"I Hate myself for Loving You"
2003
Przechadzała się boso po rozwijającym się przed nią ogrodzie bez konkretnego celu. Co jakiś czas popijajała alkohol który trzymała w dłoni i nuciła pod nosem "Lights" Journey. Przez to ciągłe wspominanie dnia koncertu nie mogła wyrzucić melodii ze swojej głowy. Liczyła, że cisza i wino pomogą jej przeprocesować pewne fakty.
Penny bierze ślub. Lenny i Syd kupują razem mieszkanie. Misty wkrótce wyjeżdża kierować ruchem kobiet w Ekwadorze, a gdyby spojrzenia mogły zabijać to Dexter byłby seryjnym mordercą. Wiedziała, że na weselu będzie jedna osoba która jej nienawidzi, ale dwie? Powtarzała sobie, że cokolwiek Dex uroił sobie w głowie na jej temat po niej spływa. Więc dlaczego upijała się sama w lesie?
Przystanęła na chwilę, a gdy jej wzrok padł na otoczoną drzewami altankę, wiedziała już dokąd się kieruje.
Usiadła na drewnianej barierce, oparła się o framugę i pozwoliła jednej nodze opaść.
Zachodzące słońce odbijało się w tafli rzeki i malowało niebo romantycznym, pomarańczowym kolorem. Claire uwielbiała sposób w jaki woda błyszczała. I tak po środku płaczących wierzb, natłoku myśli, wspomnień, wyrzutów sumienia, presji czasu, odgłosów ptaków, ekscytacji i samotności, odnalazła ukojenie.
Dopóki podłoga nie zaskrzypiała pod naciskiem czyjegoś ciała, a błogie uczucie szybko zniknęło.
–Już uciekasz? To takie nie w twoim stylu... – ten głos przesiąknięty ironią przyprawił ją o natychmiastowy ból głowy.
A może to sprawka wina?
Dumny, pewny siebie, o głowę wyższy niż ostatnio go widziała, zarozumiały, pamiętliwy, wyprostowany Spencer stał z męskimi, nie chłopięcymi dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni i próbował wymusić na niej reakcję.
Jak śmiał powiedzieć ten bezczelny tekst? – pomyślała. Claire dobrze wiedziała do czego się odnosi i nienawidziła go za to jeszcze bardziej. Decyzja o jakiej mówi, była najtrudniejszą do podjęcia w jej życiu. Miała całkowite prawo by uciekać. Każdy na jej miejscu uczyniłby to samo, i gdyby mogła cofnąć się w czasie, zrobiłaby to ponownie. No może z jednym małym wyjątkiem...
–Cohen...
–Poppy... – przechylił głowę na bok z uśmiechem czekając aż wybuchnie.
Nienawidziła gdy się tak do niej zwracał. Bishoppy. Poppy. Kiedyś to było urocze, teraz - protekcjonalne i uszczypliwe.
Lecz nie dała mu satysfakcji. Nie dziś. Jeszcze nie teraz. Choć wszyscy ją testują. Uśmiechnęła się najbardziej ironicznie jak zdołała i leniwie odwróciła głowę z powrotem w stronę krajobrazu.
–Więc... – cmoknął ustami i zrobił krok do przodu, gdy Claire napiła się wina.
Zaczęła czytać etykietę po francusku. Obiecała sobie, a przede wszystkim Penny, że w żaden sposób nie zepsuje uroczystości. Nie da się sprowokować. Sama też będzie stroniła od zaczepek, dyskusji, i jakichkolwiek emocji innych niż radość. Jest tu tylko i wyłącznie po to by celebrować miłość Pen i Bena, i cieszyć się ich szczęściem.
–Więc... – powtórzyła obojętnie nie odwracając wzroku od wody.
–Gdzie Adonis? Przepraszam... Andrew! – poprawił się z udawanym zakłopotaniem.
–Czemu interesujesz się moją osoba towarzyszącą? – zamiast posuwać się do rękoczynów postanowiła zabić go spojrzeniem. – Nie masz jakiejś druhny do rozczarowania?
CZYTASZ
Long Way Back To You
Teen Fiction"Claire, Spencer i Penny byli nierozłączni odkąd nauczyli się chodzić. Trudno było o bardziej zgranych przyjaciół. Dorastali w późnych latach osiemdziesiątych w miasteczku Beaufort, w Południowej Karolinie. Łączyły ich skomplikowane rodziny, miłość...