Toń

60 12 1
                                    

Biegłyśmy przez las, z każdym krokiem czując, jak strach przeszywa nasze ciała jak ostrza. Wilki były tuż za nami, ich wycie mieszało się z dźwiękiem naszych zdesperowanych oddechów. Ostatnie promienie zachodzącego słońca ledwie przedzierały się przez gęste konary drzew, a atmosfera gęstniała od napięcia.

- Musimy się rozdzielić! - krzyknęłam, ale nie wiedziałam, czy to naprawdę ma sens.

- Nie, nie możemy! - odpowiedziała Tatum, jej głos był pełen przerażenia.

Tatum i Alabama biegły obok mnie, ale w jednej chwili wszystko się zmieniło. Słyszałyśmy głośny ryk, a następnie dźwięk potężnych łap uderzających o śnieg.

Nagle zatrzymałam się, słysząc głośne szczęknięcie zębów tuż za mną.

- Uważaj! - krzyknęłam, ale było za późno.

Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy potwór wbił swoje zęby w ramię Tatum.

- Tatum! - wrzasnęłam, a moje serce zatrzymało się na moment.
Zobaczyłam, jak upada na śnieg, a krew szybko zaczynała barwić białą pokrywę. Wilk nie ustępował, gryząc ją, a reszta stada przyłączała się do szarpania jej ciała.

Alabama, z przerażeniem w oczach, cofnęła się kilka kroków, próbując złapać oddech, ale nie mogła oderwać wzroku od tego, co się działo.

W jednej chwili wilki przerwały szarpanie Tatum, a ich uwagę przyciągnęła Alabama.

Nie! - krzyknęłam, ale mój głos był słaby.

Wilki ruszyły w jej stronę z niesamowitą prędkością.

Alabama próbowała uciekać, ale potknęła się o ukryty pod śniegiem korzeń. Wilki skoczyły na nią, a ich zęby zabłysły w blasku nikłego światła. Jej krzyk był ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszałam.

Serce mi pękało, a adrenalina pulsowała w żyłach. Biegłam, nie patrząc za siebie, starając się zignorować okropny dźwięk, który dobiegał z tyłu.  Każdy ich krzyk wstrząsał mną do głębi, ale nie mogłam się zatrzymać.

Nie wiedziałam, jak długo biegłam, zanim zniknęłam w mrokach lasu, otoczona tylko szumem wiatru i przerażającym odgłosem wycia, który wciąż brzmiał w moich uszach.

Biegłam na oślep, serce tłukło się w piersi, gdy śnieg chrzęścił pod moimi stopami. Zimne powietrze wpijało się w płuca, a strach pchał mnie do przodu. Nagle, za mną, rozległo się przeraźliwe warczenie. Spojrzałam za siebie i zamarłam.

Biały wilk, olbrzymi i majestatyczny, biegł w moim kierunku, jego lśniąca sierść błyszczała w słabym świetle zachodzącego słońca.

Ruszyłam przed siebie czując, jak adrenalina pulsuje w moich żyłach. Chłód powietrza smagał moją twarz, a w uszach szumiało od wycia wiatru. Nie zwracałam uwagi na śnieg, który zasypywał mi buty, ani na przeszkody, które wyłaniały się z mroku lasu. Byłam tylko skupiona na jednym – ucieczce przed białym wilkiem, który gonił mnie z niesamowitą prędkością.

Nagle znalazłam się na skraju lasu, a przede mną rozciągała się zamarznięta tafla jeziora. Powierzchnia lodu mieniła się w blasku księżyca, a delikatny szum wiatru sprawiał, że czułam, jak dreszcze przebiegają mi po plecach. Moje serce biło jak oszalałe, a w uszach wciąż brzmiał echem krzyk Tatum. Wiedziałam, że nie mam czasu na strach.

Zza mnie dobiegały odgłosy – przeraźliwe wycie wilków, które wydawało się, że wypełnia całą przestrzeń. Czułam, jak adrenalina wzbiera we mnie, a każdy mięsień w ciele był napięty, gotowy do ucieczki. Odwróciłam się, a w świetle księżyca dostrzegłam sylwetkę białego wilka, którego oczy świeciły jak dwa złote reflektory, a jego potężne ciało przesuwało się z gracją, nie pozostawiając wątpliwości co do jego zamiarów.
Nie zastanawiając się dłużej, wybiegłam na lód, ślizgając się niepewnie po gładkiej powierzchni. Każdy krok był niepewny, a obawy przed upadkiem nie były jedynymi, które mnie martwiły. Wilk podążał za mną, jego potężne łapy stawiały ślady na śniegu, a oddech unosił się w powietrzu jak mgła, mrożąc krew w żyłach.

Zerknęłam w stronę brzegu. Wilk stał tam, w pełnym majestacie, jego biała sierść lśniła jak śnieg, a spojrzenie skupione na mnie zdawało się przewiercać na wylot.

Powoli, niemal bezgłośnie, stawiałam kolejne kroki do tyłu, starając się utrzymać równowagę na śliskiej powierzchni. Lód pod moimi stopami wydawał się zdradziecki – z każdym przesunięciem czułam, jak poddaje się pod moim ciężarem, trzeszcząc złowrogo w głębokiej ciszy nocy.

Krok.
Trzask.
Krok.

Kolejny trzeszczący dźwięk pod moimi stopami przyprawił mnie o dreszcze. Czułam, jak lód zaczyna pękać, jakby jego powierzchnia była gotowa wciągnąć mnie pod wodę. Wilk wydał z siebie niski pomruk i zrobił krok do przodu, zbliżając się o kilka cali.

– Nie... – wyszeptałam, ledwo słysząc własny głos.

Zrobiłam jeszcze jeden krok do tyłu i wtedy usłyszałam to najgłośniej. Gwałtowny trzask! Woda pod lodem była gotowa mnie pochłonąć, ale wilk stanął jak wryty, wpatrując się we mnie, jakby zastanawiał się, czy zaryzykować. Jego uszy drgnęły, a sylwetka napięła się, jakby usłyszał coś, czego ja nie mogłam. Przez chwilę, która wydawała się wiecznością, staliśmy tak, mierząc się wzrokiem, a ja czułam jak chłód jeziora przeszywa mnie do kości.

A potem wilk, z jakąś niepojętą pewnością, powoli odwrócił się, cicho i bez pośpiechu. Zrobił kilka kroków, a jego białe futro zaczęło zlewać się z szarością lasu. Stałam oszołomiona, zziębnięta do szpiku kości, a lód pod moimi stopami nadal pękał, wywołując głośne trzaski. To, co przed chwilą się wydarzyło, wydawało się nierealne. Mój wzrok jeszcze chwilę śledził miejsce, gdzie wilk zniknął, aż w końcu uświadomiłam sobie, że muszę działać. Lód pod moimi stopami trzeszczał coraz mocniej.

Chwila, w której wpadłam do lodowatej wody, pozbawiła mnie tchu.
Woda była zimna jak śmierć, zbyt zimna, by oddychać, zbyt zimna, by myśleć. Próbowałam walczyć, ale lodowate fale wciągały mnie coraz głębiej. Każdy ruch wydawał się wolniejszy, cięższy, jakby moje ciało opadało pod własnym ciężarem, a otaczająca ciemność zdawała się pochłaniać moje zmysły. Wierzgnęłam nogami, desperacko próbując złapać oddech. Woda była wszędzie — w moich płucach, w uszach, a chłód przenikał mnie do szpiku kości.

Chłód wciągał mnie coraz głębiej, a każda próba ruchu była coraz bardziej bezcelowa. Oczy zaczynały zachodzić mgłą, a świat nad wodą stawał się coraz bardziej rozmazany. Moje serce biło szybciej, ale ciało już nie reagowało. Czułam, jak wszystko zwalnia — dźwięki, oddech, tętno.

Chłód oplótł mnie jak ciężki, niewidzialny łańcuch, ciągnąc w dół, w otchłań. Ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa, stawały się coraz bardziej bezwładne, jakby nie należały już do mnie. Każdy ruch był wolniejszy, bardziej rozpaczliwy, ale woda przytłaczała mnie swoim bezlitosnym uściskiem. Oczy zasnuwała gęsta mgła, a świat nad powierzchnią — pełen szarości, śniegu i lodu — zaczynał znikać, zamieniając się w niewyraźną plamę.

Czas zwalniał. Wydawało się, że każda sekunda rozciąga się w nieskończoność.

Zimno nadal przenikało mnie na wskroś, ale wtedy, w tej wszechogarniającej pustce, zobaczyłam coś, co nie pasowało do chłodu i ciemności. Mignięcie, krótkie, jakby świat zatrzymał się na chwilę, a potem… dłoń. Wyłoniła się znikąd, gwałtowna i pewna, chwyciła materiał mojej kurtki.

Szarpnięcie było silne, aż poczułam, jak lodowata woda rozdziera się wokół mnie, a zimno na moment ustępuje miejsca instynktownemu przerażeniu. Ktoś tam był. Ktoś lub coś próbowało mnie wydobyć z tej lodowej otchłani, wciągnąć z powrotem do świata, którego ledwie już mogłam dosięgnąć myślami.

Nim jednak zdążyłam zareagować, ciemność przyszła jak nieodwracalne wybawienie. Zimno przestało mieć znaczenie, a mój umysł, znużony walką, poddał się temu przytłaczającemu poczuciu ulgi.

W jednej chwili cały ból, strach i chaos ucichły. Wokół mnie nie było już wody, lodu, ani wilków.

Tylko cisza.

Głęboka, spokojna ciemność, która wciągała mnie coraz głębiej, zamykając za sobą wszystkie drzwi, które prowadziły do świata, z którego już niemal nie pamiętałam, dlaczego uciekałam.

Sobotage Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz