Karma

8 3 3
                                    

Dziewczyna wierzgała nogami, panicznie starając się złapać oddech. Bezskutecznie. Dłońmi próbowała oderwać od siebie szorstką linę, lecz jej wysiłki przypominały walkę z wiatrakami. Z każdą kolejną sekundą była coraz słabsza, aż w pewnym momencie całkowicie znieruchomiała.

Chłopak wpatrywał się w nią z beznamiętnym wyrazem twarzy, aczkolwiek w jego oczach powoli gasł płomień, który dziewczyna widziała tuż przed śmiercią. Wypuścił linę, a ciało uderzyło z hukiem o ziemię. Po chwili zmienił zdanie i znowu podciągnął je pod sufit, po czym przywiązał sznur do barierki schodów.

W piwnicy panował półmrok. Blask lampki kładł cień trupa na przeciwległą ścianę wraz z kilkoma pomniejszymi, które również zwisały z sufitu. Wokół unosiła się znajoma woń rozkładu.

Chłopak wyciągnął nóż z kieszeni i podszedł do pierwszego kota: rudawego, z uszkodzonym uszkiem. Przeciął podtrzymującą go pod sufitem linę i delikatnie wziął w ramiona. Potem ułożył na kocu w kartonie i zdjął pętlę z szyi. Następnie przykrył ciało kawałkiem całunu.

Nagle dotarł do niego stukot obcasów na schodach, a moment później w pomieszczeniu pojawiła się wysoka kobieta. Przystanęła na ostatnim schodku, przyjrzała się stygnącemu trupowi od góry do dołu, po czym posłała chłopakowi pełne pretensji spojrzenie.

— Serio, Karma? — Skrzyżowała ramiona na piersi. — Ja naprawdę nie narzekam na brak roboty.

Karma nie odpowiedział, tylko ściągnął kolejnego kota, o potarganym, szarym futerku, i ułożył obok poprzedniego. Odciął pętlę, zakrył ciało całunem i zabrał się do następnego. Choć na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby ta praca nie robiła na nim wrażenia, to sam fakt, że w ogóle tam jeszcze był, wiele mówił o tym, co kryło się w jego sercu.

Nie miał obowiązku zająć się tymi kotami. Jego zadaniem było tylko ukaranie dziewczyny.

— Nie wiem, czy wiesz, ale, poza drobnostkami codziennego życia, mam też aktualnie kolejną wojnę na głowie, więc naprawdę mógłbyś mi nie dokładać trupów. Zwłaszcza z takiego powodu. — Machnęła ręką na koty.

Karma spojrzał na nią, trzymając w dłoniach małego, czarnego kociaka. Trzymał go przez dłuższą chwilę w ramionach, a chłód, który bił z drobnego ciałka sprawił, że drgnęła mu powieka. W pamięci wciąż miał jego ciepło sprzed dwóch dni. Wtedy też przytulał go do piersi.

— Lepiej zajmij się robotą, zamiast zrzędzić. Im dłużej zwlekasz, tym więcej zmarłych staje do kolejki — odrzekł, okrywając kociaka. Jeszcze przez dłuższą chwilę trzymał dłoń na jego łebku, nim w końcu zajął się następnym.

Kobieta wydała z siebie głośne, pełne poirytowania westchnięcie.

— Chyba nigdy nie pójdę na ten urlop — mruknęła, spuszczając ciało na dół. Nie była delikatna: znowu uderzyło o ziemię z pełną siłą. Kącik ust chłopaka drgnął na ten dźwięk.

— Śmierć nie odpoczywa.

Kobieta zmrużyła czarno-białe oczy, krzywiąc usta w grymasie i stanęła nad trupem. Przewróciła go na plecy, po czym wyciągnęła z torby grubą księgę z wygrawerowanymi na okładce cyframi 2020. Przewertowała kilka stron, aż w końcu znalazła odpowiednią i wpisała w odpowiednim miejscu krzyżyk.

— Mój brat powinien tutaj zaraz być po te twoje koty. — Z hukiem zamknęła księgę i schowała z powrotem do torby. — Zrób sobie już dzisiaj wolne, dobra? Naprawdę mam ręce pełne roboty.

Nie doczekawszy się odpowiedzi, opuściła w pośpiechu piwnicę. Chłopak tymczasem zdjął ostatniego kota - białego, aczkolwiek brudnego od ziemi - i uczynił z nim to samo, co z pozostałymi. Potem podniósł karton i wyszedł na zewnątrz, kierując swe kroki do pobliskiego parku. Usiadł na jednej z ławek i zamknął oczy.

Nie czekał długo na pojawienie się mężczyzny. Gdy uchylił powieki, ten już przed nim stał. Do piersi przyciskał księgę podobną do tej, którą nosiła ze sobą kobieta.

— Bezdomne? — wychrypiał. Karma przytaknął bez słowa. — Nadałeś im jakieś imiona?

Chłopak znowu przytaknął i wymienił po kolei każde z nich: Ako, Zuri, Safa, Bai. Mężczyzna zapisał je w księdze, po czym postawił przy nich krzyżyki.

— Pochowasz je, prawda? — Spojrzał mu w oczy. Karma nie odwrócił wzroku, lecz wpatrywał się w nieskazitelnie czystą biel. Widok ten w jakiś sposób go uspokajał.

— Tak.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko, a następnie dotknął główek każdego z kotów, cicho wypowiadając ich imiona. Potem odszedł, rozpływając się w mroku nocy.

Karma przez długi czas spoglądał w dal, aż w końcu wstał i powolnym krokiem ruszył tam, gdzie jeszcze żadna ludzka stopa nie postanęła. 


Opowiadanie powstałe na potrzebę studiów. Mam nadzieję, że wam się spodobało. Dajcie znać, jeśli macie ochotę i czas :)

Życzę miłego dnia/nocy!

Trup opowie ci bajkęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz