Prolog

12 2 2
                                    

Od ponad 365 dni, płynęłam na tratwie, poszukując celu.

Wiedziałam, że za kilka dni ujrzę wybrzeże Bali, i może komuś coś ukradnę, bo nie jadłam nic od tygodnia, kiedy skończyły mi się moje roczne zapasy.
Ale musiałam ciągle robić coś w stylu pływania. Z dziesięć razy poprostu weszłam do wody, i pchałam tratwę, ale po kilku godzinach było to za bardzo męczące.

Moim marzeniem było pracowanie, aby móc utrzymać moją rodzinę. Ale miałam dopiero szesnaście lat, a w Anglii pracować mogłam dopiero od osiemnastu lat w górę. Dlatego mimo emerytury moich dziadków, stworzyłam tratwę, zaopatrzyłam się w roczne zapasy, zapakowałam plecak, i wypłynęłam w świat. Moja rodzina od zawsze była biedna, lekko mówiąc. Więc nie mogłam kupić biletu na prom, nie mówiąc o locie samolotem. Wiele razy musiałam kraść, już w wieku siedmiu lat.

No cóż, bywa. Ale dziadkowie, mimo ponad 50 lat, nie mogli pracować, ze względu na ich problemy zdrowotne. Wypłynęłam, aby zacząć nowy etap życia, otworzyć się na nowe możliwości, zarabiać na życie, oraz podróżować. Przedewszystkim wybrałam Bali, żeby odnaleźć moich rodziców. Zostawili mnie pod drzwiami rodziców mojej matki, a następnie zostawili liścik, że uciekają na Bali, i mam ich nie szukać, jak dorosnę. Dziadkowie nie mieli kasy, a matka i ojciec, miliony.

Zawsze wyróżniałam się na tle rówieśników. Miałam najlepsze stopnie, ale porzuciłam szkołę, aby wypłynąć na Bali, i myślałam najrozsądniej, od samego początku. Ale wyróżniałam się też względem wizualnym. Nie miałam żadnej komórki, tabletu, nie wspominając o laptopie. Chodziłam w ubraniach z lumpa, nie pranych od dawna. Opiekowałam się w wolnym czasie dziećmi sąsiadów, podlewałam ludziom kwiaty i wyprowadzałam na spacer psy. I tak w kółko, a później wypłynęłam w świat.

Kiedy ujrzałam wybrzeże, coś we mnie pękło. Niedawno wszedł świt, a kiedy otworzyłam oczy, piękna plaża okazała się moim zbawieniem.
Zaczęłam szybko paddlować, ale zamiast deski pod sobą miałam tratwę. Woda wyrzuciła mnie na brzeg, jak jakiś śmieć. Podniosłam się z tratwy, zabrałam rzeczy, które następnie schowałam za liśćmi bananowca. Zaczęłam płakać ze szczęścia, a ludzie wokół pewnie myśleli, że jestem jakąś idiotką. No, mieli rację.

Podeszłam w stronę plaży, jakieś 10 metrów dalej ale zajęło mi to około piętnastu minut. Moją uwagę przykuła mała restauracja, która nazwę otrzymała po zatoce, w której się znajdowałam. Weszłam do środka "Surf Guling", a następnie zajęłam miejsce. Odstawałam od miejscowych, bo nosiłam stare ubrania, i nie myłam się od roku, tylko tyle co w oceanie, ale to słona woda, więc nie to samo. Takie jest życie. Niestety.

Do mojego stolika podeszła kobieta, z plakietką "Coralie, w czym mogę pomóc?". Wiedziałam, że będzie ciekawie.

Change of white (WHITE #1) WSTRZYMANE DO 01.01.2025)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz