Siedziałam na zimnym krześle w pomieszczeniu przesłuchań, naprzeciwko policjanta, który z kamienną twarzą wpatrywał się prosto w moje oczy.
– Czasami ludzie nie zdają sobie sprawy, jakie mogą być konsekwencje ich działań – powiedział w końcu, przerywając ciszę.
Przełknęłam ślinę, czując, jak moje serce bije coraz szybciej. Nie miałam pojęcia, co miał na myśli. Dlaczego mówił o konsekwencjach? Co ja właściwie zrobiłam? Zastanawiałam się, czy to moment, w którym powinnam coś powiedzieć, czy może lepiej milczeć, czekając na wyjaśnienia.
– Co się dzieje? – wydusiłam w końcu, z nadzieją, że ta sytuacja to jakiś absurdalny żart.
– Otrzymaliśmy zgłoszenie o nieodpowiednim zachowaniu – powiedział, opierając się na biurku.
Czułam, jakbym stała się częścią jakiegoś kryminalnego filmu, tylko nie wiedziałam, jaką rolę odgrywam.
– Była pani widziana na terenie, gdzie obowiązują szczególne przepisy dotyczące ochrony. Osoby postronne doniosły, że zachowywała się pani w sposób, który może być uważany za podejrzany – dodał, a jego głos stał się bardziej stanowczy.
– Podejrzany? Co to znaczy?!
– Spacerując po okolicy, zrobiła pani zdjęcie. – Wskazał na komputer obok siebie, gdzie zobaczyłam nagranie z kamery. Moje serce na chwilę stanęło, gdy rozpoznałam siebie na ekranie. – Jakie były pani intencje?
– Intencje? – Zaczęłam panikować. Czułam, jak drżą mi dłonie, więc schowałam je szybko do kieszeni. – Zwykłe zdjęcie, wie pan... Taki ładny budynek, pomyślałam, że...
Policjant uniósł brew, nie drgnąwszy ani na moment.
– To obiekt resortu obrony narodowej. Dostęp do niego jest ściśle kontrolowany, a wszelkie rejestracje wizualne mogą być interpretowane jako potencjalne naruszenie bezpieczeństwa.
W tej chwili nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie miałam pojęcia, że to, co robiłam, mogło prowadzić do takich komplikacji. Moje doświadczenie z policją ograniczało się do sytuacji, w której musiałam odebrać Maxa z aresztu razem z rodzicami, gdy w podstawówce sprzedawał mąkę innym dzieciom, udając, że to jakaś psychoaktywna substancja. Nauczycielki, widząc zrobione kreski na szkolnej ławce, myślały, że to na poważnie i wezwały policję.
Teraz jednak to ja siedziałam tutaj, sparaliżowana strachem.
– Proszę mi uwierzyć, to nie było moim zamiarem. Nikomu nie chciałam zaszkodzić!
– A nie widziała pani tabliczki? – zapytał, wskazując palcem na ekran.
Spojrzałam w stronę komputera i wtedy ją zobaczyłam. Dosłownie przed tym budynkiem, tuż obok, wisiała tabliczka z wyraźnym napisem „Zakaz nagrywania i robienia zdjęć".
– O... – mruknęłam, czując, jak cała moja twarz płonie ze wstydu. – Tak, ta tabliczka. Właściwie to jej nie widziałam... To miało być zwyczajne zdjęcie na Instagrama, niech mi Pan uwierzy.
– Więc uważa pani, że zdjęcie na Instagramie jest czymś, co usprawiedliwia złamanie zasad? – Jego ton był tak bezlitosny, że nie czułam się już jak zwykła dziewczyna, która po prostu zrobiła głupi błąd. Czułam się jak kryminalistka.
– Czy mogę jakoś naprawić to, co się stało? – Moja prośba brzmiała jak desperacka, bezradna próba wyjścia z kłopotów.
– Na początek, niech mi pani opisze całą sytuację – polecił policjant, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Proszę również pokazać mi zrobione zdjęcie.
CZYTASZ
Brighton School II
Teen FictionDrugą część dylogii "Brighton School". "Bo to, co było między nami, nie powinno tak po prostu zniknąć."