April osunęła się bezwładnie na podłogę w korytarzu. Myślała tylko o jednym – "Już za późno." Najważniejsze było niepodejmowanie pochopnych decyzji. Nie zrobi tego o czym myśli. Nie zrobi... chyba.
"Idź do kuchni... stojak na noże... i tak nikt cię nie potrzebuje"
Nie zrobi.
"Jesteś tylko jednym z milionów. Nikt nawet nie zauważy... NA CO TY W OGÓLE JESTEŚ KOMUKOLWIEK POTRZEBNA? "
Nie zrobi.
"Składzik... tabletki nasenne też się nadadzą..."
Nie...
Podniosła się na kolana i popchnęła torbę po podłodze holu. Są dwa wyjścia. Pierwsze – biegnie na spacer. Drugie – ma gdzieś wszystkie próby powstrzymania się przed.... Samobójstwem. I po prostu pozwala sama sobie się zabić.
Wybrała to pierwsze.
Zawsze jakaś droga ratunku. Choćby na chwilę.
Popycha drzwi. Okazują się zamknięte, więc przekręca zamek i wybiega na podwórko. Popycha furtkę i idzie gdzie ją nogi poniosą.
Wokół słychać turkot silników aut, podekscytowany pisk jakiegoś dziecka, rozmowy ludzi.... i wszystko to jest normalne. Poza nią.
Marcowesłońce przebija się przez szarość chmur. Wiatr owiewa jej twarz i brązowo-rude włosy wirują wokół twarzy. Jedno z zielonych pasemek opada April na oko. Odgarnia je z twarzy.
Jest już niedaleko granicy miasta z lasem. Tu raczej nigdy nikogo nie ma. Upewniając się, że nikt za nią nie idzie, dziewczyna wślizguje się w chłód lasu. Słoneczne plamki przebijające się przez liście wesoło igrają z nietypowym kolorem włosów nastolatki. Jeszcze nastolatki. W kwietniu ma urodziny. To właśnie dlatego mama nadała jej imię April.
Miało ono przynosić nadzieję. "Tiaaa, nadzieja i ja" – pomyślała sarkastycznie – "No tylko geniusz mógł to połączyć". Nie wiedzieć czemu zanosi się donośnym, histerycznym śmiechem, który odbijał się echem pośród lasu.
- Ja naprawdę jestem pierdolnięta na łeb... - mruczy pod nosem, kopiąc jakąś szyszkę. Nie minęło dużo czasu, gdy poczuła się całkiem spokojnie. Złe myśli odpłynęły w niebyt.
Odwróciła się by zawrócić do domu. Las pachniał przyjemnie i działał kojąco wszystkie zmysły.
- No dobra – mruknęła pod nosem – czas udowodnić światu jak bardzo jestem chora.
Nie wiele myśląc usiadła na ziemi i zdjęła buty. O ile klapki do chodzenia po domu liczą się jako buty. Chwyciła pantofle w lewą dłoń i ruszyła po ziemistej i wąskiej ścieżce. Pył i grudki ziemi przesypywały się między jej palami, okrywając stopy dziewczyny warstwą kurzu.
"Ciekawe ile takich osób jak ja, łazi boso po lesie.." – zastanawiała się idąc leśnym szlakiem. Dotykała przelotnie każdego bliższego mijanego pnia drzewa. Gładziła palcami liście krzaków rosnących przy ścieżce, i patrzyła jak światło przenika liście i osiada niczym motyle na ziemi, krzewach i omszałych pniakach. To właśnie tu czuła się spokojnie.
Nagle posłyszała cichą muzykę. Były to pojedyncze, brzdąkane dźwięi. "Oh, jak cudnie." – pomyślała sarkastycznie – "Mój mózg zaczyna kreować nieistniejącą muzykę w środku lasu!"
Ale dźwięki nie ustawały. Wyraźnie dochodziły z prawej strony. Zaintrygowana April ruszyła w ich kierunku. Były to ciche, miarowe odgłosy, i brzmiały tak jakby ktoś grał je na dzwonkach na których grała w pierwszej klasie podstawówki.
Z każdym krokiem dźwięk "cymbałek" stawał się głośniejszy, a jednocześnie dziewczyna uświadomiła sobie, że nie może to być instrument, do którego porównała dochodzące dźwięki.
Były one nieco wyższe i bardziej melodyjne. Melodyjne... Ładne słowo. Takie.. emanujące spokojem.
Dźwięki stały się bardzo wyraźne i April udało się rozszyfrować czym musiał być instrument na którym grał tajemniczy muzyk. Kalimba. Małe pudełeczko z blaszkami, po których naciśnięciu wydobywał się dźwięk. Kalimba..
Też ciekawe słówko.
April podeszła nieco bliżej i ze zdziwieniem dostrzegła.. chłopaka. TEGO CHŁOPAKA. Tego samego, na którego dziś wpadła. Miał ciemne włosy, jasną skórę, i kilka spontanicznych piegów. Pod lewym okiem pieprzyk, a w prawym uchu miał kolczyk. Ale chwilę... było coś z nim nie tak.
April skupiła się na jego twarzy i po chwili zrozumiała CO jej w nim nie pasowało. Uszy. Uszy Michaela były wydłużone i ostro zakończone. Czarne kosmyki opadały mu nieco na twarz.
Dziewczyna stała i gapiła się na niego przez dobrych parę chwil. "Te uszy to cosplay?" – zastanawiała się – "Ale po co komu cosplay w środku lasu?!"
W tym momencie ucho chłopaka drgnęło leciutko. Uniósł wzrok znad instrumentu i nie przestając grać, spojrzał na nią. NA NIĄ. Na stojącą za drzewem dziewczynę. Przestał grać i wstał.
- Wyjdź. I tak wiem, że się tam chowasz. – powiedział cicho, ale April i tak to usłyszała. Zaczęła się powoli cofać w głąb lasu.
![](https://img.wattpad.com/cover/377287648-288-k651599.jpg)
CZYTASZ
~ Bloody Rose ~
Teen FictionByła normalna, ale do czasu. Jej serce chciało bić, ale do czasu. Jej oczy lśniły szczęściem... jednak kiedyś przestały. Aż niespodziewanie, poznała jego... i to on odmienił jej świat