Rozdział 1

46 9 2
                                    

Obecnie
Asheville, Karolina Północna

Pociągnięcie pędzlem zostawiło, na rozłożonym na sztaludze płótnie, smugę w odcieniach jasnego błękitu. Obraz wyglądał teraz aż nadto realistycznie. Morskie fale obijały się o brzeg piaszczystej plaży, na której gdzieniegdzie leżały porozrzucane małe, szare kamyczki. Spieniona woda wyglądała agresywnie. Zupełnie tak, jakby była gotowa porwać każdą niewinną duszę, która zdecyduje się do niej wejść. Burzowe chmury na niebie sprawiały wrażenie, jakby miały zaraz się rozpaść, a wicher towarzyszący statkowi z marynarzem stojącym za sterem, przypominał mi o emocjach, które zalewały teraz moje serce.

Oderwałam się od płótna i zdjęłam okulary. Chwyciłam w dłonie biała szmatkę umazaną kolorowymi, akrylowymi farbami i wytarłam w nią swoje ubrudzone palce i dłoń.

Usiadłam tylko na chwilę z zamiarem dokonania ostatnich poprawek, a za oknem zaczynało już się ściemniło. Telefon zawibrował mi w kieszeni jeansowych ogrodniczek.


Od Kai: Chodź na kolację.


Prychnęłam pod nosem i pokręciłam z rozbawieniem głową. Rozprostowałam spięte, od trwania w jednej pozie, ramiona i zwlokłam się do salonu po schodach.

Kai leżał rozłożony na kanapie, a nogi opierał o róg drewnianego stolika. Dokoła niego walały się rozrzucone chrupki. Miał zarzucony na głowę kaptur fioletowej bluzy, a jego palce sprawie przemykały po ekranie telefonu, wystukując wiadomość.

Chwyciłam za szmatkę i płyn do odkażania leżące na blacie kuchennym. Podeszłam do brata i próbowałam strącić jego nogi, zwracając tym na siebie jego uwagę. Skrzyżowałam ramionami na piersi i uniosłam lewą brew ku górze. Nasze spojrzenia się spotkały.

– Nie trzyma się stóp na stoliku, braciszku.

– Trafna uwaga, siostrzyczko – Spojrzał na mnie prowokująco i położył nogę na miejsce, z którego ją strąciłam.

– Jesteś niewychowany – parsknęłam z rozbawieniem.

– Wychowała mnie ta sama osoba, co ciebie.

Mama wyłoniła się z kuchni z białą szmatką w kratkę w jednej ręce i patelnią z pysznie pachnącymi ziemniakami w drugiej. Przeniosła ciężar ciała na zdrową stopę i uniosła wysoko podbródek, patrząc na nas z udawaną surowością w oczach.

– Nie wiem, co poszło nie tak w waszym wychowaniu, ale oboje jesteście tacy sami – Pogroziła nam palcem i machnęła ścierką w stronę Kaia – Ale Barb ma rację, bierz te nogi, synu.

Spojrzałam na niego z miną, która oznaczała tylko jedno "A nie mówiłam?".

– I przestań obżerać się tymi chrupkami przed kolacją.

Kai zamarł z ręką przy ustach, a ja parsknęłam mimowolnie pod nosem. Chciałam skomentować tę sytuację, ale widząc jego ciskające błyskawicami spojrzenie, w porę ugryzłam się w język.

Przeszłam do jadalni, znajdującej się w pokoju obok. Zapach truskawek dotarł do mojego nosa, gdy przecierałam klejący się miejscami dębowy stół.

– Będziemy mieć gości? – wypaliłam.

Truskawki oznaczały tylko jedno. Popisowy deser Gabrieli White.

– Skąd takie pytanie?

Mama spojrzała na mnie w zaskoczeniu, marszcząc czoło, jak to miała w zwyczaju.

– Robisz sernik z truskawkami tylko wtedy, kiedy mamy mieć gości.

Nachyliłam się nad blatem i spojrzałam na niego z innej perspektywy. W ten sposób żadna smuga mi nie umykała.

Zdmuchnęłam resztkę paprochów, które pominęłam. Czarne pasmo, tak różniące się od blond włosów matki, wydostało się z mojego splecionego warkocza i opadło na twarz, gilgocząc mnie w policzek. To jedna z tych rzeczy, które odziedziczyłam po ojcu. Uśmiechnęłam się blado pod nosem na wspomnienie jego bujnej, ciemnej czupryny.

– Nie spodziewamy się gości, po prostu miałam ochotę na sernik – Mrugnęła do mnie i pośpiesznie zniknęła za winklem.

Wyjęłam z szafki czerwone podkładki pod talerze. Intuicja podpowiadała mi, żeby mimo wszystko, przygotować dodatkowe nakrycie dla tego gościa, którego tak usilnie kryła w tym momencie. Od razu zauważyłam, że jest cała w skowronkach, a jej policzki przybrały delikatnie różowy odcień. Od jakiegoś czasu znikała wieczorami, wracała później z pracy, a przede wszystkim – chodziła uśmiechnięta.
A na tym zależało mi najbardziej. Przymknęłam powieki i pokręciłam z zadowoleniem głową.

Nie zastanawiając się dłużej, rozłożyłam sztućce i talerze, a z białych serwetek złożyłam małe łabądki. Dokładnie tak, jak nauczył mnie tata. Spojrzałam na zastawiony stół. Cztery nakrycia. Nie trzy.

– Oby był dla niej dobry, tatusiu – wyszeptałam pod nosem, sama do siebie.

Zerknęłam przelotnie w oprawione w grubą, czarną ramę lustro wiszące na ścianie. Zwróciłam uwagę na wypieki na swojej twarzy, rozczochrane włosy i ubrudzone kolorowymi farbami ogrodniczki. Przejechałam palcem po niebieskich smugach, które musiałam zostawić, odruchowo wycierając palce o spodnie. Wzruszyłam ramionami. Kolory dodawały duszy, nie tylko obrazom, wszystkiemu.

– Trzeba ci w czymś tam pomóc?.

– Nie, wszystko gotowe!

– Kai! – zawołałam.

Zdjęłam gumkę z włosów i kilkoma ruchami palców rozplątałam rozwalającą się fryzurę. Podzieliłam włosy na trzy części i zaczęłam przekładać je w określonej kolejności, plotąc nowego warkocza.

– Czy ty musisz tak wrzeszczeć? – syknął do mojego ucha, łąpiąc mnie rękoma w talii i unosząc do góry.

Przerzucił moje ciało przez swoje ramię, jak worek ziemniaków. Moja głowa zwisała teraz wzdłuż jego szerokich pleców, a dłonie opierały się na pasku od spodni. Zaczęłam machać nogami, ale poluzowanie uścisku wystarczyło, żebym przestała tak robić w obawie o własne życie.

Lie for me | Nowa wersja | 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz