3. Bohema cz. 1

382 34 212
                                        

Rzędy ciemnych chmur kłębiły się ponad koronami drzew. Siąpiący deszcz zmywał resztki rozmazanego makijażu, kiedy przemierzałam leśne gęstwiny. Po sytuacji w toalecie i tak byłam przemoczona do suchej nitki, więc nie robiło mi to różnicy. Zresztą nie istnieje nic takiego jak wampirzy katar, czy grypa. Nie przechodzimy przeziębienia, nie chorujemy. Jeśli z nosa jakiegoś krwiopijcy wydobywa się wydzielina — nie jest rodzonym wampirem, a przemienionym w wyniku ukąszenia. Rodzice kiedyś wspominali o kilku takich przypadkach w swojej pracy. Przemienione wampiry często kombinują z długimi urlopami, argumentując je właśnie przeziębieniem.

Gdy dotarłam na dobrze mi znaną polanę, zdjęłam torbę i ukryłam ją pod baldachimem gęstych liści. Mżawka zdążyła zamienić się w prawdziwą ulewę i nie chciałam, by książki całkowicie przemokły.

Nadal miałam przed oczami drwiący uśmiech tej idiotki Niny Skylot i jej koleżanek. Z potylicy ciągle promieniował ból — musiały nabić mi konkretnego siniaka. Pełna złości, zacisnęłam pięści, ale kiedy tylko rozległ się radosny pisk z drugiej strony polany, na mojej twarzy od razu zawitał uśmiech. Dwa nietoperze energicznie machały skrzydłami nieopodal rozłożystego buku. Z uwagi na zacinający deszcz, nie wylatywały spod korony drzewa.

— Ząbek! Czosnek! Zostańcie tam, już idę!

Wyciągnęłam z torby papierowy pakunek i rozerwałam go. Z dwoma bananami w dłoni pognałam w stronę nietoperzy. Rzuciłam się na potężny konar i już po kilku skokach stałam na jednej z wyżej położonych gałęzi. Nietoperze wylądowały kilkadziesiąt centymetrów ode mnie i z otwartymi pyszczkami, czekały na poczęstunek.

— Przynajmniej wy uśmiechacie się na mój widok — szepnęłam, po czym oderwałam kawałek banana.

Ząbek w kilka chwil wciągnął całość, Czosnek zresztą niewiele wolniej spałaszował drugi owoc.

— Ciekawe, czy gdybym was nie dokarmiała, też byście się tak cieszyły? — Uśmiechnęłam się.

Nietoperze wspólnie wydały przeciągły dźwięk, jakby próbowały tłumaczyć się ze swojego łakomstwa. Później zaczęły piszczeć między sobą. Musiały prowadzić niezwykle emocjonującą dyskusję, bo kiedy Ząbek podreptał w stronę Czosnka, ten momentalnie odskoczył w bok i oburzony, głośno zaszczebiotał.

— Zostało coś dla mnie? — Usłyszałam niski głos zza pleców.

Przestraszona, niemal podskoczyłam, a prawa noga ześlizgnęła się z gałęzi. Chwiejąc się, instynktownie wbiłam paznokcie w chropowatą korę. Kiedy złapałam równowagę, odwróciłam się. Kilka metrów niżej, tuż pod drzewem stał chłopak w pokiereszowanej skórzanej kurtce. Deszcz nagle ustał, a złociste promienie słońca wyjrzały zza chmur, oświetlając ciemną sylwetkę.

— Gabriel? — zapytałam zaskoczona, a druga noga momentalnie ześlizgnęła się tak, że zawisłam w powietrzu. Nie spadłam jedynie dzięki temu, że moje paznokcie, nadal zatopione w korze, utrzymywały ciężar całego ciała.

— Uważaj!

— Wszystko pod kontrolą — zachichotałam nerwowo.

Jedną nogą odbiłam się od konaru i poszybowałam w jego stronę. Wylądowałam, robiąc przewrót w przód.

— Jestem Iris.

— Gabriel.

— Wiem.

— Muszę przyznać, że to było niezłe — oznajmił, wskazując dłonią na drzewo. Potem skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Ale nic dziwnego, jesteś...

— Tak samo, jak i ty — przerwałam mu.

Na moment zamilkł, a na jego twarzy zawitał uśmiech pełen aprobaty. Dokładnie wiedział, że możemy pominąć te oczywiste spostrzeżenia i chyba uznał, że wróci do poprzedniego tematu:

Whispers Of Thirst TOM I & TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz