Rozdział 1

196 32 19
                                    

Odchyliłam się na fotelu i poczułam, jak moje kości wydają przy tym dziwny dźwięk. Skrzywiłam się słysząc, jak od długiego siedzenia powoli zaczynam przypominać osiemdziesięciolatkę. Powinnam rozprostować nogi i zaczerpnąć świeżego powietrza. Po wielu godzinach pracy wstałam z fotela i przeciągnęłam się. Zerknęłam na zegar wiszący na sąsiedniej ścianie. Nadeszła pora kolacji. Zdumiona pokręciłam głową, nawet nie zauważyłam kiedy minął cały dzień.

W drzwiach gabinetu zjawiła się szczupła asystentka. Susan była moją prawą ręką odkąd przeniosłam całe swoje życie na wieś. Elegancka kobieta zatrzymała się w progu. Skinęłam na nią zachęcająco głową. Na mój znak podeszła do biurka.

‒ Nie byłam pewna, czy już skończyłaś ‒ powiedziała, kładąc przede mną teczkę z dokumentami.

Zerknęłam na papiery.

‒ Niewiele mi zostało ‒ odparłam. ‒ Co to?

‒ Skład kremu o który prosiłaś ‒ wyjaśniła.

‒ Dziękuję.

‒ Jeśli to wszystko na dziś... ‒ urwała.

Uśmiechnęłam się lekko.

‒ Jasne, możesz iść. Do jutra. ‒ Skinęłam głową.

Czterdziestoletnia kobieta podziękowała mi krótkim uśmiechem, po czym opuściła gabinet. Przez chwilę obserwowałam, jak znika na korytarzu, po czym westchnęłam ciężko. Byłam pełna podziwu dla jej profesjonalizmu. Pracowała dla mnie już cztery lata, czyli od samego początku, jak tylko otworzyłam fabrykę. Ani razu nie usłyszałam z jej ust słowa skargi. Nienagannie wykonywała swoje obowiązki, jeździła za mnie raz w tygodniu do miasta, by skontrolować fabrykę. Sama nie lubiłam zgiełku i ograniczyłam swoje wizyty w Toronto do minimum. Susan była przy tym zawsze elegancka, nosiła szpilki i idealnie ułożone włosy. Lekki makijaż, bo byłam pewna, że w swoim wieku nie raz wstrzyknęła sobie botoks.

Jednym słowem, bez niej bym zginęła. Poprawiłam za dużą flanelową koszulę, którą kupiłam w męskim dziale, i wyszłam z gabinetu. Opuściłam również parterowy budynek, który kupiłam i zamieniłam w biuro. Zaczerpnęłam do płuc świeże wiejskie powietrze i czułam, jak na moich ustach pojawia się delikatny uśmiech. Byłam bardzo zadowolona ze swojego życia. Długo pracowałam na to, żeby było właśnie takie. Ciche, spokojnie i bez wyścigu szczurów. Zostałam swoim własnym szefem i mogłam robić to, na co miałam ochotę. Oczywiście w granicach rozsądku, inaczej nie osiągnęłabym wiele.

Wszyscy moi znajomi zostali w Toronto, a ja postawiłam na wiejskie życie. Ze względu na swoją działalność przeniosłam się możliwie najbliżej miasta, ale i tak nigdy nie zamieniłabym domu z działką na luksusowy penthouse. Wsparłam się ramieniem o drewniany filar na werandzie i wsunęłam dłonie w kieszenie jeansów. Swoje długie kręcone włosy miałam związane na karku od samego rana, aby nie przeszkadzały mi podczas pracy. Na dźwięk dzwoniącego telefonu zmarszczyłam brwi. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i widząc na ekranie imię swojej najlepszej przyjaciółki poczułam, jak moje usta same rozciągają się w uśmiechu.

‒ Emma, skarbie, co słychać? ‒ rzuciłam, przytykając aparat do ucha.

‒ Amanda, kochanie, wiesz że kocham cię jak siostrę, prawda? ‒ zaczęła szybko.

Wywróciłam oczami.

‒ Oczywiście, że tak ‒ potwierdziłam. ‒ Słucham cię.

Ja tu jestem szefem, kotkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz