Madison ❤️🎄❄️

79 44 35
                                    

Wjeżdżając na sześćdziesiąte dziewiąte piętro Starlight Tower, myślałam tylko o tym, aby Zayden Harrington faktycznie dotarł do redakcji tuż po nas. I nie chodziło mi wcale o premię (choć nie miałabym nic przeciwko kilku dodatkowym dolcom), ani o to, że mój uparty szef wlepi mi kolejną naganę, ale o fakt, że wizerunek profesjonalnej dziennikarki, który budowałam z takim uporem, znów zostanie nadszarpnięty, a ja po raz kolejny ujrzę w oczach Idealnego ten przeklęty błysk mówiący: „Znów dałaś plamę."

Wzdrygnęłam się na tę myśl i oderwałam spojrzenie od szyldu zawieszonego nad wejściem do redakcji. Napis, wykonany z szarej stali oraz srebrnych liter, emanował nowoczesną prostotą i elegancją, doskonale komponując się z wyrafinowanym wnętrzem biurowca. Gdy szklane drzwi rozsunęły się przed nami, wmaszerowałam z moją przyjaciółką do środka.

– Wpadnę w przerwie na lunch – zakomunikowała Abby, posyłając mi swój najsłodszy uśmiech i zniknęła w jednym z pomieszczeń, które oddzielały od siebie szklane ściany.

– Jasne. Zobaczymy się na przerwie – odpowiedziałam z dużo mniejszym entuzjazmem. Pomachałam do niej dłonią, i udałam się w stronę mojego biura znajdującego się na samym końcu korytarza oraz przylegającego do tego, które zajmował obiekt moich wszystkich rozterek.

Westchnęłam, przyspieszając kroku, w dalszym ciągu nie mając pewności, czy gdzieś po drodze nie ujrzę Harringtona wychodzącego z któregoś z gabinetów albo nie usłyszę za sobą jego niskiego głosu. Głosu – powtórzyłam w panice i gdy znajomy, lekko ochrypły ton rozbrzmiał gdzieś w moim pobliżu oblała mnie fala ciepła.

– A niech to – warknęłam pod nosem, odwracając się przez ramię, co jak się okazało, nie było dobrym pomysłem, bo w tej samej chwili potknęłam się i runęłam jak długa. – Szlag! – cisnęłam na cały głos, odrywając wzrok od dywanu, którego byłam pewna, nigdy wcześniej nie widziałam w tym miejscu. – Kto do jasnej cholery położył tutaj to paskudztwo? – warknęłam sama do siebie, zagryzając zęby z bólu i podnosząc z posadzki torebkę, która wyleciała mi z dłoni, ciesząc się, że wszyscy wokół zajęci są swoją pracą. – Oczywiście, jak zawsze, nie ma winnego – dopowiedziałam, poprawiając przekrzywione okulary i dysząc ze złości.

Kucnęłam i zaczęłam pakować do torby to, co wypadło na zewnątrz. Telefon, długopis, kilka świątecznych kartek...

Uniosłam głowę.

– Przełuż spotkanie z Lincolnem na jutro i skontaktuj się z menadżerką Logana Dawsona. Najlepiej jak najszybciej. Chcę jeszcze dziś umówić termin spotkania. – Głos Zaydena Harringtona przybliżał się i z każdą sekundą stawał się coraz bardziej donośny. Jego ton był stanowczy, a każde słowo brzmiało jak rozkaz. – Musimy kuć żelazo, póki gorące. Kto wie, czy jeszcze kiedykolwiek nadarzy się okazja, aby przeprowa....

– Cholera! A niech to! – wymamrotałam, podnosząc się z posadzki. W popłochu porwałam torebkę i kuśtykając, popędziłam w stronę mojego biura, nie oglądając się więcej za siebie, bo ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam, to aby pan cholernie Idealny zobaczył mnie leżącą tuż przed jego stopami.

Odetchnęłam głęboko, gdy w końcu znalazłam się w środku i zamknęłam za sobą drzwi. Spojrzałam na kiczowaty budzik stojący na brzegu biurka, czerwony z rogami renifera (ubiegłoroczny gwiazdkowy prezent od mamy), zdając sobie sprawę, że gdybym nie dotarła do redakcji przed Idealnym, dostałabym z Abby niezłą reprymendę. Ba, dostałabym niezły ochrzan. Godzina! Przeszło godzina spóźnienia! – uzmysłowiłam sobie, zdejmując czapkę i wpychając ją do kieszeni. Potrząsnęłam głową, brązowe sprężyste fale rozsypały się wokół mojej twarzy i spłynęły na plecy.

Narzeczony na Święta ❄️❤️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz