— Mama mnie zabije, jeśli się dowie.
Olivier stał w progu własnego domu, mocno trzymając w dłoni papierową torebkę. Przebrany był w dość prosty, wręcz niezwykle pospolity kostium: w białym prześcieradle wyciął dziury na oczy i nałożył materiał na siebie. Teoretycznie miał być duchem, ale w praktyce wyglądał jak... sam nawet nie widział co. Po prostu śmiesznie, w porównaniu z kostiumem wampira, który miał na sobie Edek.
— Och, przesadzasz. — Edek machnął lekceważąco ręką na zestresowanego kumpla. — Niby czemu miałaby cię zabić?
Olivier zmarszczył gniewnie brwi. Przecież mu to, w mordkę jeża, tłumaczył...
— Ona uważa, że zbieranie cukierków w Halloween jest niebezpieczne.
Tak jak się spodziewał, Edek parsknął śmiechem. Znowu.
— Niebezpieczne? Człowieku! — Złapał go niespodziewanie za rękę i pociągnął na chodnik tak gwałtownie, że Edek ledwo zamknął za sobą drzwi. — Spójrz przed siebie. — Wskazał na okoliczne domy. — Od lat mieszkańcy naszego miasteczka zbierają cukierki w Halloween i nikomu nic się nie stało! Co najwyżej ktoś nabawił się bólu brzucha.
Wszędzie widział ludzi — dzieci i dorosłych. Wszyscy byli przebrani w mniej lub bardziej wyszukane stroje. Zobaczył jakiegoś wilkołaka w towarzystwie wróżki. Gdzieś przebiegła czarownica. Diabeł gonił się ze Spidermanem. Słychać było śmiechy, piski, a nawet śpiewy.
Tak było co roku, jednak nigdy wcześniej Olivier nie brał udziału w tej zabawie. Dopiero Edek, którego poznał parę miesięcy temu, postanowił wyciągnąć go z jego strefy komfortu, aby chłopiec w końcu zabawił się, jak na dwunastolatka przystało.
Olivier był pełen obaw. W głowie słyszał głos swojej mamy, która mówiła mu już niejednokrotnie, że przyjmowanie cukierków od nieznajomych to nieodpowiedzialna zabawa, która kiedyś skończy się nieszczęściem.
I może gdyby tej nocy była w domu, a nie w pracy, a jego siostra nie kryłaby mu pleców, to by został. Okoliczności były jednak aż nader sprzyjające, więc postanowił poddać się namowom przyjaciela i spróbować czegoś nowego.
Przełknął głośno ślinę, gdy Edek pociągnął go w stronę domów. Dłonie pociły mu się ze stresu.
A może naprawdę przesadzał? Może to wcale nie było takie niebezpieczne, a mama była po prostu przewrażliwiona? W końcu nie wszyscy dorośli mieli rację. Mogli się mylić. A jego mama dość często myliła się w różnych sprawach.
Z tą pokrzepiającą myślą podeszli do jednego z domów. Kiedy Edek wykrzyczał "Cukierek albo psikus!", Olivier nieśmiało za nim powtórzył, a uprzejmy pan wsypał im garść cukierków do toreb.
Potem chłopiec stawał się coraz bardziej pewny siebie, aż ostatecznie zaczął się naprawdę dobrze bawić. Nawet wtedy, kiedy niektórzy decydowali się na psikusy zamiast cukierków i oblewali ich wodą lub robili inne żarty.
— Ech, same taniochy — mruknął niezadowolony Edek, patrząc na zawartość swojej torby. — Nie dają nic dobrego! Ciągle tylko jakieś żelki, lizaki i te przeklęte landrynki!
— Ja tam lubię landrynki. — Oliver wzruszył ramionami, zjadając drugiego cukierka, tym razem o smaku truskawkowym.
Okazało się, że słodycze nie były zatrute, a chłopcom zagrażał jedynie ewentualny ból brzucha. Olivier był z tego faktu niezmiernie uradowany.
— Bo kubki smakowe ci szwankują. Nikt o zdrowym języku nie lubi landrynek. — Prychnął. Potem zapadła chwila milczenia, aż nagle Edek rzekł: — Ej, zajrzyjmy może do starej Helgi, co?
CZYTASZ
Trup opowie ci bajkę
Storie breviOch, witaj dziecinko, prawie cię nie zauważyłem! Rzadko miewam gości... w sumie, to jesteś pierwszym, jaki zawitał w moje skromne progi. Ludzie nie przepadają za moim towarzystwem. Tak czy siak, rozgość się. Herbatki? Ciasteczek? A nie, chwila, zapo...