Ostatni dzień szkoły nadchodził wielkimi krokami. Tak jak się domyślacie, przeprowadziłam się tutaj mniej więcej w środku roku szkolnego. Muszę przyznać, że ciężko było mi się przyzwyczaić do nowego otoczenia i nowych osób, ale jakoś dałam radę. Już pierwszego dnia zaprzyjaźniłam się z Adą, która mieszka ulicę dalej. Jest ona wysoką brunetką o niebieskich oczach. Teraz świetnie się dogadujemy, chyba ona jedyna na prawdę mnie rozumie. Jedynym minusem jest to, że chodzimy do innej szkoły, ale szczerze mówiąc i tak myślałam, że będzie gorzej. Moja klasa jest całkiem w porządku, nauczyciele również. Jedyną osobą, której szczerze nienawidzę, jest Patrycja. Blond piękność, królowa. Typowa gwiazdeczka wraz ze swoją świtą klonów - Anką i Kaśką. Chyba każdy wie, co mam na myśli. Uważają się za najlepsze, mimo iż wcale takie nie są, ale cóż można na to poradzić - idiotka idiotką pozostanie. Teraz pewnie zapytacie co ze mną? Otóż jestem dość nieśmiałą dziewczyną i raczej unikam kłopotów. Wolę trzymać się na uboczu i nie wtrącać w nieswoje sprawy, no chyba, że to konieczność. Zazwyczaj przerwy spędzam ze słuchawkami na uszach, w odizolowanym od świata kącie. Nic na to nie poradzę - po prostu nie przepadam za ludźmi, jak kolwiek głupio by to brzmiało. Na szczęście po wakacjach Ada przepisuje się do mojej szkoły, mam tylko nadzieję, że dostaniemy się do tej samej klasy... Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk budzika. Leniwie podniosłam się z łożka, delikatnie przeczesując moje długie, brązowe włosy. Całe zmęczenie zniknęło, kiedy uświadomiłam sobie, że to własnie ten dzień. Ostatni dzień szkoły. Zerwałam się z łóżka, kierując się w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej elegancką, czarną sukienkę i sweterek, które zabrałam ze sobą do łazienki. Wzięłam szybki, zimny prysznic, po czym załozyłam na siebie wcześniej przygotowane rzeczy. Wróciłam do swojego pokoju sięgając po torebkę i telefon. Z uśmiechem na twarzy skierowałam się do kuchni. Pomińmy fakt, iż moim podekscytowaniem omało nie zabiłam się na schodach. Chwyciłam w dłoń pierwszy lepszy owoc i szybkim krokiem wyszłam z domu. Poranne promienie słoneczne otuliły moją twarz, a śpiew ptaków sprawiał, że nie można było przestać się uśmiechać. Westchnęłam sama do siebie, poprawiając opadającą na moje ramię torebkę. Zapowiadał się idealny dzień...