Grudniowy wieczór na Mokotowie, godzina po jedenastej. Godzina po policyjnej. Panowała niemal idealna cisza, a jedyne źródło światła stanowiły światła latarni. Z nieba spadały leniwie pojedyncze płatki śniegu. Zima będzie długa, oby nie tak surowa jak ta poprzednia, nazywana już zimą stulecia. Chodnikiem przykrytym grubą warstwą śniegu szedł szybkim krokiem młody chłopak. Schował ręce w kieszenie obszernego płaszcza i skulił się przed przenikliwym mrozem szczypiącym jego twarz, a kosmyk jasnobrązowych włosów opada spod czapki na jego blade czoło. Nerwowo robił coraz większe kroki, zmuszając się do zachowania reszty spokoju.
Nie powinien był zrywać tej flagi. To było głupie, a do tego już był spóźniony do domu
i matka pewnie się martwi. Zdecydowanie nie wziął pod uwagę, że przy panujących warunkach pogodowych, tramwaje mogą zawieść.-Halt! - na ten dźwięk, który przeszył pozorny jedynie spokój wieczoru, zatrzymał się jak wryty zbyt sparaliżowany, aby pomyśleć, że od razu powinien zerwać się do ucieczki. Głos był ostry
i należał do kobiety. Pomyślał, że tym bardziej powinien był uciec jednak od razu zganił się za tą myśl. Usłyszał za sobą powolne kroki i śnieg skrzypiący pod podeszwami, zbliżających się do niego. Pomimo grubego ubioru poczuł to. Lufę, która jakby wwiercała mu się w kręgosłup, niemal czując też jej zimno. Poczuł jak zaczyna brakować mu powietrza, jego oddech był urywany i płytki.
-Dreh dich sofort um. (odwróć się natychmiast) - Niemal w miejscu, bardzo powoli zrobił co mu kazała, tysiące myśli przebiegało mu przez głowę. Gdyby chciała go zabić, już by to zrobiła,
nie chciałaby spojrzeć mu w oczy, może teraz go przeszuka, ale co do diabła robi tu, o tej porze kobieta, w dodatku Niemka? Może to jakiś głupi żart, sen, czy to jego ostatnie chwile?
Kobieta spojrzała na niego z powagą, marszcząc wąskie brwi.
Była dość wysoką blondynką, typowa aryjska uroda, pomyślał. Jej zimne jak lód oczy sprawiły, że zadrżał.
-Kenkarte. Papieren. - powiedziała i zaczekała, aż poda jej dokumenty, ani na chwilę nie opuszczając lufy pistoletu. Cóż za niedorzeczna sytuacja, pomyślał i aż lekko drgnął mu kącik ust. Dwoje młodych ludzi, którzy w innych okolicznościach mogliby zostać uznani za parę wracającą właśnie z teatru czy kina stoi naprzeciwko siebie, a śmierć wisi w powietrzu.
-Władysław Wilczyński. Ja ja, und Wie heißt du wirklich?
-Ja przepraszam, ale chyba nie zrozumiałem, nazywam się Władysław. - Kobieta tylko spojrzała na niego z politowaniem, schowała jego dokumenty do kieszeni i wbijając mu lufę w żebra zmusiła do ruszenia z miejsca. Niemal stracił równowagę, popychająca go co chwilę, o pół głowy niższa kobieta coraz bardziej go zadziwiała i potęgowała uczucie niepokoju. Wepchnęła go w pobliską bramę i przez ciemne podwórze zaprowadziła do drzwi kamienicy. Chciał się odwrócić, spojrzeć na nią, jednak tylko mocniej przycisnęła broń do jego pleców tak, że wyprostował się jak struna. Po skrzypiących schodach dotarli na pierwsze piętro, bez żadnego źródła światła i do mieszkania. Gdy drzwi się za nim zamknęły, poczuł jak miękną mu nogi, a ciepło rozlewa się po policzkach.
-No, dalej. Do kuchni, siadaj przy stole. - warknęła, tym razem po polsku, kierując go w głąb pomieszczenia. Gdy stanął w progu, omal nie stracił równowagi. Przy dużym kaflowym piecu stał wysoki, na oko czterdziestoletni mężczyzna, w granatowym mundurze i oficerkach
i wpatrując się w niego, w zamyśleniu palił fajkę.
-Stefan ile razy powinnam cię prosić, nie pal w kuchni! - mężczyzna ignorując ją zrobił krok do przodu.
-No dalej! Siadaj. I wyjmij wszystko co masz przy sobie. Moja żona potrafi strzelać. I powiedz,
jak się nazywasz? - Mężczyzna około dziesięciu lat starszy górował teraz nad chłopakiem, a cała sytuacja zaczynała przypominać przesłuchanie. Może właśnie nim było?-Władysław Wilczyński, ale ja naprawdę nie mam nic przy sobie, pańska żona zabrała moje dokumenty. - policjant prychnął pod nosem i.. uśmiechnął się? Władek był coraz bardziej zdezorientowany.
-Młody, czy ty naprawdę myślisz, że my tutaj w policji nie znamy tych waszych sztuczek? Uważasz, że nie wiemy co z kolegami wyprawiacie, jak się podrabia dokumenty?
Fakt, że jestem policjantem, nie zmienia tego, że jestem też Polakiem i wiem jak kombinujecie. - Wspomniana żona podała mężczyźnie kenkartę i kokieteryjnym krokiem wyszła z kuchni, zdejmując z ramion szal. -Co? Języka Ci w gębie zabrakło? Zdejmij kurtkę. - Władka oblała gorąca fala strachu. Starał się tego nie okazywać, jednak czuł jak krew odpływa mu z twarzy.
Jak w transie, powoli zaczął zdejmować okrycie z ramion, i posłusznie podał ją drugiemu mężczyźnie. Ten, jak gdyby od razu wiedział gdzie i czego szuka, sięgnął do wewnętrznej kieszeni, wyjmując z niej pokaźnych rozmiarów czerwony materiał z ogromną swastyką na środku.
-No, no. Proszę, proszę. Skąd to masz? - cisza. -Odpowiadaj! - chłopak niemal spadł z krzesła gdy policjant, który moment temu się śmiał, podniósł głos.
-Ja..ja ją sam zerwałem. Niedaleko Placu Unii Lubelskiej. Ale ja to sam wszystko, i sam wszystko zaplanowałem, nikt nie wiedział.
-Yhm.. Myślisz, że jestem naiwny? No dobra, koniec tych żartów. - W pierwszej chwili oficer wydawał się sięgać po pas z bronią, który jak gdyby w ramach ostrzeżenia znajdował się na krześle tuż obok. Pewnie powiesił go tam gdy wrócił z pracy. Jednak ten po prostu je odsunął
i rzucił flagę na podłogę. Władkowi oczy omal nie wyszły z orbit na ten widok, gdy wypolerowane buty stanęły na swastyce niczym na dywaniku. Nie, raczej jak na wycieraczce.
-Posłuchaj no mnie Władek, może byś się wreszcie opamiętał psia krew.
-Ale ja nie rozumiem. Pańska żona mnie zatrzymała. Pan jest policjantem? Ja tylko wracałem do domu. - zaczął jąkać się chłopak
-O tak, wracałeś. A która to była godzina? No właśnie. I to jeszcze z placu unii gdzie aż roi się od szwabów. - parsknął niemal z niedowierzaniem. - Tak jak ci wcześniej powiedziałem, jestem policjantem, pewnie uważasz mnie za złego człowieka, a jak inaczej, Ordnungpolizei to gorzej dla was niż ss, ale jestem też Polakiem. A rząd powinien mieć kogoś, można powiedzieć, wewnątrz tego młyna.
-Ale aresztował mnie pan.
-Ależ skąd! Bzdury! To raczej moja żona, ale kobiety lubią się podroczyć. Ale jeśli jeszcze raz zobaczę Cię na ulicy po godzinie policyjnej to zrobię to bez zawahania. I lepiej dla ciebie żebym to był ja. Podziękuj swojemu dowódcy, wspominał, że zbyt pewnie się tu czujesz, więc trzeba cię ustawić do szeregu. Który to już raz wracałeś do domu po nocy?- policjant odłożył prawie wypalone już cygaro na niewielki talerzyk stojący między nimi i oparł obie dłonie na stole, pochylając się nad młodszym mężczyzną i świdrując go wzrokiem.
-Znam tą dzielnicę, wiem gdzie i o której są patrole. - odparł cicho chłopak.
-Tak sądzisz? Chyba dzisiaj Ci to nie pomogło.
-Tego akurat nie było w planie. - chwilowy przypływ pewności siebie opuścił go niemal natychmiast. Faktycznie, czasami brawura za bardzo go ponosiła. No dobrze, częściej niż czasami. Po niektórych akcjach czy swoich wyskokach zastanawiał się, jak to możliwe, że jeszcze nie trafił w ręce gestapo. -Mieszkam zaraz za rogiem, tu naprawdę nie ma żywej duszy o tej porze. -tłumaczył.
-Władysław, ja to wiem, mieszkam tutaj gdyby ci to umknęło. Uważasz, że Niemcy są tak przewidywalni? Pewnie cię rozczaruję, ale gdyby tak właśnie było to dawno byłoby po wszystkim. Dzisiaj wpadłeś na moją żonę i nawet nie próbowałeś ratować swojego tyłka.
Gdyby to był ten twój patrol, to teraz brudziłbyś śnieg. Poza tym, nie przeszło ci przez myśl,
że to niedorzeczne? Pusta ulica w nocy i kobieta rozstawia cię po kątach, prowadzi gdzie chce jak na smyczy? Oj Helena musiała mieć niezły ubaw z tobą. - ton jego głosu stawał się coraz bardziej rozdrażniony. -Zrobimy tak, dzisiaj zostajesz tutaj, już i tak wystarczająco ryzykuję.
-Ale moja matka pewnie się martwi, mówiłem panu, mieszkam w alei za rogiem.
-Do matki możesz zadzwonić, telefon wisi przy wejściu. Nie pozwolę, żeby przez głupotę jakiś chojrak sprowadził mi na głowę Niemców. Ile ty masz lat?
-Dwadzieścia dwa, ale..- zaczął.
-Bez dyskusji! Powinieneś dziękować Helenie za pomoc. To jest ostrzeżenie.- I stukając obcasami wyszedł z pomieszczenia zostawiając Władka w całkowitym osłupieniu.***
CZYTASZ
Zima człowieczeństwa
Ficción históricaZima roku 1943, trwa II wojna światowa, Polska tkwi pod okupacją Niemiecką. Młody chłopak znajduje się tam gdzie nie powinien i ta jedna pomyłka może całkowicie zmienić jego los.