Po ciągnącym się szoku i niedowierzaniu władcy zdecydowali się przenieść wyjaśnienia do komnaty. Książe zasiadł na tronie, a jego żona stała przy nim. Tłumaczenie wszystkiego wydawało się dla dwójki władców szczególnie napięte. Zwłaszcza, gdy Felicja miała pretensje, była uparta i nie potrafiła odpuścić. Para królewska zdawała się mieć w stosunku do niej nadzwyczajną cierpliwość, jakby mieli inny wybór... Z kolei Tolys uciekał wzrokiem, zamyślony spoglądał w jakiś kąt na podłodze.
-Więc on będzie twoim mężem - wysnuła Jadwiga.
Felicja położyła ręce na biodrach, krzycząc, niemal płacząc:
-Nie chcę żadnego ślubu! Nie chcę mieć męża!- wszyscy spojrzeli na nią z niedowierzaniem.
Nawet Tolys wyrwał się z zadumy, by oniemieć. Kiedy tylko kątem oka, dostrzegła, że się na nią patrzył uciekła, nie zważając już na nic. Tolys spojrzał na Jadwigę z zawstydzonym półuśmiechem:
-Przepraszam za nią
-Nie musisz przepraszać - uznała Król - Jest nieco nieufna. Po prostu boi się nieznajomych. Czy mógłbyś przyprowadzić ją przed balem?
-Balem?- zdziwił się Tolys, na co Jadwiga pokiwała głową:
-Tak. Zaręczynowym
-Postaram się - wydusił, ukrywając swój niesmak.
-Dziękuję. Pewnie teraz jest w ogrodzie - podpowiedziała Król.
Tolys zaczął iść w stronę wyjścia. Był tym wszystkim mocno zmieszany. Sam czuł, że to małżeństwo nie było dla niego przeszkodą, że zrobiłby to nawet z przyjemnością, lecz ona tego nie chciała. Czemu? Czemu odczuwała do niego aż taką niechęć? I to, co mu powiedziała. Czy naprawdę jest aż tak złą osobą, jak zdawała się twierdzić? To zabolało. Chociaż wiedział, że nie był potworem, ona go nienawidziła. Dlaczego? Strażnicy królewscy otworzyli przed nim drzwi, a poranne światło uderzyło jego oczy. W ciszy zaczął iść we wskazanym przez władczynię kierunku. Droga wokół której rosły drzewa liściaste prowadziły go na tyły zamku. Dyskretnie zerwał różę i sunął dalej. Piękne, kolorowe kwiaty, koniczyny normalnie cieszyłyby jego oczy, jednak nie teraz. Nie w obecnej sytuacji. Nie, gdy ta piękna nieznajoma go nienawidzi. Nagle zatrzymał się, słysząc głośne łkanie. Spojrzał nad krzewy na płaczącą przy fontannie dziewczynę. Woda cicho szumiała w tle, uderzając w cienką, wodnistą taflę, w której odbijały się promienie Słońca. Felicja płakała. Czy to przez niego? Mimo wszystko był zbyt ciekawski i zaniepokojony, by zrezygnować. Obszedł labirynt roślin i stanął nad nią, kryjąc za plecami kwiecistą niespodziankę.
-Hej - czy to było właściwe słowo?
Dziewczyna natychmiast starła łzy, nim spojrzała na niego z rezerwą.
-Co tutaj robisz?
-Mogę usiąść?
-N-no dobra - uśmiechnęła się, chcąc zamaskować żal - Nie mam nic przeciwko
Tolys zajął miejsce u jej boku, po czym spojrzał na nią.
-Nienawidzisz mnie?
Otworzyła lekko usta. Przez chwilę nie odpowiadała.
-Nie. Nie mam za co - zaskoczyła go, nim dodała złośliwie - Ale sytuacja się zmieni jeśli wypaplasz komuś o szermierce
Tolys prychnął:
-Nie ośmieliłbym się - po czym zapytał - Więc w czym leży problem? Czemu nie chcesz mnie poślubić?
Cisza dłużyła się , a Ona z poważną miną wyjrzała przed siebie.
-Wierzysz w prawdziwą miłość?
-Co masz na myśli?
-No wiesz. Bez aranżowania ślubu, tą w której zakochani są razem do samego końca - milczał, co uznała za potwierdzenie, po którym zaśmiała się - No właśnie. To głupie. Ja też w to nie wierzę
Słowa, które dla Tolysa wydawały się tak ciężkie wyszły z jego ust:
-Tylko, że ja w to wierzę...
-Co?- spojrzała na niego w szoku. Żaden mężczyzna, którego znała nigdy nie zasugerował czegoś tak naiwnego.
Jej rozmówca uśmiechnął się łagodnie, zanim podał jej różę.
-Proszę panienko. To dla ciebie. W ogóle jestem Tolys - przedstawił jej się, a ona nieśmiale przyjęła podarek.
Był miły i delikatny- uznała.
Wówczas wstał, oznajmił:
-Planują jakiś bal, więc wygląda na to, że muszę już iść się przebrać - zaczął odchodzić.
Usta Felicji wciąż drżały. To pierwszy raz, kiedy dostała od mężczyzny różę. Czemu nagle stała się taka słaba?
Patrzyła, jak się oddalał Czy powinna coś zrobić? Jego postać nie była jeszcze aż tak odległa.
-Tolys!- wybiegła za nim, przy okazji przypominając sobie o poranionych stopach. Szczęśliwie on zatrzymał się , jawnie zdziwiony odwrócił za siebie. Widział grymas na jej twarzy. Jej łzy spłynęły po rumianych policzkach - Czy można kochać kogoś tak, by nie chcieć żyć bez tej osoby?- przełknęła gulę i na jednym wdechu wykrzyczała głośniej- Czy gdybym umarła ktoś odszedłby ze mną?!
Wpatrywał się w nią, niedowierzając. Była tak wylewna, wrażliwa, szczera. W głębi duszy była tak subtelna, ukryta za mocną kotarą determibacji.
-J-ja nie wiem - wyznał i znów spostrzegł jej marszczące się brwi.
-Więc jak możesz próbować mi wmówić, że prawdziwa miłość istnieje?
-Powiedziałem tylko, że ja w nią wierzę. Nie próbowałem ci nic narzucisz
-Kłamiesz! - warknęła, po czym tupnęła ranną stopą - To tylko pretekst żebym nie ośmieszyła ciebie na tym całym głupim balu!
Natychmiast pożałowała takiej reakcji, gdy jej noga zaczęła promieniować. Zagryzła mocno dolną wargę.
-Wszystko w porządku?- przejął się jej narzeczony.
Nic nie było w porządku. Jej nogi nagle zrobiły się, jak z waty. Poczuła ponowną utratę kontroli nad nimi. Wiedziała, że upadnie, jednak była zaskoczona, że w jego ramiona. Czemu akurat w nie? Zdecydowanie ZA BLISKO! Jej policzki natychmiast zapłonęły, kiedy zrozumiała krępującą sytuację. Zaczęła się mocno rzucać.
-Puszczaj mnie, buraku!- protestowała.
Tolys wiedział, że był dosyć spokojną osobą, ale w tej chwili nie mógł zaprzeczyć, że jej buntownicze nastawienie zaczynało go irytować. Mimo wszystko starał się zachować opanowanie.
-Nie możesz więcej chodzić. Jesteś ranna i nie kłam, że tak nie jest. Zaniosę cię do pokoju i jeśli będzie trzeba będę nosił ciebie cały dzień po sali
-Może masz rację - nieco się uspokoiła - Ale nie udawaj, że się o mnie martwisz
Tolys odparł, przenosząc wzrok przed siebie:
-Serio nie udaję. To przeze mnie jesteś w takim stanie. Pozwól mi przeprosić za to i zaakceptuj moją pomoc
Felicja przez chwilę wydawała się to rozważać.
-Niech będzie - odparła po namyśle.
Tolys uśmiechnął się:
-Świetnie
Jej uwaga powróciła do fontanny, którą, kiedy odchodzili pożegnały jej zielone oczy.
-W ogóle nazywam się Felicja - odparła cicho, jednak nie na tyle, by tego nie usłyszał.
CZYTASZ
Księżniczka| LietPol
FanfictionNyo Polska x Litwa Zauważył ją ćwiczącą szermierkę- silną, pewną siebie, szybką i precyzyjną, lecz nie przypuszczał, że połączy ich coś więcej niż przelotne spotkanie. Zwłaszcza, że zaaranżowano jego małżeństwo.