- 1 -

2.7K 247 67
                                    


Mason

Zamykam laptopa, wkładam go do torby, następnie opuszczam biuro. Dzisiejszego dnia praca nie szła mi najlepiej, trudno było mi się skupić, czułem rozdrażnienie, frustrację. Gdybym mógł, wyszedłbym wcześniej, ale przez ważnego klienta, który uwielbia podnosić mi ciśnienie, nie było takiej możliwości. Dlatego oddycham z ulgą, kiedy wychodzę na korytarz. Claire, sekretarka, posyła mi uśmiech, życząc mi miłego dnia. Lubię tę kobietę, ma głowę na karku, zna się na swojej robocie. Bardzo mi pomogła, kiedy zaczynałem pracę w firmie ojca.

Zaproponował mi stanowisko jeszcze przed rozpoczęciem studiów, czym szczerze mnie zaskoczył. Byłem pewny, że zrobi to dopiero wtedy, kiedy wręczę mu dyplom, lecz tata poklepał mnie po ramieniu dodając, że szkoda marnować aż tyle czasu. Więc się zgodziłem. Codziennie punktualnie o ósmej stawiałem się w firmie, w weekendy studiowałem i chociaż dopiero uczyłem się o tym zawodzie, dawałem z siebie sto dziesięć procent. Byłem dumny, że mogłem czerpać wiedzę od ojca, swojego mentora. Tłumaczył cierpliwie to, czego nie zrozumiałem, wciąż powtarzał, że na wszystko potrzeba czasu. To dzięki niemu jestem tym, kim jestem. Dzięki niemu mogłem zapewnić swojej żonie wszystko, na co zasługiwała, a duma w jej oczach napawała mnie radością. Byłem szczęśliwym człowiekiem, miałem wszystko, czego pragnąłem; dom, rodzinę, zdrowie, piękną żonę i pracę.

A potem wszystko koncertowo się spierdoliło.

Nawet po dwóch latach nadal czuję dławiący strach, przerażenie, panikę ogarniającą każdy skrawek mojego ciała. Czuję ten ból, który powalił mnie na kolana.

Po śmieci Hannah zmieniłem się we wrak człowieka. Olałem życie, pogrążając się w głębokiej niczym ocean żałobie. Zamknąłem się przed światem zewnętrznym, skupiając na własnym cierpieniu. Wtedy miałem żal do rodziny za ich natarczywość, sterczenie mi nad głową, przesadne pilnowanie. Z obawy o moje życie przez pierwsze miesiące po śmierci żony, ktoś zawsze przy mnie czuwał. Matka, ojciec lub moja siostra, Jillian. Ta franca zdecydowanie była najgorsza, bo jako jedyna nie litowania się nad moim dupskiem. Za każdym razem próbowała postawić mnie do pionu, psioczyła, że mam dwadzieścia cztery lata i muszę wstać z łóżka, bo w pokoju obok czekało na mnie moje dziecko. Miała rację, ale mój przytępiony umysł miał to totalnie gdzieś.

Wróciłem do firmy po kilku miesiącach. Ojciec bez końca mnie do tego namawiał, tłumacząc, że praca pochłonie mój czas, nie będę miał kiedy rozmyślać i ponownie wpadać w otępiającą rozpacz. Faktycznie dzięki pracy przez cały dzień trzymałem się w pionie, a potem opuszczałem budynek firmy, odbierałem córkę z przedszkola i poświęcałem jej się w całości. Przez pierwsze miesiące po odejściu Hannah, nie byłem najlepszym ojcem, o czym chciałem jak najprędzej zapomnieć. Moi rodzice zajęli się małą, kiedy ja nie byłem w stanie. Josephine miała wtedy trzy lata i była kopią swojej matki. To pogłębiało moją rozpacz, dlatego zdystansowałem się od dziecka, za co teraz najchętniej sam strzeliłbym sobie w mordę. Powinienem był stanąć na wysokości zadania, ale czasami to, co wydaje się oczywiste, wcale nie jest takie proste. Jak miałbym utrzymać dziecko w ramionach, kiedy sam ledwie byłem w stanie egzystować?

– Mason! – Głos mojego ojca zatrzymuje mnie w połowie korytarza.

Wzdycham, wiedząc, co mnie czeka. Odwracam się i przyklejam na twarz lekki uśmiech, czekając aż do mnie dołączy. Prezentuje się bardzo elegancko w szarym garniturze i mimo, iż niebawem stuknie mu pięćdziesiątka, wygląda naprawdę świetnie.

– Mama oczekuje was dzisiaj z Josie na obiedzie. Przyjdziecie, prawda? – W tonie jego głosu wyczuwam nadzieję.

– O ile Josie nie będzie zmęczona – rzucam pierwsze, co przychodzi mi do głowy.

GDYBYŚ NIE ISTNIAŁAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz