prolog

46 10 16
                                    

Tamtego dnia lał deszcz

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tamtego dnia lał deszcz. Ulewa, która przetaczała się nad Busan, a później Seulem, niepodobna była do żadnej innej. Zupełnie jakby świat wiedział, co się dziś stanie. Zupełnie jakby już opłakiwał jego los.

Zdążył w ostatniej chwili. Konduktor pokręcił ze złością głową, dając mu dobitny sygnał, że wskakiwanie do wagonu po ostatnim gwizdku nie było mądrym pomysłem. Wzruszył ramionami, po czym skulił się i wszedł w głąb rozpędzającego się pociągu, aby znaleźć wolne miejsce.

Było zimno. Tak potwornie zimno. Skończył lekcje ledwie pół godziny wcześniej i wybiegł ze szkoły, nie zawracając sobie głowy zabieraniem rzeczy z szafki. Miał więc przy sobie tylko plecak wypchany podręcznikami, portfel świecący pustkami i telefon ze zbitym ekranem. Czarne dżinsy z przetarciami na kolanach, szara, wymięta bluza i brudne, zupełnie schodzone tenisówki dokładały się do jego wizerunku biednego, zagubionego uczniaka.

Był świadomy, jakim wzrokiem obdarzają go inni pasażerowie. Skulił się na pierwszym wolnym siedzeniu, które znalazł. Przetarł mokrą twarz i odgarnął z czoła ociekające od deszczu włosy. Pociągnął nosem. Przycisnął plecak do piersi, mając nadzieję, że trzymanie go blisko zapewni minimalnie więcej ciepła. Zaczynał drżeć, a przed nim były ponad trzy godziny jazdy.

Wpatrywał się w rozmyty obraz za oknem tak długo, aż ktoś nim potrząsnął. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że zasnął. Spanikowany rozejrzał się dookoła.

‒ To ostatnia stacja w Seulu ‒ wyjaśniła niska kobieta, stojąca nad nim z zatroskanym wyrazem twarzy. ‒ Wszystko dobrze, kochanie?

‒ Tak, ja... dziękuję.

Odchrząknął. Wstał i zarzucił plecak na ramię. Na moment zgiął się wpół, czując ścisk pustego żołądka. Bolał cholernie mocno jak na to, że był to tylko ból z głodu. Domyślał się już, że chodzi o nerwy.

Wytoczył się z pociągu na wielki seulski dworzec i o mało nie dostał od razu ataku paniki. Hałas, komunikaty z głośników, stukot kół na szynach, gwizdy konduktorów, trąbienie, ludzie napierający z każdej strony...

Złapał mocniej plecak i zaczął przeć naprzód, aby wydostać się z najgorszego kotła i dopiero wtedy rozeznać się w dalszej drodze. Przejechał stację, na której powinien był wysiąść, więc musiał zawrócić. Nie miał też już zbyt wiele czasu. Nie mógł mieć nieobecności w szkole, ponieważ inaczej babcia od razu by się zorientowała, że coś jest nie tak, dlatego pojechał dopiero po lekcjach.

Niestety z tego powodu powstawał inny problem ‒ nie zdąży na żaden bezpośredni pociąg powrotny. Czekała go samotna noc w mieście, którego nie znał, oraz wielka awantura w domu, gdy wróci następnego dnia. Już teraz bateria w jego telefonie była na wyczerpaniu, co oznaczało, że babcia oszaleje z nerwów i uziemi go na najbliższy miesiąc.

Jak miał jej wytłumaczyć, że być może miał tylko jedną szansę i musiał ją wykorzystać? Wspominał jej o menadżerze, który pojawił się w jego szkole, ale nie przywiązała do tego wagi. Tym bardziej że przecież powiedział jej, że odmówił dwa razy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 2 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Port de bras | daejae, jihopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz