ostrymi kolcami. były unerwione - to zdążyłem już poczuć na własnej skórze, ale na tą porę nie umiem zrobić z nimi czegokolwiek.
usiadłem na ziemi opierając się o ścianę. w mojej głowie odbywał się istny armageddon. próbowałem pojąć cokolwiek co najlepszego się tu odpierdala. jestem zamknięty w jakiejś izolatce, wszystko mnie napierdala, a do tego jestem jakimś mutantem.
miałem normalne, dobre życie. grupkę znajomych, rodzinę - która nawet jak wkurwiała, była mi bliska. pracę też miałem, zarobki były zadowalające. mieszkałem w świetnej okolicy, w skromnym mieszkaniu z dwójką znajomych. mieliśmy nawet założony razem mały zespół metalowy, a za miesiąc MIAŁEM IŚĆ NA KONCERT MOJEGO ULUBIONEGO ZESPOŁU. choć nigdy nie narzekałem, tak teraz doceniłem to wszystko jeszcze bardziej niż wcześniej.
CZYTASZ
druxy - doctor!fang au
Fanfiction𓉸 - normal in an illusion. what is normal for a spider is chaos for the fly. we are all searching and dreaming for someone whose demons play well with ours. a dream is not reality, but who's to say which is which ? don't worry [ . . . ] this wonder...